Rozdział 14

7.1K 328 71
                                    

Abigail

Od kilku dni przemierzamy las. Na szczęście nie natrafiliśmy na jakiekolwiek wilki. Oby tak pozostało. Ciągle poruszamy się naprzód, aczkolwiek nie zapowiada się na to, byśmy w najbliższym czasie opuścili las. Mimo to nie możemy tracić nadziei.
Cieszę się, że przynajmniej nie jestem sama. Świadomość, że mam wsparcie dodaje siły.
Rany na moim ciele zaczynają się goić. Oczywiście potrzeba wiele czasu, zanim znikną, a niektóre blizny mogą zostać do końca życia.

Od dłuższego czasu wędrujemy po lesie. Panuje upał, przed którym częściowo chroni nas cień rzucany przez drzewa. Pot spływa z naszych ciał. Co chwilę bezskutecznie próbujemy odgonić owady latające nad głowami. Ciągle zachowujemy czujność. Co prawda nie natrafiliśmy jeszcze na jakiegokolwiek wilka, ale ostrożności nigdy za wiele. Słychać niczym niezakłócone odgłosy lasu, których żadne z nas nie zamierza zaburzyć. W ciszy przemierzamy kolejne kilometry.

Wędrówka, zwłaszcza w takich warunkach, jest bardzo męcząca. Mimo to dalej maszeruję. Chcę jak najszybciej znaleźć się w bezpieczniejszym miejscu. Nie mam też zamiaru być ciężarem dla reszty grupy.

Jestem wycieńczona, ale jednocześnie szczęśliwa. Nie sądziłam, że znów zaznam wolności. A jednak jestem poza murami więzienia. Ciągle nie mogę w to uwierzyć. Czasami mam wrażenie, że to tylko sen z którego za chwilę się obudzę. Aczkolwiek ból, zmęczenie i swędzenie po ugryzienach komarów przekonują mnie, że to na prawdę się dzieje. Dostałam szansę od losu. Mogę zacząć życie od nowa. Muszę jedynie wydostać się z tego lasu i na jakiś czas się ukryć. Potem będę mogła ułożyć sobie życie na nowo. Nie sądzę, by zależało im bardzo na odnalezieniu mnie. Po paru miesiącach pewnie już zrezygnują. Jestem przecież tylko człowiekiem. Nie ma jakiegokolwiek powodu, by tracili swój cenny czas na kogoś takiego jak ja. Chyba, że już zrezygnowali z poszukiwań. Jakby się nad tym zastanowić, to nie natrafiliśmy jeszcze na jakiekolwiek wilki. Albo mamy ogromne szczęście, albo odpuścili sobie poszukiwania. Mam szczerą nadzieję, że to ten drugi powód.

Pośród zieleni dostrzegam coś niebieskiego. Lisa i Tom też to zauważyli. Podążamy do tego miejsca. Po śladach zwierząt zmierzamy do celu. Naszym oczom ukazuje się wodopój, a przy nim dwie sarny pijące wodę. Bez większego zastanowienia podchodzimy do źródła wody w celu dostarczenia sobie życiodajnej cieczy.
Być może picie takiej wody nie jest najlepszym pomysłem, jednak nie mamy innego wyboru. Nie jesteśmy w stanie jej oczyścić z zanieczyszczeń. Jednakże jeśli zwierzęta ją spożywają, to możliwe że nie jest szkodliwa dla ludzi. W obecnej sytuacji nie ma większego wyboru. Nie wiadomo, kiedy znów nadarzy się okazja na uzupełnienie płynów, a lepszą opcją wydaje się podjęcie ryzyka niż śmierć z powodu odwodnienia organizmu.

Zachłannie piję wodę. Zaspokojenie pragnienia jest teraz moim priorytetem, zwłaszcza że nie miałam dzisiaj okazji zrobić tego wcześniej. Odnalezienie wody dostatecznie zdatnej do spożycia w lesie nie jest prostym zadaniem. Niby są rośliny takie jak maliny, dzięki którym można organizmowi dostarczyć trochę płynów, jednak niestety nie jest ich wystarczająco dużo. Z każdym następnym łykiem suchość w gardle staje się coraz mniej odczuwalna, aż w pewnym momencie znika.

Po zaspokojeniu pragnienia wspólnie doszliśmy do wniosku, że powinniśmy jeszcze chwilę pozostać przy wodopoju i odpocząć. Zarówno ja, jak i moi towarzysze jesteśmy zmęczeni ciągłą wedrówką i potrzebujemy chwili na zregenerowanie sił.

Aktualnie siedzimy przy tafli wody i korzystamy z momentu wytchnienia. W powietrzu unosi się woń lasu zmieszana z zapachem potu. Jesteśmy teraz bardzo łatwym celem dla wilków, jednakowoż wyczerpanie sprawia, że nie przejmujemy się tym.

