Rozdział 2

10.1K 488 25
                                    

Po chwili drzwi izolatki się otworzyły. Weszło do niej dwóch dobrze zbudowanych, mających około 1,80 m wzrostu strażników. Przez kaski, które mają na głowach nie widzę ich twarzy. Jeden z nich podchodzi do mnie. Dopiero teraz zauważam, że ma on przy pasie pistolet oraz paralizator. Zabawne. Wygląda jakby się naprawdę mnie bali. Szczerze mówiąc pochlebia mi to.

- Wstawaj ścierwie- mówi strażnik będący bliżej mnie. Co za zawszony kundel! Jak on śmie tak do mnie mówić?!

Nie reaguję jednak na jego słowa. Lepiej, żebym się nie odzywała. W końcu moje ciało jest już dostatecznie posiniaczone. Nawet o milimetr nie ruszam się z miejsca, ciągle wpatrując się w ścianę przede mną.

- Głucha jesteś?- pyta ten sam strażnik. Dalej nie reaguję.

Po chwili jestem rażona prądem. Ten pchlarz potraktował mnie paralizatorem! Nie mogę się ruszyć! Parę sekund później drugi strażnik zakuwa moje ręce w kajdanki. Wow, nie patyczkują się. Strażnicy podnoszą mnie za ramiona i wyprowadzają z celi. Po chwili odzyskuję władzę w nogach i jestem w stanie poruszać się o własnych siłach.

Idziemy szarym korytarzem, by po chwili znaleźć się w więziennej stołówce. Jak dawno mnie tu nie było. Widzę te same szare i brudne ściany oraz stare i zniszczone stoliki i krzesła. Naprzeciw znajduje się z okienko, z którego wydawano jedzenie. Było ono paskudne, ale i tak lepsze od tego, które dostaję siedząc w izolatce. W pomieszczeniu jest już dosyć sporo osób. Kojarzę ich. To przecież uczestnicy powstania. Z niektórymi nawet kiedyś rozmawiałam. Parę osób uśmiecha się do mnie. Odwzajemniam to.

Do pomieszczenia wchodzi wysoki (mający około 1,90 m wzrostu), dobrze zbudowany mężczyzna. Dobra to się robi już nudne. Przecież każdy wilk jest wysoki i dobrze zbudowany. W każdym razie jego włosy mają barwę ciemnego blondu, a oczy są koloru morza. Jest bardzo opalony i ma na sobie mundur. To naczelnik naszego więzienia. Mało kto zna jego imię. Istny człowiek zagadka. Poza tym rzadko tu bywa. Chyba nawet nie za bardzo lubi tę posadę. No cóż, jego problem.

- Witajcie więźniowie- mówi pan zagadka. Chyba czeka na jakąś odpowiedź z naszej strony, jednak na jego miejscu nie liczyłabym na to. Po chwili znów się odzywa- Zapewne znacie powód swojego pobytu tutaj. Otóż wasz opór jest wręcz imponujący. Od ponad trzech miesięcy próbujemy was złamać- trzy miesiące. Dobrze wiedzieć- jednak w dalszym ciągu nie możemy wydobyć od was jakichkolwiek informacji na temat tego żałosnego powstania.- sam jesteś żałosny zawszony kundlu- Niestety- słychać ironię w jego głosie- będzie musieli to przypłacić życiem. Myślę, że macie świadomość tego. To oczywiście bardzo smutna wiadomość dla nas- i znowu ironia- niedawno dotarła do nas informacja, że za kilka dni ma przybyć nasz wspaniały alfa, by osobiście wykonać na was wyroki śmierci. Jednakże z racji naszego miłosierdzia- hahaha, żartowniś z tego naczelnika- postanowiliśmy dać wam jeszcze jedną szansę. Jak mogliście pewnie już zauważyć, istotnie jest was znacznie mniej, niż było na początku. Osoby nieobecne postanowiły skorzystać z naszego miłosierdzia i w zamian za informacje szczęśliwie powróciły do swoich domów- to prawda, że jest mniej osób. Jednak nie mogli oni powiedzieć im za wiele, bo sami za wiele nie wiedzieli. To głównie dowódcy (czyli m. in. ja) wiedzieliśmy najwięcej, jednak i tak nie wszystko. Z tego wynika, że wilki też nie za wiele wiedzą z racji tego, że osoby wiedzące najwięcej znajdują się w tym pomieszczeniu- A więc oto nasza propozycja: wy mówicie nam wszystko, co wiecie o powstaniu, a my pozwalamy wam wrócić do waszych domów- w tym miejscu milknie czekając na naszą reakcję.

Jak większość więźniów obecnych na sali zaczynam się śmiać. Co on sobie myśli, że tak po prostu mu wszystko powiemy? On myśli, że nas tym wyrokiem śmierci przestraszy? Przecież osoby biorące udział w powstaniu doskonale zdawały sobie sprawę z tego, co może się stać w razie niepowodzenia. Poza tym doskonale wiemy, że nas tak po prostu nie wypuszczą. Albo nas zabiją, albo po wypuszczeniu będą dokładnie nas obserwować. W końcu na ich miejscu kto pozwoliłby spokojnie nam odejść. Swoją drogą fakt, że próbują się z nami dogadać świadczy o tym, że nie mają lepszego pomysłu na zmuszenie nas do mówienia. Żałosne. My raz przesłuchiwaliśmy kogoś przez ponad rok. A oni się poddają po kilku miesiącach.

- CISZA!!!- drze się pan zagadka aka naczelnik więzienia. Chwilę potem zapada cisza- Uznam to za negatywną odpowiedź. Jednak w każdej chwili możecie zmienić swoją decyzję- nadzieja matką głupich- Dziękuję za uwagę. Koniec zebrania

Po tych słowach odprowadzają nas cel. Znaczy mnie do mojej izolatki. Ciekawe czy ktoś jednak się złamie i coś im powie? Nie, nie sądzę. Skoro wcześniej nie puścili farby, to teraz tym bardziej. Chociaż może? W końcu nigdy nic nie wiadomo.

Z tego, co zrozumiałam, to za parę dni spotkamy "naszego wspaniałego" alfę. Super. Już się cieszę... A więc tak skończy się moja historia? Zginę z rąk mojego największego wroga?

Mój kochany wroguTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon