Cztery Żywioły I Jedni Z Ostatnich. Rozdział 15: Nienawidze Swojego Byłego.

1.3K 96 2
                                    

EMMA
*********

Pobiegłam do lasu. Nie chciałam żeby
ktoś mnie widział. Czułam się okropnie. Dowiedziała się, że jestem jej matką. Ukrywałam to, bo miałam swoje powody, a ona się od niego dowiedziała i do tego mnie nie nawidzi. Taki mądry był, taki mądry, ale nie powiedział dlaczego się nią nie zajęłam.

Znalazłam się w pięknym miejscu. Było ono w środku lasu. W jednym miejscu nie było drzewa i padał tam promyk światła, a obok niego był kamień. Podeszłam do niego i usiadłam na pięknej, zielonej trawie. Chwilę później zasnęłam.

... ... ... ... ... ...

Było ciemno. Bardzo ciemno. Nic nie widziałam.

-No dzień dobry- odezwał się znajomy głos.

-Co ty tu robisz?- zapytałam niemile.

-Co tak wrogo nastawiona?

Nic nie odpowiedziałam.

-Chlapnęło mi się z Tą sprawą z Bellą...- zachichotał.

-Po co to robisz? - syknęłam.

-Hmm.. Niech się zastanowię..

-Dlaczego niszczysz mi życie? Niszczysz życie Belli, swojej żony, całemu światu!?

-To długa historia, na pewno ci ją kiedyś opowiem. - przerwał by znowu podjąć -Może wolisz rozmawiać twarzą w twarz?

-Nie. - odpowiedziałam krótko.

-Dlaczego?- spytał - Wiem, że tęskniłaś..

-Nigdy nie chce patrzeć na two ą krzy... - ucięłam. Nie chciałam wchodzić z nim w rozmowę.

-Dokończ- prowokował.

Coraz bardziej byłam zdenerwowana. W końcu puściły mi nerwy. Trysnęłam w niego wodą.

-Brakowało mi twoich porażek.. - syknął pod nosem.

Wstał. Nagle światło się zapaliło. Teraz nie było czarno, ale biało.

Przymrużyłam oczy, bo było trochę za jasno. Zobaczyłam go. Tą jego twarz, nie, tego nie da się nazwać "twarzą". Była przepełniona nienawiścią, złością i zawiścią..

Wywołał podmuch który mnie przewrócił. Podszedł do mnie.

-Nigdy ze mną nie wygrasz...- mruknął.

Dmuchnęłam wiatrem i w tym samym czasie kopnęłam go w brzuch. Poleciał z paręnaście metrów do tyłu. Szybko do niego przybiegłam, a on w tym samym czasie się podniósł. W jednej chwili stanęliśmy do walki.

Przybliżyłam do niego, bym mogłaepiej wymierzyć cios. Ten uchylił się i nie dostał. Kopnął mnie, poleciałam do tyłu. Podbiegł do mnie. Chciałem się podnieść, ale on mnie unieruchomił. Siedział na brzuchu. Zaczął walić pięściami w moją twarz. Czułam jak leci mi krew, czułam jak cała puchnę. Nie mogłam pozwolić, żeby mnie zabił.

Odepchnęłam go wodą, poleciał do tyłu. Momentalnie wstałam i szybko do niego pobiegłam. Zaczęłam wysuwać z ziemi ostre i wysokie sople lodu, a on za każdym razem robił unik. Nagle na mnie wskoczył, uderzył w plecy, potem w nos. Osunęłam się na ziemię. Kucnął przy mnie i szepnął mi do ucha.

-Nigdy ze mną nie wygrasz. Popełniłaś błąd, że ze mną zadarłaś...

Te słowa bardzo mnie rozwścieczyły.

Odepchnęłam go wiatrem, zachwiał się.

Szybko się podniosłam. Kopnęłam go w klatkę piersiową. Odszedł parę kroków. Popchnęłam go, upadł na ziemię, nie zdążył nic zrobić bo zaczęłam go kopać. Słyszałam pęknięcia jego kości.

