72. Szczęśliwi czas też liczą

683 89 79
                                    

Pomysł: Będę gotowy o siódmej rano (hasło z fiszek)


***

- Yuuri. Powinniśmy już wychodzić. - Mimo całkowicie słusznej sugestii Rosjanin nie kiwnął nawet palcem, żeby zmotywować narzeczonego do opuszczenia onsenu (w którym, nomen omen, znajdowali się całkowicie sami), najwyraźniej licząc na to, że problem rozwiąże się sam. Można wręcz było odnieść takie wrażenie, że Viktor robił wszystko, co tylko można, żeby odwlec ten moment w czasie, bo zamiast poklepać Yuuriego po plecach czy nawet delikatnie go od siebie odepchnąć, złożył na jasnym ramieniu krótki, czuły pocałunek. - Na lotnisko trzeba będzie jechać z samego rana.

- Tak, tak, zrozumiałem... - potwierdził automatycznie Katsuki, chociaż i on nie poruszył się ani o milimetr. Połączenie dość chłodnego, zimowego wieczoru, gorących źródeł oraz zmęczenia po Mistrzostwach Czterech Kontynentów okazało się prawdziwie morderczą, odbierającą siły życiowe kombinacją. - Jeszcze tylko chwilka...

- A pamiętasz chociaż o naszym wyjeździe do Petersburga?

- No przecież, że pamiętam. - Yuuri nieznacznie poruszył głową, co chyba miało oznaczać skinięcie na zgodę, choć równie dobrze mógł to być tylko bezwolny tik zasypiającego na siedząco człowieka. - Będę gotowy o siódmej rano.

- Lot mamy o ósmej. Pociąg trzeba złapać najpóźniej o piątej - przypomniał łagodnie Viktor, na co odpowiedział mu przeciągły, pełen boleści jęk, który z pewnością nie należał do zadowolonego z tej propozycji skowronka.

- Więc o piątej - przyznał niemrawo Yuuri, po czym zanurzył się jeszcze kilka centymetrów niżej i wsparł głowę o tors siedzącego tuż za nim narzeczonego.

Viktor nie chciał się jednak tak łatwo poddać i spędzić w kąpieli kolejnej leniwej godziny, a chociaż nie potrafił zmusić ciała, żeby odsunąć od siebie tak seksowną bestyjkę jak ta przed nim, to zdołał się nachylić i przysunąć usta do ucha sennego Katsukiego.

- No i oczywiście masz już spakowaną walizkę, prawda? - przypomniał tonem, którym znacznie częściej wypowiadał wyuzdane, łóżkowe komplementy niż matczyne porady, jednak to i tak w zupełności wystarczyło, żeby Yuuri jak na komendę otworzył oczy.

- Viktor. - Japończyk nie był w stanie dłużej wytrzymać tak powolnego tempa egzaminowania, dlatego uniósł się do siadu, obrócił się przodem do Rosjanina, położył ręce na kamiennym brzegu, po obu stronach głowy narzeczonego, i wreszcie wlepił w niego przenikliwe, mocno już rozbudzone spojrzenie. - Przecież to ty zawsze zwlekałeś z pójściem spać. Od kiedy to stałeś się taki sumienny, co?

Ale Viktor nic sobie z tego ataku nie zrobił (ba! właściwie to zawsze marzył o tym, żeby zostać ofiarą tego sławnego kabe-dona!), bo uśmiechnął się szelmowsko i objął w pasie swoje nagie, piękne nawet w stanie wzburzenia kochanie.

- Od wtedy, kiedy zdecydowałem, że przed pójściem do łóżka stworzę jeszcze jedno, niezapomniane wspomnienie z naszego cudownego urlopu... - obiecał.

Archiwum przypadków miłosnychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz