Rozdział 1

10.2K 503 19
                                    

Budzę się cała zlana potem. Wspomnienie powstania ciągle mnie prześladuje. Gdy tylko zamykam oczy widzę trupy, które kiedyś były moimi przyjaciółmi. Widzę twarz Davida i tego pchlarza rozrywającego mu gardło. Cholera, przecież mogłam mu jakoś pomóc. Mogłam przecież odepchnąć tego kundla, który mnie przytrzymywał i uratować Davida. Dlaczego tego nie zrobiłam? Dlaczego zamiast walczyć pozwoliłam mu umrzeć?

Wstaję z mojego łóżka, o ile można tak nazwać stary, rozpadający się materac i prujący się koc, który służy mi za pościel. Rozglądam się po mojej celi, a właściwie po izolatce z białymi ścianami i bez okien. Na lewo ode mnie znajduje się brudny i poniszczony kibel. Na prawym dolnym rogu przeciwległej ściany widać ślady pazurów. Z łatwością można je dostrzec, ponieważ zadbano o to, by w mojej celi było zawsze włączone światło. Bardzo jasne światło.

Nie mam pojęcia jak długo tu jestem. Może miesiąc, może dwa, a może rok? Z resztą co za różnica. I tak niedługo mnie zabiją.

Doskonale pamiętam ten dzień, gdy tu trafiłam. Z resztą jak mogłabym go nie pamiętać, skoro to był dzień klęski naszego powstania. W ogóle to bardzo krótkiego powstania. Dalej nie wierzę jak mogliśmy dać się tak łatwo podejść?

Jednak to już bez znaczenia.
Doskonale pamiętam moment, w którym mnie związali i prowadzili do pojazdów więziennych. Jak przechodziliśmy przez pole bitwy. Widok tych zakrwawionych trupów, które jeszcze nie dawno były ludźmi. I oczywiście trupów naszych wrogów. Widziałam jak szukano wśród nich niedobitków. Jedno z ciał szczególnie przyciągnęło moją uwagę. Była to Talia, 15-letnie, rudowłosa dziewczyna o błękitnych oczach, która należała do mojego oddziału. Pamiętam jak ją szkoliłam. Była bardzo zawzięta. Mimo nie za dobrej techniki nie poddawała się i ciągle ciężko trenowała. Jednak zawsze była pogodna i uśmiechnięta. Pamiętam, jak mówiła mi kiedyś o swoich marzeniach, o tym jak chciała znaleźć męża i mieć trójkę dzieci, o tym jak pragnie po prostu szczęścia. Teraz patrzyłam na jej zakrwawione ciało. Rozglądałam się w poszukiwaniu reszty mojego oddziału, jednak ich nie zauważyłam, co mogło znaczyć, że udało im się uciec.

W końcu dotarliśmy do wozów więziennych. Tutaj też nie widziałam nikogo z mojego oddziału, z czego się bardzo cieszyłam. Znaczyło to, że raczej udało im się uciec.
Wraz z innymi uczestnikami powstania zostaliśmy załadowani do tych wozów. Niektórzy płakali. Z paroma osobami staraliśmy się ich pocieszyć, jednak nie było to skuteczne. W końcu jak mogliśmy pocieszyć kogoś idącego na pewną śmierć? I to śmierć w męczarniach?
Wreszcie dotarliśmy do więzienia. Byłam jedną z pierwszych osób wziętych na przesłuchanie. A właściwie to na tortury.

Przesłuchiwali mnie chyba z miesiąc, jednak nic im nie powiedziałam. Z resztą czego się oni spodziewali? Że przestraszę się i im od razu wszystko wyśpiewam? Niedoczekanie ich! Może jeszcze miałam ich błagać o litość? Co prawda z moim wzrostem 1,67 m i wagą 46 kg mogę się wydawać słaba, jednak jestem dosyć silna. I mam dość dużą tolerancję na ból. Poza tym nie wydałabym innych.
Niektórzy pękli po paru dniach. Nie dziwię im się jednak. Gdyby mi zagrozili, że zabiją członków mojej rodziny, to też bym wszystko powiedziała. Jednak nie miałam tego problemu. Moja mama zmarła w trakcie porodu. Tata zaś 9 lat później podczas publicznej egzekucji. Od tego momentu byłam wychowywana przez starszego o 5 lat brata Natana i siostrę Charlotte, która zmarła parę lat temu. Kilka miesięcy przed powstaniem mój brat wyjechał do innych miast, by namawiać ludzi do przeciwstawienia się wilkom. To był akurat dzień moich 18-stych urodzin, ponieważ od tego momentu mogłam mieszkać sama.

Moje rozmyślania przerwało dwukrotne stukanie o drzwi celi. Po chwili przez otwór służący do podawania jedzenia wystawała taca z jakąś papką w metalowej misce i szklanką wody. Znaczyło to, że jest godzina 12. Niechętnie się podniosłam z posłania i wzięłam tacę. Co prawda nie była to długa droga, bo izolatka jest bardzo mała. Po chwili siedziałam na materacu i jadłam.
Jak ja nienawidzę tej papki. Ma smak wymiocin zmieszanych ze zgniłym jajkiem. A może rzeczywiście ktoś się do tego zżygał? Chociaż chyba jednak wolę nie wiedzieć...

Po chwili miska staje się pusta. Dzięki materiałowej, z którego jest wykonana, widzę w niej swoje odbicie. Chociaż czy ja wiem czy to dobrze? W misce widzę młodą dziewczynę o kasztanowych, tłustych włosach i szmaragdowych oczach, w których widać zmęczenie, oraz z zapadniętymi policzkach. Dostrzegam też pamiątki po przesłuchaniach na twarzy w postaci ran i siniaków. Są one na całym moim ciele, jednak szary strój więzienny bardzo dobrze je zakrawa.

Biorę łyk wody. Nawet ona paskudnie smakuje. W takich momentach tęsknię za więzienną stołówką. Tam przynajmniej jedzenie nie smakowało tak źle. Najbardziej jednak tęsknię za wspólnymi celami i za współwięźniami. Miałam wtedy przynajmniej do kogo gębę otworzyć.
Taa... Jednak bójka ze strażnikiem to nie był dobry pomysł... Jednak cóż innego mogłam uczynić? Stać i patrzeć jak katują tego biednego więźnia?
I właśnie dlatego zostałam zamknięta w izolatce. Nie pomógł też fakt, że kilka razy próbowałam uciec. Raz nawet mi się prawie udało. Ogłuszenie strażnika i ubranie jego stroju ogólnie było dobrym pomysłem, jednak niestety akurat tego dnia jego mate postanowiła go odwiedzić i spostrzegła, że coś jest nie tak.

Taa... I między innymi dlatego jestem teraz zamknieta w izolatce, a moim jedynym zajęciem jest rozmyślanie o własnym życiu. Gdybym miała jakiś zeszyt i ołówek to mogłabym pisać pamiętnik, jednak chyba uznano, że to zbyt niebezpieczne dawać mi coś tak ostrego jak ołówek.

Moje romyślania znów zostały przerwane, tym razem przez dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Po chwili drzwi izolatki się otworzyły.

Mój kochany wroguWhere stories live. Discover now