Czułam się słabo, tak bardzo słabo. Ledwo starczyło mi siły na zadawanie ciosów. Jedynym co mnie trzymało, to determinacja. Wiedziałam, że jeśli on nie umrze to ja. Inaczej nie wyjdziemy z tego koszmaru. Miałam nadzieję, że w tym przypadku to będzie on.

Jeszcze chwilę go biłam. Skończyłam, gdy zobaczyłam w jakim jest stanie. Był cały czerwony i opuchniety. Jego oxzy były podbite, a z wargi leciała krew. Jego białe ubranie pokryła czerwona ciecz. Na ciele miał zadrapania i since.

Po się jeszcze męczyć, skoro można skończyć robotę już teraz?

Wyjęłam ręce przed siebie i resztkami sił wywołałam wielki kolec z ziemi. Wbił mu się prostu w brzuch i przelciał na wylot.

-To jeszcze nie koniec - wysapał ledwo.

Te słowa chodziły w mojej głowie echem.

Nagle wszystko zaczęło robić się rozmazane, powoli szare, aż w końcu czarne. Nicość..

... ... ... ... ... ...

Leżałam. Czułam się słabo. Podparłam się rękami, by móc usiąść.

Szybko obejrzałam się po ciele, by sprawdzić, czy po bitwie został jakiś ślad.

Gdy już myślałam że niczego nie znajdę, spostrzegłam, że na środku mojej dłoni widnieje jakiś napis. Przyjrzałam mu się dokładnie. Był on wyparzony. Jak go dotknęłam, to bolało jak cholera. Pisało tam: To jeszcze nie koniec. I teraz zrozumiałam jaka bezmyślna byłam.

On chciał mnie sprowokować, by sprawdzić moją siłę, nie zależało mu na wygranej. Teraz będzie się szkolił, by osiągną mój poziom, a jak pozwoli mu czas, to nawet wyżej.

Już wiem, że on jest coraz bardziej potężny, a ja stojęw miejscu. Muszę skupić się na sobie, a nie na dzieciaka.
Poproszę Olivera i Kevina, żeby się zajęli Bellą.

Hmm, może to miejsce będzie dobre na moje ćwiczenia?

Postanowiłam już sobie stąd iść. Nie wiem ile mnie nie było. Może się o mnie martwią? Tylko żeby im do tych pustych głów nie przyszło nic głupiego.

Zabrałam się i szłam, prowadzona przez intuicję. Jeszcze nie dokładnie wiedziałam gdzie to jest, dlatego co parę metrów zaznaczałam drzewo.

... ... ... ... ... ...

Około trzydzieści minut później byłam już w naszym obozie.

Oliver siedział na pniu drzewa patrząc się na swoją rękę. Była sina bardziej niż wcześniej. Widać, że go boli.

Kevin siedział przy innym drzewie. Nie wyglądał na obolałego. Wydaje mi się, że jego rany zostały opatrzone.

Aleksa nie widziałam. Był rozłożony tylko jeden namiot w którym była Bella, więc podejrzewam, że jest u niej.

Wyszłam zza drzewa i spytałam:
-Coś się stało?

Spojrzałam na Kevina zaniepokojona.

-Nie, czemu pytasz?- odparł. Zostawiłam to bez komentarza. -Gdzie byłaś? Martwiluśmy się o ciebie.

-W lesie- odpowiedziałam, a potem zwróciłam się do Olivera-Jak ręka?

-Trochę boli- stwierdził.

Wiedziałam, że kłamie. Ani ręka, ani jego mina nie mówiły, że to taka powierzchowna usterka, albo mały siniak

-Juto już powinno być dobrze - uśmiechnął się na przymus.

-Pewnie, a ja jestem wampirem. Idź do Belli. Niech cię opatrzył.

-Jest u niej Aleks- zdradził.

-To pójdź jak wyjdzie.

Kiwnął głową.

Poszłam rozpalić ognisko, zrobię coś do jedzenia. Pewnie wszyscy są głodni, ja na pewno.

Cztery Żywioły - TrylogiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz