Pomysł: własny
***
W Rosji bycie na świeczniku oznaczało, że od czasu do czasu trzeba się było spotkać z dziennikarzami, którzy tylko czekali na comiesięczne podsumowanie życia osobistego tych najznamienitszych. To znów sprawiało, że Viktor musiał wówczas przywdziać odpowiednio elegancki garnitur od Armaniego, ustylizować grzywkę odpowiednio drogą pianką, wsunąć odpowiednio złotą kartę do kieszeni... i jeszcze tak na odchodne, zanim będzie musiał utknąć na trzy godziny w jakiejś odpowiednio drogiej kawiarni...
- Już, kochany, już. - Pochylony Viktor roześmiał się, targając po uszach ocierającego się o jego kolana Makkachina. - Niedługo wrócę. Zaopiekuj się Yuurim w tym czasie, dobrze?
- Tylko ciekawe, kto się zaopiekuje tobą - wszedł mu w słowo Yuuri, podchodząc do wyjścia i patrząc na narzeczonego tymi swoimi urzekająco brązowymi oczami, w których błyszczały figlarne iskierki. - Przecież Makkachin właśnie próbuje ci zjeść krawat. Chodź, poprawię go.
Yuuri jednak nie czekał, bo sam przystanął obok prostującego się Viktora, by wygładzać mu krawat. W te kilkanaście miesięcy Japończyk z nieokiełznanego garniturowo podlotka zmienił się w mężczyznę, który może wciąż wolał zdawać się na narzeczonego w kwestii doboru koloru koszuli do marynarki, ale za to dbał o wizerunek Nikiforova jak mało kto. I jeszcze poprawiał krawaty najczulej na świecie.
Viktor nie mógł się więc powstrzymać, żeby się nie nachylić i nie pocałować w takim momencie Yuuriego. Najpierw w czoło, bo było śliczne. Potem w nos, bo był łatwym łupem. Potem w policzek, bo nie mógł się oprzeć. A potem w usta, bo tak bardzo go kochał. A im bardziej kochał, tym dłużej całował... Tak długo, że aż brakło tchu...
...aż brakło... tchu...
- Yuuri! - Viktor złapał się za kołnierzyk i odciągnął go sobie od szyi. Co prawda wielokrotnie myślał, że kiedyś umrze z powodu choroby zwaną "Katsuki Yuuri", no ale nie sądził, że będzie to aż tak dosłowne. - Dusisz mnie!
- A ty mnie znienacka całujesz! - odparł zarzut Katsuki, nie przestając kurczowo trzymać krawata, jednocześnie dopychając węzeł do grdyki narzeczonego. - Po co to robisz?!
- Bo na to zasługujesz!
Na te słowa Yuuri wreszcie przestał napierać. Właściwie to lekko się zawiesił, zaczerwienił, zamruczał coś niewyraźnie, aż wreszcie zauważalnie się wycofał. Niepokojąco zauważalnie.
- ...nie mogę? - zapytał cicho Viktor.
Ale to nie było to. Yuuri co prawda zrobił pół kroku w tył, ale tylko po to, żeby z większą uwagą poprawić węzeł krawata. Starannie go wypośrodkował, schował za zapięcie marynarki oba krańce, wygładził klapy i wreszcie opuścił ręce. Nie dlatego, żeby podziwiać efekt swojej pracy. Dlatego, żeby przymknąć oczy, odchylić wyżej brodę i łagodnie powiedzieć, jakby życzył powodzenia:
- Teraz możesz...
Viktor był już absolutnie pewien, że z tak poprawionym krawatem i tak słodkim narzeczonym podoła każdemu, najbardziej wymagającemu wywiadowi.
CZYTASZ
Archiwum przypadków miłosnych
FanfictionŻe codzienność Viktora i Yuuriego obfituje w różnego rodzaju zaskakujące sytuacje, to już wiadomo, ale ile z takich drobnych scenek umyka za kulisami życia - o tym przekonacie się z tajnego archiwum znajdującego się w posiadaniu Chomiczego Mściciela...