Rozdział 6

8.8K 453 31
                                    

Abigail

Ach, znowu jestem w tej mojej klitce. Tak bardzo ją kocham. Taki mój mały domek. Bo chyba po spędzeniu tu kilku miesięcy mogę to miejsce nazwać domem? Najlepsze jest to, że nigdy nic się tu nie zmienia. Podczas kilkunastu godzin mojej nieobecności też nic się nie zmieniło. Te same ściany, drzwi, sufit. Nawet światło jest kurwa to same. Jedyne, co się zmieniło, to moje myślenie. Po paru miesiącach izolacji chyba zaczynam wariować. Od wczoraj nie mogę przestać myśleć o tym cholernym alfie. O tych jego cudownych, lśniących włosach. O jego pięknych oczach. Mogłabym w nie spoglądać godzinami. A do tego te jego umięśnione ciało... Co jest ze mną nie tak? Przecież on jest wrogiem! To przez takich jak on straciłam swoją rodzinę. Jest dla mnie nikim, z resztą jak ja dla niego.

I tak od momentu powrotu tutaj wyglądają moje myśli... To musi być objaw jakiejś choroby psychicznej. Ewentualnie zaczynam już wariować. Ponoć ludzie w zamknięciu po pewnym czasie zaczynają szaleć i tracić swe zmysły. Może właśnie teraz mnie to spotyka? Może już niedługo zamkną mnie w wariatkowie? O ile już w nim nie jestem, a to wszystko to tylko wytwór mojej chorej wyobraźni... Najgorsze jest to, że ta teoria ma jakiś sens. Ta izolatka za bardzo przypomina pokój bez klamek jaki się ponoć znajduje w psychiatryku. A może to po prostu tylko sen i wkrótce się obudzę w moim łóżku... Chyba rzeczywiście zaczynam wariować. Rany, co jest ze mną nie tak?

Nawet nie zauważyłam, kiedy drzwi się otworzyły, a do środka weszli strażnicy. Jak zwykle było ich dwóch. Z jakiegoś powodu nic jeszcze nie powiedzieli, tylko stali i gapili się na mnie. O co im chodzi? Mam coś na twarzy czy co?

- Wstawaj - wreszcie jeden z nich się odezwał. Automatycznie wykonałam jego polecenie. Swoją drogą powiedział to w dosyć miły (jak na kundla) sposób. Zwykle słyszałam krzyk i jakąś obelgę. Ten za to mówił spokojnie. Ciekawe dlaczego? Może ma to związek ze wczorajszym wydarzeniem? Może się przestraszył? W końcu z niewiadomego powodu alfa mnie... obronił? Chyba tak to można nazwać. Zastanawia mnie dlaczego? Bo nie uwierzę, że z dobroci serca. Gdyby był tym dobrym, to nie skazywałby tamtej kobiety. Z drugiej strony mnie tak jakby uratował. Czy to możliwe? Nie, po co mam się łudzić. To niemożliwe, by zrobił to bezinteresownie. Na pewno ma jakiś podły plan względem mnie.

Ani się spostrzegłam, a już byłam w pokoju przesłuchań. Tutaj też nic się nie zmieniło. Te same szare ściany, to samo weneckie lustro znajdujące się na ścianie po prawej stronie od żelaznych drzwi. Ten sam drewniany stół z zapaloną lampką i dwoma krzesłami zwróconymi naprzeciw siebie. Ja siedziałam na krześle będącym tyłem zwrócone do drzwi.

Po chwili do pomieszczenia wszedł alfa. Wygląda on oszałamiająco... Idiotko, przecież to przez niego żyjemy jak niewolnicy, a ty się jeszcze nim zachwycasz? Mężczyzna usiadł naprzeciw mnie. Mogłam się lepiej przyjrzeć jego twarzy. Teraz mogłam dostrzec więcej szczegółów. Choćby zmarszczki wokół oczu, ust i na czole. Nie odbierały mu one jednak uroku. Wręcz przeciwnie, wygląda z nimi dojrzale i tak męsko... I te jego cudownie czarne oczy...

- Imię i nazwisko - powiedział bezuczuciowo mężczyzna. Na dźwięk jego głosu szybko się ogarnęłam. Chociaż nawet głos ma wspaniały...

