Cztery Żywioły I Jedni Z Ostatnich. Rozdział 6: Rabuś i Waleczny Aleks.

3.1K 176 12
                                    

Aleks
********

Nie, nie mam wytłumaczenia na to co się wczoraj działo. Wiem, że to było głupie, nieodpowiedzialne, szczeniackie, wplecione w całą naszą historię bez sensu, ale stało się. Mógłbym się tłumaczyć, że to przez późną godzinę, młody wiek, filmy, książki, świat, ale wiem, że żadna wymówka nie jest dobra. W końcu nikt mi nie zabrał mózgu, więc mogłem pomyśleć zanim coś zrobiłem. Oczywiście, żebyście nie myśleli, że całuję każdą nową zapoznaną dziewczynę, bo tego nie robię. Pewnie ponownie zabrzmię jak totalny kretyn, ale Bella jest jedyna wyjątkowa. Naprawdę. Gdy ją zobaczyłem, jakby motylki w brzuchu mi się obudziły, i tak, to też brzmi głupio. Nigdy nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia, jednak ona chyba istnieje. Gdy nasze spojrzenia się spotkały coś poczułem i ona chyba też. Była między nami jakaś iskra... Chyba... Chyba, że jestem kolejnym głupim nastolatkiem, który wmawia sobie jakąś durną miłość przez natłok hormonów. Oby nie. Przynajmniej ja myślę, że nie. Skoro ja panuję nad mocą żywiołu, to nie ma bata, przeznaczenie też musi istnieć.

Szedłem do szpitala. Chciałem wyjaśnić z Bellą tą całą sytuację. Przebiegłem góry, doliny lasy... Nie no dobra, po prostu przeszedłem przez las i jakoś trafiłem. Udałem się do pokoju który jest jej przypisany. Wiem, że teraz ma przesłuchania, więc postanowiłem poczekać na miejscu.

Wsiadłem do windy i chwilkę poczekałem, aż zatrzyma się na moim piętrze. Przeszedłem przez parę korytarzy i trafiłem przed jej drzwi. Zapukałem. Z tego co jest napisane przed salą, to leży tu jeszcze jedna osoba. Czekałem chwilę, jednak nikt się nie odezwał, więc wszedłem do środka samowolnie. Ku mojemu zdziwieniu, jednak ktoś tu był, ale to raczej nie pacjent. Chłopak ubrany w ciemne ciuchy grzebał po mieszczących się tu torbach i szafkach. Spojrzał się na mnie z zakłopotaniem.

-Yy... Ojej, musiałem pomylić sale...- mruknął i prędko wziął się do jej opuszczenia, jednak ja na to nie pozwoliłem.

Zatorowałem mu drogę ręką. Nie było to trudno, bo byłem większy niż on.

-Pomylić sale, tak? Torby też pomyliłeś? I rzeczy, które wsadziłeś do kieszeni?- zapytałem.

-Nie wiem o czym mówisz...- burknął i próbował odepchnąć moją rękę, ale jestem za silny.

-Ach tak... To możesz pokazać co przed chwilą zwinąłeś?

-Powiedziałem, że nie wiem o czym mówisz!- krzyknął, wyczuwając zagrożenie i sprawnie wywinął się z mojego potrzasku.

Ja, odważny i waleczny Aleks, zacząłem biec za złodziejem. Nie mogę pozwolić, żeby ten mały szczyl ukradł coś Belli! Ominąłem parę pielęgniarek, jednej strącając papiery z rąk. Młody kierował się w stronę schodów, więc ja gnałem za nim. Po drodze przewrócił białą, wysoką szafkę, żeby utrudnić mi drogę. Papiery znajdujące się na owych półkach rozniosły się po cały korytarzu. Jedne latały, drugie miękko lądowały na ziemi. Pomimo tych trudności biegłem dalej. Dotarliśmy do klatki schodowej. Chłopak szybko zbiegał po schodach, a ja za nim. W połowie, złodziejowi zaczęły plątać się nogi i zleciał ze schodów, trafiając na główny hol szpitala. Oczywiście wzrok wszystkich obecnych został skierowany na niego, a potem na mnie, wbiegającego i podnoszącego go agresywnie. Z kieszeni młodego wypadły wszystkie skradzione rzeczy.

-Ratunku! Złodziej!- krzyknął, obarczając mnie całą winą.

-Nie, nie, nie. Ja tego nie ukradłem, to on- próbowałem się obronić.

Chwilę później podeszła do mnie ochrona i zabrała do jakiegoś pomieszczenia.

... ... ... ... ... ...

-Co ty sobie wyobrażasz?!- zapytała mnie Emma, wkurzona jak osa.

-Próbowałem pomóc! To nie moja wina...- jęknąłem.

-Ile razy ci powtarzałam, żebyś nie wtrącał się w nie swoje sprawy?- spojrzała na mnie zła.

-On ukradł rzeczy Belli...

-Bella nie ma rzeczy- burknęła.

-Jak to nie ma?- spytałem zaskoczony.

-Wszystko spłonęło. Nie ma nic. To musiało być tej Samanty, jej łóżkowej sąsiadki...- westchnęła -Masz szczęście, że mam teraz dyżur. Gdyby nie ja, ochrona zadzwoniłaby na policje i wiesz co by w tedy było?

-Wiem...- odparłem ze spuszczoną głową.

-Dobra, idź już. Daj rzeczy tej Samancie i dzisiaj się do mnie nie odzywaj. Poza tym bądź ostrożny. Z tego co wiem zdążyli już wezwać policję. Na razie mają za dużo roboty, by marnować czas na takiego knypka jak ty. Na razie masz zakaz wychodzenia. Dobrze?

-Dobrze- przytaknąłem i udałem się do pokoju dziewczyn.

Znów wjechałem windą na piętro, przeszedłem korytarzem do sali. Zapukałem. Rozległ się dziewczęcy głos, który chyba mówił proszę. Wszedłem. Na miejscu były już obie dziewczyny. Ale straciłem poczucie czasu. Od mojego "zatrzymania" musiało minąć parę godzin.

-Co tam?- zapytała Bella.

-Em, mam rzeczy Samanty- zwróciłem się do drugiej nastolatki.

-O jejku! Zgubiłam je?- spytała.

-Nie, jakiś chłopak ci je ukradł. Masz szczęście, że tutaj byłem, bo inaczej kto wie jakby się to skończyło- powiedziałem i podałem jej przedmioty.

-Dzięki.

Bella spojrzała za okno. Było już ciemno, co miało świadczyć o późnej godzinie.

-Jest już późno- stwierdziła niepewnie.

-No jest- odparłem zmieszany. Trochę wstydziłem się z nią rozmawiać i chyba ona ze mną też.

-To ten, chyba powinieneś zostać chyba...- stwierdziła.

-Chyba tak- odpowiedziałem.

Czuję, że się do siebie zbliżamy. Gdyby mnie nie lubiła nie proponowałaby mi spotkania, prawda?

Po godzinie przyszła noc, którą spędziłem śpiąc na krześle.

Cztery Żywioły - TrylogiaWhere stories live. Discover now