despite it all | stoch x prevc

907 94 18
                                    

Przygryzam wnętrze swojego policzka. Pochamowuję kolejny wybuch złości. Doskonale wiem, że żaden z członków mojej rodziny, choćby nie wiadomo jak mnie teraz irytował i denerwował, nie jest niczemu winien. Wiem, że mi współczują, ale nie mogą też nic zrobić.
Biorę głęboki wdech i staram się policzyć spokojnie do dziesięciu.
Uspokajam się na tyle, że mogę odpowiedzieć na zadane mi pytanie.

— Wszystko jest w porządku — odpowiadam jak zawsze. Moja matka patrzy przez chwilę na mnie, ale potem wzdycha tylko i wraca do wykonywanej wcześniej czynności. Wiem, że powinienem z nimi porozmawiać, ale nie umiem. Nie potrafię teraz nawet wmówić jego imienia. Za każdym razem, gdy widzę coś o nim w gazecie, internecie, czy gdziekolwiek indziej mam ochotę wydłubać sobie oczy. Nie chcę, ale też bardzo pragnę widzieć jego twarz i imię.
Jestem już zmęczony. Zastanawiam się, kiedy w końcu przestaną o tym mówić. Kiedy w końcu przestanę tak cierpieć.
Siedzę jeszcze przez chwilę przy stole, dopijam swoją kawę i zaczynam zbierać się do wyjścia.
Żegnam się z siostrami i rodzicami. Gdy wychodzę, matka łapie mnie jeszcze za rękę.
Rzuca mi troskliwe spojrzenie.
— Peter, zawsze możesz mi o wszystkim powiedzieć, przecież wiesz — mówi i przytula mnie na pożegnanie. Pozwalam się jej objąć. Brakowało mi jej.
— Wiem — odpowiadam i całuję ją w policzek.
Wsiadam do samochodu i wracam do swojego, pustego już, mieszkania. Pustego, bo już nie ma w nim jego.
Wciąż jeszcze czuję w łazience zapach jego żelu pod prysznic, ale to wszystko, co mi pozostało. To i jedna koszulka, która aktualnie leży, idealnie złożona na mojej szafce nocnej. Pod ręką, żebym w każdej chwili słabości mógł wziąć ją i wtulić się w ten kawałek materiału, udając, że to on. Że wciąż mam go w ramionach.
Czasami staram się też sobie wmówić, że po prostu wyjechał. Jest na jakimś zgrupowaniu, ale niedługo znowu zobaczę jego uśmiechniętą twarz. Wejdzie do mieszkania, z charakterystycznym tylko dla niego zapachem i takim wyjątkowym, jedynym w swoim rodzaju uśmiechem, w którym zakochałem się od pierwszego wejrzenia.
Teraz znowu biorę tą koszulkę.
Mam wrażenie, że ten zapach nie jest już wyraźny.
Jestem zrozpaczony, bo to jedyne co mi zostało.
Chowam twarz w poduszce i zaczynam płakać. Po raz setny, tysięczny, już sam nie wiem. Nie mam pojęcia kiedy, ale robi się ciemno. Spędzam kolejną noc na leżeniu i wpatrywaniu się w sufit.
Mija rok, odkąd mnie zostawiłeś. Brzmi to trochę samolubnie.
Rok, odkąd cię bezpowrotnie straciłem.
Bo nie zostawiłeś przecież tylko mnie. Zostawiłeś cały świat.
Leżę i zastanawiam się, dlaczego jeszcze ze sobą nie skończyłem.
Egzystuję już rok, odkąd to wszystko straciło sens. Cierpię. Nie jem. Nie śpię. Nie pracuję. Nie umiem z nikim rozmawiać.
A jednak żyję. Pozwalam sobie opłakiwać ciebie godzinami.
Wiem, że tego byś nie chciał. Na pewno chciałbyś żebym żył dalej. Cieszył się, zakochał ponownie.
Ale jak mam to zrobić, skoro to ty byłeś całym moim życiem, całym światem?
Nie mogę zakochać się ponownie, bo to ciebie wciąż kocham całym moim sercem, duszą i każdą komórką ciała.

Zastanawiam się. Przez cały czas.
A potem piszę listy do wszystkich, którym jestem to winien. Zostawiam to ułożone ładnie na stole, razem z testamentem.
Idę do łazienki i wyciągam te wszystkie leki, które miałem brać na moją rzekomą depresję.
Rozkładam je na blacie, układając w równy rządek.
Z szafki pod zalewem wyciągam ukrytą przed wszystkimi butelkę wódki.
Wypijam łyka prosto z butelki.
Wracam do łazienki i biorę pierwszą tabletkę.
Biorę wszystkie po kolei, popijając alkoholem.
Siadam przy wannie i zaczynam płakać.
Łzy płyną po moich policzkach. Przez chwilę czuję, że ktoś ściera je swoją dłonią. Podnoszę wzrok i widzę ciebie Kamil.
Uśmiechasz się smutno i wyciągasz do mnie rękę.
A ja uśmiecham się szeroko i ją chwytam.
Idę za tobą, zostawiając wszystko za sobą.



Miałam ochotę na Procha, ale chyba słabo mi wyszło

ONESHOTS | skijumpingWhere stories live. Discover now