promise me | freitag x eisenbichler

859 86 20
                                    

Chciałbym myśleć, że być może jeszcze pamiętasz, co mi obiecałeś tamtego wieczoru tyle lat temu.
Ale wiem, że nie pamiętasz nawet, że się znaliśmy, że tyle nas łączyło.
Ja też próbuję nie pamiętać. Staram się być dla ciebie zwykłym kolegą, którego dopiero co poznałeś, bo tak dla ciebie to wygląda. Spędzam z tobą czas i udaję, że moje serce wcale nie rozpada się na kawałki, gdy przypominam sobie wszystkie wspólne momenty.
Wcale nie zalewam się później łzami w łazience, gryząc z bólu ręce.
Wcale nie mam ochoty znów dotknąć twoich ust, za którymi tęsknię tak, że czasami nie potrafię myśleć o niczym innym.
Czasami myślę sobie, że może jeszcze kiedyś sobie przypomnisz. Że odzyskasz choć część wspomnień.
Podświadomie wiem, że to prawie niemożliwe.
Już nigdy więcej nie spojrzysz na mnie tak, jak po raz ostatni trzy lata temu.
Już nigdy więcej moje spragnione usta nie poczują smaku twoich warg.
Ty znów ułożyłeś sobie życie. Beze mnie.
Nie przeszło ci nawet przez myśl to, że ten facet, który siedział przy tobie przez całą śpiączkę, który trzymał cię za rękę, gdy się obudziłeś, mógł być kimś więcej niż przyjacielem.
Nigdy nie pomyślałeś, że łączyło nas coś więcej.
A ja nigdy nie czułem, że mam prawo do tego, by wpychać się do twojego życia, skoro tego nie chciałeś. A może powinienem?
Byliśmy razem dwa lata. Dwa lata, z których nie pamiętasz ani minuty. Nie pamiętasz nawet tego, że istniałem.
Zupełnie jakby los sobie ze mnie zadrwił i odebrał mi wszytko, co w moim życiu miało jakikolwiek sens.

Czasami lubię sobie pomyśleć, że przychodzisz do mnie i mówisz mi, że pamiętasz. Wyobrażam sobie, że biorę cię w objęcia i w końcu całuję. Że wszytko znów jest takie, jak powinno.

Jednak wiem, że to się nigdy nie wydarzy.
Nigdy sobie nie przypomnisz, a ja nigdy nie powiem ci, że mnie kochałeś. Bo jak niby mam ci powiedzieć, że to czułeś, skoro nic nie pamiętasz? Jak miałbym żyć i przekonywać cię do mnie, udawać, że wszystko jest w porządku, skoro dla ciebie byłem tylko kolejną obcą twarzą?
Nie umiałem spojrzeć ci w oczy i po raz kolejny dokonać tego zniszczenia twojej nieskalanej niczym duszy. Nie umiałem po raz kolejny odebrać cię rodzinie, która przez to znów cię odzyskała. Bo przecież już nie byłeś 'tym gejem'.
Twierdzili, że ten wypadek cię naprawił, chociaż nikt ci tego nigdy nie powiedział.

Każdej samotnej nocy myślałem o tobie i zastanawiałem się, czy może teraz śpisz w łóżku z kimś innym. Może całujesz czyjeś inne usta, inne ciało?
Może komuś innemu mówisz o swojej miłości?

Wolałbym, żebyś był martwy. Nie musiałbym wtedy żyć w tym okropnym świecie, na którym każda sekunda byka dla mnie cierpieniem. Nie mogłem znieść tego, że ty żyjesz, jesteś zdrowy, ale już nie mój.
Nie wiem, co zrobiłem, żeby zasłużyć na taką karę.

Teraz pozostało mi udawanie kolegi.
Spotkanie na piwie.
Słuchanie, jak opowiadasz o kolejnych dziewczynach i powstrzymywanie wymiotów.
Powstrzymywanie łez, cisnących się do oczu.
Wymuszenie uśmiechu. Upijanie się, byle więcej o tym nie myśleć.

Jednak nigdy chyba nie byłem bardziej pijany niż w dniu, w którym otrzymałem zaproszenie na twój ślub.
Wypiłem wtedy ponad litr wódki, ale żaden z kieliszków nie ukoił tego bólu, palącego serce, ciało i duszę.
Myślałem, że moje życie właśnie się skończyło.

Ale poszedłem na ten ślub.
W ostatniej resztce ślepej, głupiej i beznadziejnej nadziei, że może zrezygnujesz, przypomnisz sobie o czymkolwiek związanym ze mną, z naszym życiem. Może po prostu poczujesz, że to nie to.

Tak się nie stało, a ja siedziałem i patrzyłem, jak miłość mojego życia bierze ślub z kimś innym.

Nie poszedłem na wesele. Wróciłem do domu i po raz kolejny zalałem się w trupa.
Bo przecież w środku i tak byłem martwy.
Moje życie zupełnie straciło sens. Wszystkie płomyczki nadziei zgasły.
Usiadłem na łóżku i ukryłem twarz w dłoniach. Zacząłem płakać.
Nie potrafiłem zrobić nic innego niż szlochać.

ONESHOTS | skijumpingWhere stories live. Discover now