🔫13 🔫

287 41 11
                                    

  Park Jimin spojrzał na szczupłe ciało leżące w białej pościeli. Dziwne kabelki biegły od wąskich nadgarstków do aparatury stojącej przy łóżku. Bawił się palcami Yoongiego, którego pobladła twarz otulona była czystym spokojem. Po chwili poczuł, jak dłoń przyjaciela delikatnie drży. Gdyby nie spoczywała w jego uchwycie, zapewne delikatny ruch zostałby przeoczony. Po tym niezgrabnym geście Yoongi powoli uchylił zmęczone powieki. Chwilę patrzył w sufit, ale zaraz przeniósł wzrok na Jimina, którego uśmiech poszerzył się wraz z momentem skrzyżowania ich spojrzeń.

– Kurwa, wiedziałem. – Rzucił Yoongi, patrząc na uśmiechniętą twarz kolegi.

Jimin skrzywił się na dość nietypowe słowa, wypowiedziane przez kogoś, kto wybudził się z kilkudniowej śpiączki.

– Wiedziałem, że kurwa umarłem. Wiedziałem, że nie ma ani nieba, ani piekła, że to gówno nie istnieje.

– O czym ty bredzisz?

– Nie żyjemy.

– Nie wiem jak ty, ale ja żyje i mam się dobrze. Kula trafiła w tętnicę, a nie w mózg – zaśmiał się Jimin, ale widząc zmieszany wzrok poszkodowanego, dodał – Tae ucisnął na tyle mocno ranę, że zdążyliśmy dowieźć Cię na czas. Straciłeś bardzo dużo krwi, więc musisz odpoczywać, ale wszystko dobrze się goi to tylko kwestia paru dni, żebyś wrócił do całkowitego zdrowia.

– Przecież nie było Cię w aucie, kiedy stamtąd uciekaliśmy.

– Nie było mnie, bo ktoś musiał wrócić naszym. Nie zostawiłbym na miejscu zbrodni skupiska naszych odcisków palców.

Yoongi westchnął głośno i spojrzał w sufit, jakby z ulgą kontemplując wszystko, co powiedział jego towarzysz niedoli.

– A co z resztą?

– Nie licząc tego, że prawie ich zabili przez twoją nieuwagę, to całkiem znośnie.

– Moją? A co ja takiego niby zrobiłem?

– To była policja. Jeon i ja ich znaliśmy, pracowaliśmy dla nich. Gdybyś nie chlapnął jego nazwiskiem, wszystko poszłoby sprawnie.

Przez twarz Yoongiego, jakby sprintem przebiegł cień poczucia winy, jednak zaraz dodał:

– Znalazł się, kurwa. Co on myśli, że jedyny w Korei ma na nazwisko Jeon? – Zapytał, próbując podnieść się na przedramionach.

– Teraz powinieneś wrócić do zdrowia na spokojnie. – Zareagował, od razu przyciskając go do łóżka.

– Chcę się widzieć z Namjoonem. Teraz.

– Szef nie będzie dostępny do końca tego tygodnia. – Powiedział Jimin dużo poważniej.

– Czy wyglądam, jakby mnie to obchodziło? Oczekuję, żeby pojawił się tu jak najszybciej. Nie mam zamiaru dalej brać udziału w tej chorej szopce...

– Jesteśmy drużyną, Yoongi. Uważasz, że sprawiedliwie jest teraz zostawić nas wszystkich?

– Jakich nas? Ja nie jestem niczyją drużyną. Jestem pieprzoną jednostką – z każdym kolejnym słowem podnosił głos – ja tu do kurwy nędzy jestem z przypadku. Drużyna powinna być w stanie oddać za siebie życie. A ja nie oddałbym go za żadnego z was.

Jimin spojrzał pusto na drobne ciało, a po chwili w pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk odsuwanego krzesła.

–Jungkook po ciebie wrócił. Może nie oddał za ciebie życia, ale nie zostawiłby cię na pastwę losu. Nigdy. – Później słychać było tylko trzaśniecie drzwiami.

You should remember my nameWhere stories live. Discover now