Pomysł: własny
***
Czemu i za jakie grzechy Yuuri odważył się wyjść z ciepłego mieszkania w wolną sobotę - ciężko było powiedzieć. Całkiem możliwe jednak, że to brak soli i kilku innych produktów skłonił go do działania, bo w przeciwnym razie musiałby się zacząć mentalnie przygotowywać na jedzenie mdłych warzyw aż do wyczerpania ich szczupłych zapasów (a na szybkie nadejście wiosny raczej nie miał co liczyć). Viktor natomiast spał, a budzenie go, gdy uciął sobie raz zaplanowaną drzemkę, przypominało próby wskrzeszenia nieboszczyka. Po podsumowaniu wynikało z tego, że zanim Yuuri znalazłby jakiś sprytny sposób, aby nie ruszać się spod ciepłego koca, zdążyłby dwa razy skoczyć do pobliskiego sklepu, więc... Więc po prostu to zrobił. Żeby mieć to jak najszybciej z głowy.
Po powrocie zastał natomiast widok, którego zastania się trochę spodziewał - Viktor jakimś szóstym zmysłem wyczuł, że Yuuriego zabrakło na mieszkaniowym radarze, więc ocknął się, ale gdy tylko zobaczył zostawioną tuż przy kanapie karteczkę, odetchnął z ulgą i zaczął bawić się z Makkachinem. Jednego, czego Yuuri nie przewidział, to słowa, które usłyszał zaraz po zamknięciu drzwi i pozbyciu się przemarzniętej do chyba ostatniego włókienka kurtki.
A były to wersy wypowiadanego na dziecięcą modłę wierszyka:
- ...petersburskie noce, zima rozeźlona,
chciał Japończyk uciec, lecz jej nie pokona.
Trzyma w ręku siatki, trzyma mimo zimna,
słychać z dala kroki, chyba jednak wygra.
Widać nos czerwony, lico jak dzień jasne
mimo odmrożenia, triumf święci właśnie.
Odrzwia już zamknięte! Szalik odwieszony!
Choć na zewnątrz wieje, Yuuri - ocalony...- Poetyckość plus dziesięć, empatia minus trzysta - podsumował Yuuri, rzucając wspomniany szalik na znacznie mniej wspomniany wieszak. - Naprawdę, mógłbyś mi okazać nieco więcej współczucia. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak przemarzłem.
- W sumie zamiast współczucia mogę ci zaoferować coś lepszego. - Uśmiechnięty Viktor poklepał Makkachina po grzbiecie, dając mu znak, aby przesunął się na bok, a gdy pudel zwolnił kolana pańcia, Rosjanin szeroko rozłożył ręce na podobieństwo Jezusa z Rio. - Chodź.
Serio? W takiej chwili? Czy on w ogóle wiedział, z czym ma do czynienia...? I chociaż Yuuri wyraźnie się wahał, Viktor wydawał się tym całkowicie niewzruszony. Ostatecznie Japończyk odłożył torbę obok lodówki, podszedł do kanapy i zasiadł między nogami narzeczonego, pozwalając się otoczyć szerokimi ramionami.
- I jak? - mruknął Yuuri, czując się tak, jakby właśnie założył na siebie bardzo ciasno przywierający do ciała kombinezon. Viktor wydał z siebie długi, pełen zastanowienia pomruk.
- Lodowaty jak sopel lodu - ocenił w końcu i na przekór tym słowom jak gdyby nigdy nic przytulił się ciepłym policzkiem do karku Katsukiego. - Najlepszy.
Yuuri westchnął i poddał się, myśląc, że chyba nie ma tego złego w nagłych, zimowych spacerach, co by na dobre ostatecznie nie wyszło – tym bardziej, że sól była na właściwym miejscu, kanapa przestała być legowiskiem dla zmęczonych życiem Rosjan, a zimnolubność Viktora przynajmniej raz im się w życiu przydała.
A kto wie, może nawet nie ostatni.
YOU ARE READING
Archiwum przypadków miłosnych
FanfictionŻe codzienność Viktora i Yuuriego obfituje w różnego rodzaju zaskakujące sytuacje, to już wiadomo, ale ile z takich drobnych scenek umyka za kulisami życia - o tym przekonacie się z tajnego archiwum znajdującego się w posiadaniu Chomiczego Mściciela...