- Abigail Blue - odpowiedziałam mu

- Wiek

- 18 lat

- Uczestnicy powstania

- Hahaha - nie wytrzymałam i się roześmiałam. Naprawdę myśli, że mu powiem? Czy on ma mnie za idiotkę? Haha, dawno się tak nie uśmiałam. Ach. Rany, muszę się ogarnąć. Zwłaszcza, że patrzy na mnie jak na chorą psychicznie. Ale przecież to było bardzo śmieszne, prawda?

- Powtórzę jeszcze raz - usłyszałam jego głos - Uczestnicy powstania

Taa, bo na pewno mu powiem. Przecież właśnie po to spędziłam kilka miesięcy w zamknięciu, by teraz tak po prostu wsypać moich przyjaciół. To po to skazałam się na samotność i cierpienie. By teraz wszystko powiedzieć.

- Słuchaj - znowu przemówił - jesteś młoda, masz całe życie przed sobą. Chyba nie chcesz go teraz kończyć? Wystarczy, że będziesz mi szczerze odpowiadać, a wyjdziesz stąd żywa i będziesz mogła zacząć wszystko od nowa.

- To kiedy mnie zabijecie? - pytam patrząc mężczyźnie w oczy. Dostrzegam w nich złość i jakby... troskę? Pewnie nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Ale co on sobie myślał? Nie pierwszy raz coś takiego słyszę. I zawsze odmawiałam. Teraz nagle miałoby się coś zmienić? No, na pewno. Może jeszcze miałabym zostać ich szpiegiem. Poza tym to jestem już gotowa na śmierć. Byłam gotowa już przed powstaniem. Zdawałam sobie sprawę, że różnie może się skończyć. I teraz nagle miałabym przestraszyć się śmierci?

- Rozumiem, że chcesz być lojalna wobec swoich wspólników, jednak pomyśl o sobie - w tym momencie położył swoją dłoń na mojej. Poczułam, jak po moim ciele poruszają się iskierki. To takie przyjemne uczucie...- uwierz mi, niewarto się tak poświęcać - mówi, jakby się o mnie martwił. Jakby naprawdę mu na mnie zależało. Moje serce przyspieszyło. Może powinnam mu wszystko powiedzieć? Czuję ogromną potrzebę zaufania mu. Co się ze mną dzieje? Zaraz, zaraz... No tak, czemu wcześniej na to nie wpadłam? Przecież on mną manipuluje. Jak mogłam wcześniej o tym nie pomyśleć? Dziecko by szybciej zrozumiało, o co tu chodzi. Jak mogłam być tak głupia? Szybko zabrałam moją dłoń. Z jakiegoś powodu poczułam zawód i pustkę. Przez krótką chwilę naprawdę mu zaufałam...

- Ok, mam wrażenie, że sporo wiesz, a więc dam ci ostatnią szansę - powiedział, jednak tym razem głosem wypranym z uczuć. Dlaczego mnie to zabolało? Mam ochotę się rozpłakać. Rany, to jest żałosne. Kiedy stałam się tak słaba psychicznie? Chyba ta izolacja źle na mnie zadziałała.
On dalej czekał na moją odpowiedź. Ten zawszony alfa ma nadzieję, że pęknę. Niedoczekanie jego. Choćby nie wiem co, nic mu nie powiem. Nie dam mu tej satysfakcji.

- Próbowałem być miły, jednak widzę, że nic z tego nie będzie - w tym momencie do pomieszczenia weszli strażnicy - zabrać ją do ciężarówki

Założyli mi kajdanki. Moment, jak ciężarówka? Czego jeszcze ode mnie chce? Przecież według prawa powinien mnie zabić. Po co więc mam być gdzieś przewieziona? Oby mnie już nie męczyli. Jestem już tym wszystkim zmęczona. Jedyne czego pragnę to śmierci. Chcę już mieć spokój. Czemu ta egzekucja się nie odbyła? W ogóle czemu nie mogłam zginąć jak David? On umarł jak bohater. A ja? Ja pewnie będę dogorywać w jakiejś dziurze. Albo skończę w wariatkowie.

Przenieśli mnie do ciężarówki. Niestety jest za ciemno, bym zobaczyła, jak wygląda. Wiem za to, że zmieści się tu co najmniej osiem osób. Spoglądam na moich towarzyszy. Wszystkich kojarzyłam z widzenia, jednak nigdy nie zamieniłam z nimi ani jednego słowa. Niektórzy próbowali zasnąć, inni już spali. Poczułam, jak pojazd rusza. No to w drogę.

Mój kochany wroguWhere stories live. Discover now