Moje ciało bardzo potrzebowało tego odpoczynku. Zmęczone mięśnie miały chwilę na zregenerowanie się. Wycieńczone ciało i umysł przez moment mogły się odprężyć. Każda następna minuta relaksu była na wagę złota.

Wszyscy jesteśmy wyczerpani. Podczas kilku ostatnich dni przez większość czasu maszerujemy, by jak najszybciej opuścić las. Taki wysiłek fizyczny pewnie nie jest najlepszy dla organizmu, jednak nie mamy większego wyboru. Możliwość powrotu do więzienia czy śmierci z rąk wilków nie jest zachęcająca. Albo dotrzemy do miasta albo umrzemy.

Postój jest idealnym momentem na pożywienie się i dostarczenie organizmowi energi do dalszej drogi. Posiłek skladający się z roślin, które znaleźliśmy po drodze oraz owadów nie jest najlepszym daniem, jakie w życiu jadłam, ale lepsze to niż nic. Niestety nie mamy możliwości upolowania jakiegokolwiek zwierzęcia, a musimy coś jeść by przeżyć.

Po posileniu się ruszamy w dalszą drogę. Znów przemierzamy las. Pot spływa z ciał. Słońce zaczyna chylić się ku zachodowi. Ledwie nadążam za Lisą i Tomem. Z każdym następnym krokiem coraz bardziej marzę o kolejnej chwili odpoczynku, aczkolwiek używam resztki sił i poruszam się naprzód. Niedługo minie kolejny dzień marszu.

Idziemy dalej, jednak w pewnym momencie krajobraz się zmienia. Z zacienionego lasu wychodzimy na step. Przed nami rozciąga się niezmierzona formacja traw. Zdezorientowani stajemy w miejscu. Czas opuszczenia lasu musiał kiedyś nastąpić, jednakże żadne z nas nie spodziewało się, że to się stanie dzisiaj.

- Cholera - powiedział pod nosem Tom.

Rozległa równina porośnięta trawami oznacza mniejszą możliwość znalezienia wody i pożywienia. Otwarta przestrzeń zwiększa naszą widoczność. Zmiennokształtni z łatwością mogą nas dostrzec.

Ku naszemu zdziwieniu Lisa niezrażona nową scenerią pewnie zaczyna kroczyć przed siebie.

- Gdzie ty idziesz? - pyta Tom

- Nie wiem jak ty, ale ja nie zamierzam tu zostać - odpowiada Lisa

- Chyba sobie żartujesz? - mówi z lekką irytacją w głosie mężczyzna - Jakbyś nie zauważyła przed nami jest tylko trawa! Niby jak zamierzasz tam przeżyć?!

- A masz jakiś lepszy pomysł?! - odpowiada już trochę zdenerwowana dziewczyna

- Czyli uważasz że najlepszym pomysłem jest iść niewiadomo ile przez step?!

- Wolisz do końca życia zostać w tym lesie?!

- Wolę nie umrzeć z głodu!

- Zostając tu umrzemy z rąk wilków!

- Jakich wilków?! Czy widziałaś gdzieś jakieś wilki?! Otóż nie, a wiesz dlaczego?! Bo oni doskonale wiedzą, że tu umrzemy!

- Jakbyś nie zauważył nie mamy innego wyjścia! Możemy albo tu zostać albo ruszyć w dalszą drogę

- Czyli masz zamiar iść przez step z nadzieją, że dotrzesz do miasta i nie umrzesz po drodze?!

- No to powiedz mi, co powinniśmy według Ciebie zrobić?!

- Na pewno nie...

- Uspokujcie się wreszcie! - postanowiłam wreszcie przerwać tę bezsensowną kłótnię - Krzycząc na siebie na pewno nic nie wymyślimy

- I tak nic nie wymyślimy! - oburzył się Tom - Nie ma trzeciej opcji! Możemy albo tu zostać i mieć nadzieję że nie umrzemy, albo iść przed siebie i mieć nadzieję, że po drodze nie umrzemy!

- Skoro i tak możemy tu umrzeć, to co ci szkodzi spróbować stąd uciec - wtrąciła się rudowłosa

- Spokój! - znów im przerywam, zmęczona ich kłótnią - Na razie i tak nic nie wymyślimy. Do tego zaraz będzie noc, więc może lepiej teraz odpocznijmy, a jutro zastanowimy się nad tym, co dalej zrobić?

Oboje pokiwali głowami i już się do siebie nie odzywali.

Zjedliśmy kolację składającą się ze znalezionych roślin i zasnęliśmy wpatrzeni w rozgwieżdżone niebo.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 09, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Mój kochany wroguOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz