Rozdział 5

9.9K 425 44
                                    

Helios

Kurwa. Co we mnie wstąpiło? Czuję na sobie wzrok wszystkich. Wszystkie kamery są skierowane na mnie. Znaczy nie to żeby wcześniej nie były. Zapadła cisza. Nikt nie śmie się odezwać. Chyba czekają na jakieś wyjaśnienia. Nie dziwię im się. Niecodziennie się zdarza, by wilkołak bronił człowieka. Ale co mam im powiedzieć? Że mają mate jest człowiek? Nie, nie mogę tego zrobić. Będę pośmiewiskiem. Do tego ojciec może mi nie przekazać władzy. Co z tego, że jestem jego jedynym synem. Zdarzało się, że ktoś miał ludzką mate. Musiał wtedy zrezygnować z piastowanego stanowiska. W moim przypadku władza zostałaby przekazana któremuś z moich kuzynów. A nie mogę pozwolić, by któryś z tych idiotów przejął władzę. Ta cisza robi się przytłaczająca. Muszę jak najszybciej ją przerwać. Tylko jak? Muszę też jakoś to wszystko wyjaśnić.
Spoglądam na zebranych. Na twarzach reporterów dostrzegam radość. Niecodziennie się trafia coś takiego. Pewnie już mają pomysły na nagłówki. Przenoszę wzrok na tłum ludzi. W ich oczach można dostrzec jakby...nadzieję? Pewnie myślą, że się coś dla nich zmieni na lepsze. Hahaha, niedoczekanie ich. Dobra, stanowczo za długo milczę. Muszę się wreszcie odezwać. Tylko co mam powiedzieć? Hmm... Zaraz, chyba już wiem.

- Zaprowadzić skazanych do więzień w celu ich dalszego przesłuchania - mówię dosyć głośno, tak aby wszyscy uslyszeli - które osobiście przeprowadzę

Ok, chyba zbiłem reporterów z tropu. Mam nadzieję, że nie będzie jutro wiadomości o tym, że niby mam ludzką mate. Co prawda moja mate okazała się człowiekiem, ale oni nie muszą o tym wiedzieć. Lepiej, żeby nikt nie wiedział. Ja też mogłem tego nie wiedzieć. Dlaczego się wtedy odwróciłem? Dlaczego na nią spojrzałem? Mogłem tego nie robić. Wtedy jej by już nie było, a ja bym żył w błogiej nieświadomości. Cholerne przeznaczenie. Dlaczego akurat mi się to przytrafiło? Ludzka mate jest przypadkiem jednym na milion, czemu akurat ja? Los jest taki okrutny.

Wszyscy zaczęli opuszczać rynek. Wszyscy oprócz osób z telewizji. Mają pewnie nadzieję na jakiś wywiad. Niedoczekanie ich. Mój wzrok trafia na grupę ludzi opuszczających to miejsce. Są oni potwornie wychudzeni. Mają na sobie brudne i rozpadające się ubrania, które na nich wiszą. Dobra, mogło być gorzej. Mogłem być jednym z nich. Co jednak nie zmienia tego, że moja sytuacja jest tragiczna. W ogóle jak oni nie wstydzą się pokazywać tak publicznie?

Mimowolnie spoglądam na moją mate, która jest prowadzona przez strażnika. Przez innego strażnika, bo tamten dalej leży nieprzytomny na ziemi. Nikt nawet nie śmie się do niego zbliżyć. Patrzę na moją mate. Na jej piękne, brązowe włosy. Niestety jest ona zwrócona tyłem do mnie. Przenoszę wzrok na jej o wiele za chudą sylwetkę. Wygląda, jakby nie miała ani grama tłuszczu. To okropne. Wydaje się być taka słaba i delikatna. Muszę jej pomóc jakoś ją chronić... Ej, moment, jakie kurwa chronić? Przecież to tylko człowiek. Nie jest nikim ważnym. Co mnie obchodzi jej los? Gdy ich przesłucham (po co mówiłem, że zrobię to sam?) to wrócę do siedziby i do swojego poprzedniego życia. A o niej jak najszybciej zapomnę. Tak, to będzie najlepsze wyjście.

Z zamyślenia wybudzają otaczający mnie reporterzy. Tuż przed twarzą mam mikrofony. Rany, jak długo tak stoję? Nawet nie jestem w stanie się skupić na tym, co do mnie mówią. Poza tym ciężko usłyszeć cokolwiek, gdy każdy coś mówi. Mam nadzieję, że  nie wyszedłem na wielkiego idiotę.

Kieruję się do samochodu. Sylio już czeka w pojeździe. Wsiadam do środka.

- To gdzie jedziemy?- pyta mężczyzna

- Do tutejszej bazy wojskowej - odpowiadam. Tak, w każdym mieście jest baza wojskowa. Jakoś trzeba przypominać ludziom kto tutaj rządzi. Poza tym przydaje się w takich sytuacjach, jak ta.

