6

5.1K 385 830
                                    


Nie zostaje ci żaden wybór, kiedy dorwie cię miłość. 

Twoje pocałunki, one są w stanie zmarszczyć nawet krople deszczu.


Kiedy Harry zadowolony ze swojego genialnego planu, pogwizdując wrócił do autokaru, Liam już na niego czekał. Stał blisko wejścia, niby zajęty zmienianiem kanałów w telewizorze, ale wiadome było, że odezwie się jak tylko wyczuje, czy teren jest stabilny. Zayn również był już na nogach, świeżo po prysznicu rozłożył się na kanapie, przewijając coś na swoim telefonie. W razie czego mógłby stanowić wsparcie, więc Liam był nieco odważniejszy, kiedy ich wokalista przekroczył próg.

- Gdzie byłeś? Gdzie Niall? – od razu zasypał go pytaniami.

- To ty tutaj jesteś od matkowania, więc sam się zajmij swoim dzieckiem – odpowiedział nieprzejęty, nawet się nie zatrzymując, tylko idąc prosto w stronę korytarza w głębi autobusu.

- Nie, czekaj, mamy dzisiaj...

Harry nie dosłyszał, bo zasunął za sobą drzwi, ale tak właściwie szczał na to, co chciał mu powiedzieć Liam. Albo byłaby to jakaś pouczająca gadka, którą i tak by zignorował, albo jakaś uwaga, którą mógłby się podetrzeć, serio... Miał ich gdzieś, a swoim dobrym humorem podzieli się z kimś, kto rzeczywiście to doceni.

- Wstajemy, wstajemy – zaśpiewał, odsuwając kotarę, za którą wciąż spał Louis. – Mam dla ciebie niespodziankę.

- Zostaw mnie, Harry, nie mam ochoty – wymamrotał sennie, bardziej podsuwając się do przeciwległej ściany, niby to robiąc więcej miejsca, albo po prostu bardziej się chowając.

- Nawet na to? – zapytał, wyciągając swoją nową zdobycz i szeleszcząc woreczkiem w powietrzu. Louis był jak pies, potrafił wyczuć smakołyki nosem, a odgłos szeleszczącej folii był dla niego jak brzdęk miski.

Nie trzeba było mówić nic więcej, by z lekkim podejrzeniem, ale też cholernym rozgorączkowaniem odwrócił się na materacu, niemal skręcając sobie kark przez to jak szybko przekręcił głowę. Jego oczy rozszerzyły się na widok białego proszku, a dłonie same wyciągnęły w jego kierunku. Harry po prostu rzucił mu narkotyki i skinął głową, żeby się nie krępował, więc jakiekolwiek obawy miał Louis, odstawił je na bok, najpierw wysypując trochę kokainy na wierzch dłoni i wciągając ją z wprawą godną wieloletniego ćpuna.

- Gdzie haczyk? – zapytał, kiedy mocno pociągnął nosem, następnie pocierając go palcami, by zetrzeć resztki proszku, które na nim zostały.

- Schowaj to sobie i bierz z głową, o ile potrafisz – zakpił. – Nie wiem, kiedy uda mi się zdobyć kolejną porcję.

Niall, o ile nie spodoba mu się obciąganie za narkotyki, zapewne pójdzie na moment w odstawkę, ale Harry był pewien, że jeszcze go do tego wykorzysta. Miał go jak w garści, trochę szantażu, trochę siły i chłopak będzie obciągał jak rasowa dziwka, nawet już się nie pytając, tylko od razu otwierając swoje parszywe usta. Tak chciał się przysłużyć Louisowi, więc teraz miał okazję. Ale zanim uda mu się do tego dojść, będzie musiał wymyślić coś innego. Może zastraszy trochę Footsteps, ale wątpił, by to przeszło na dłuższą metę. Nie chciał, żeby go podkablowali Lydii, bo ta by się nigdy nie zamknęła, a jeszcze zrobiłaby Louisowi niezłą jazdę. Harry coś jednak wymyśli. Albo nie... Jeszcze się nie zdecydował.

- Kupiłeś na mieście? – zapytał Louis, chowając woreczek pod materac i przesuwając się na pryczy, by z niej zeskoczyć. Jedno pociągniecie nosem i był z powrotem na chodzie, jak świeżo naoliwiona maszyna. Harry sądził, że to siedziało bardziej w jego lubiącej histeryzować głowie, ale co on tam wiedział o uzależnieniach.

SUCK IT & SEEजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें