56. Rzeczy najlepsze do najlubienia

755 94 43
                                    

Pomysł: Lubię drzewa (hasło z fiszek)


***

Makkachin uwielbiał sytuacje, kiedy obaj pańciowie szli z nim na długaśny spacer, a już szczególnie cieszył się wtedy, jeśli mogli przy tej okazji pójść w jakieś mniej znane miejsce. W takich momentach pudel naturalną koleją rzeczy zamienił się w wielkiego konika polnego, który z wyjątkowym zainteresowaniem skakał po całym parku, obwąchiwał każdy co ciekawszy zakątek ziemi i próbował pochwycić w zęby latające cosie, które nieustannie sypały się z nieba. A chociaż świat wydawał się tak samo żółty jak zawsze (no, pomijając ten dłuższy kawałek czasu, kiedy robiło się zupełnie zimno, bo wtedy znów dominowała biel), to tym razem było znacznie bardziej chrupiąco. Trochę jak ta sucha karma, co mu ją Viktor wrzucał popołudniami do miski, ale nie pachniało, niestety, aż tak zachęcająco. Właściwie wystarczył jeden, solidny chaps, żeby Makkachin "rozgryzł", że chrupiąca ziemia nie nadawała się wcale do jedzenia. A szkoda. Dookoła leżało jej przecież tak dużo...

Myśl o jedzeniu pochłonęła go jednak tak bardzo, że w pewnym momencie niekontrolujący wysokości skoku pudel wpadł całym ciałem w wielką zaspę płaskich cosiów, tracąc na chwilę kontakt z rzeczywistością. O! Ale co to była za ciekawa odmiana! Zwykle wpadał przecież w te zimne, białe górki, a potem pańcio Viktor śmiał się na cały głos i otrzepywał jego sierść z drobinek, mówiąc, że wyglądał jak jakiś mały niedźwiedź polarny. Teraz przynajmniej było mu ciepło i wygodnie... jakkolwiek pańcio Viktor chyba nie podzielał równie mocno psiego entuzjazmu.

- Makkachin! - zawołał, a łeb pudla wynurzył się spomiędzy chrzęszczącej sterty, podobnie zresztą jak i ogon, który niczym wycieraczka uprzątnął z okolic zadka nadmiar zeschłego bagażu. - Jak możesz, ty stary draniu! Już ja cię zaraz nauczę, jak się skacze prawdziwe flipy!

- Viktor, tam jest ślisko...!

Ale nim się obejrzeli, jasnowłosy pańcio również stracił równowagę i wleciał w żółty kopczyk, najwyraźniej zazdroszcząc czworonogowi tego, z jakim impetem wpadł w niego chwilę wcześniej. Na szczęście pańcio Yuuri zaraz do nich podbiegł i sprawdził, czy ta ludzka niedorajda nic sobie nie zrobiła. Niby Makkachin nie raz słyszał, że Viktor miał być jakimś wielokrotnym mistrzem łyżwiarstwa figurowego czy jak to tam się dokładnie nazywało, jednak im dłużej się nad tym zastanawiał, tym częściej wracał do wniosku, że to musiało być coś wyjątkowo niemądrego. A akurat w kwestii gracji skoków to Makkachin mógłby niejednego szczeniaka uczyć, o!

Tymczasem ludzie wymienili się między sobą paroma krótkimi zdaniami, na co pańcio Viktor ostatecznie się roześmiał, rozłożył chwytne kończyny na boki i pozwolił pańciowi Yuuriego musnąć się krańcem pyska, który ludzie nazywali ustami. Makkachin wyczuł wtedy swoim szóstym zmysłem, że jego rodzinka była z tego obrotu spraw naprawdę zadowolona, więc dobry nastrój szybko udzielił się również pudlowi, który pacnął zadkiem nieopodal rozgrzebanej sterty i zamerdał ostentacyjnie, uklepując za sobą fragment ziemi.

"Lubię drzewa" pomyślał przelotnie Makkachin, na chwilę kierując nos w stronę najbliższego pnia kasztanowca. "I te całe liście też bardzo lubię" przyznał, oblizując się na widok żółtej masy pod łapami. "Ale muszę przyznać, że ze wszystkich rzeczy na całym świecie moich pańciów najlubię zdecydowanie najbardziej!"

Archiwum przypadków miłosnychWhere stories live. Discover now