Pojazd ruszył z miejsca. Przez okno dostrzegam, jak wynoszą tego idiotę, co próbował ją skrzywdzić. Chyba nie żyje. No cóż, trzeba było nie podnosić na nią ręki. Chociaż mam nadzieję, że się mylę. Mam nadzieję, że to przeżyje i że będę miał możliwość go ukarać. Zasłużył na to co najgorsze za to, że... Co się ze mną dzieje? Przecież on tylko wykonywał swoje obowiązki. A ona jest tylko człowiekiem. Nie miała prawa na mnie spojrzeć. Gdyby tego nie zrobiła, to nie miałbym teraz takich problemów. Nie mogę go ukarać, bo wszyscy by zrozumieli, że coś jest nie tak. Z drugiej strony to może go ukarzę za niedopełnienie obowiązków? Nie mogł on przecież jej pozwolić nawet na mnie spojrzeć, a tymczasem ona się na mnie gapiła.

- Alfo, jeśli można - nieśmiało zaczął Sylio

- Tak?- mówię, chociaż chyba wiem o co chce spytać

- Chcesz może porozmawiać o tym, co się dzisiaj stało?- pyta- Bo chodzi o to, że...

- Nie - szorstko mu odpowiadam. Nie mam zamiaru spowiadać się kierowcy - skup się na drodze

- Tak jest Alfo

Resztę drogi spędzamy w ciszy. Z resztą jak zawsze. Wjeżdżamy przez bramę i na parking bazy. Z jakiegoś powodu przy bramie musieli sprawdzić, czy to napewno ja. Jakby ktoś jeszcze w tej dziurze jeździł tak drogim samochodem. Wysiadamy z pojazdu i kierujemy się do budynku. Do bardzo biednego budynku. Jest to największy budynek w mieście, chociaż i tak w porównaniu z bazami w innych miastach jest mała. Jest to 3-piętrowy, zielony budynek. Przypomina kamienicę. Jest otoczony przez wysoki mur, drut kolczasty i płot pod napięciem. Gdyby nie ogrodzenie, to nikt by nie powiedział, że to jest baza wojskowa. Serio? Nawet tutaj musi być biednie? Muszę zapamiętać, by to rozbudować.

- Witaj Alfo - podchodzi do mnie szef tego miejsca. Oczywiście obserwując swoje buty. Jest to starszy mężczyzna w mundurze. Ma siwe włosy i umięśnione ciało. Jest ode mnie jednak niższy. Jego wzrost wskazuje na to, że jest on gammą. Ewentualnie niską betą.

- Witaj - odpowiadam mu - chciałbym się tutaj zatrzymać na czas nieokreślony

- Oczywiście Alfo

Mężczyzna kogoś zawołał. Po chwili pojawił się jakiś młody chłopak (też w mundurze), który zaprowadził nas do pokoi. Ja oczywiście mam osobny pokój z prywatną łazienką. Ma on czarne ściany i ogromne łóżko z białą kołdrą, wykonane z ciemnego drewna. W pokoju znajdują się też komoda i kanapa, mające biały kolor. Na jednej ze ścian znajduje się ogromne okno.

Słońce chyli się ku zachodowi. Szczerze mówiąc mam już dość tego dnia. Nawet nie chce mi się iść do łazienki. Jutro się jakoś ogarnę. Nie wierzę, jak jeden dzień może tak wszystko spieprzyć. A jeszcze wczoraj moje życie było normalne. I po co atakowałem tego strażnika? On tylko wykonywał swoje obowiązki. Co prawda niedokładnie, ale jednak. A ona zasłużyła sobie na to, by ją uderzył. Nie miała prawa na mnie spojrzeć. To przecież tylko człowiek. Czemu poczułem potrzebę chronienia jej? I jak mogłem się tak głupio zachować? Na pewno ktoś zauważył, że to moja mate. Napewno w wiadomościach będzie jakaś wzmianka o tym. Będę mieć przejebane u ojca. Jak mogłem się tak dla niej narazić? Nawet nie znam jej imienia... Ale czy to ma jakieś znaczenie? Za parę dni, jak ich przesłucham, to wyjadę stąd i o niej zapomnę. A za parę lat wezmę ślub z najsilniejszą samicą z mojego stada. Tak, to jest najlepsze wyjście. Ale czemu, jak o tym pomyślałem, to poczułem jakby pustkę? Jakby moje życie nagle straciło sens. To pewnie przez tę głupią więź mate. Pewnie to kiedyś minie. Tak, na pewno. Chociaż i w tej chwili tęsknię za nią. Chciałbym móc poczuć jej zapach, dotknąć ją, przytulić, pocałować... Jednak nie mogę tego zrobić. Muszę jak najszybciej o niej zapomnieć. To nie może być takie trudne.

Będę się o to martwić jutro. Muszę wypocząć przed następnym dniem. Jutro wymyślę jakieś rozwiązanie tej sytuacji.

Po chwili odpłynąłem do krainy snów.

Mój kochany wroguWhere stories live. Discover now