31

2.7K 303 560
                                    


Czy swędzą cię kości i czy, gdy jesteś sam, potrafisz do znudzenia powtarzać swoje myśli, które przepełnione są niewłaściwymi wspomnieniami?

Po tym jak położył łaty, będziesz oddychał, a później kontynuował zeskrobywanie lakieru, który dopiero co cię ukoił.

Harry musiał wykupić im pokój w hotelu, bo według planu Lydii tej nocy mieli już wyruszać do kolejnego miasta, ale nie mogli, bo tylko tutaj Mitchel mógł załatwić metadon. Od ostatniego zażycia heroiny minęło trochę ponad trzydzieści sześć godzin i Louis właśnie przebywał w ostatnim kręgu piekła składającego się z dreszczy, drgawek i bólu. Leżał skulony na łóżku, przykryty po samą brodę kocem i zalewał pościel własnym potem. Ani Harry, ani Mitty jeszcze mu nie powiedzieli o ich planie. Louis był święcie przekonany, że czeka na kolejną dawkę heroiny. Harry znalazł jakieś jej resztki w jego spodniach, ale szatyn wcale nie pamiętał, ile tak naprawdę już jej zużył, więc od razu je wyrzucił, żeby samemu nie pęknąć.

To jeszcze nigdy nie wyglądało tak przerażająco. Po zejściu z kokainy Louis zazwyczaj był zwyczajnie przybity i wymęczony, ale teraz skręcał się z bólu, na zmianę wymiotując i płacząc. Jego skóra miała trupi kolor, a pod zaczerwienionymi od łez oczami widniały sine ślady świadczące o zmęczeniu.

Żaden z nich nie spał od dobrej doby.

- Nie musisz tego robić – wydusił z siebie Louis, kiedy Harry wycierał jego spocone czoło mokrym ręcznikiem.

- Ale chcę – odparł. Kucał na podłodze tuż przed łóżkiem i cały czas monitorował stan Louisa. Przynajmniej na tyle ile mógł. Gdyby działo się coś gorszego, nie miałby pojęcia co robić i był tak spanikowany, że chciał, żeby Mitty już wrócił bardziej niż sam szatyn.

- Pewnie – prychnął, wcale mu nie wierząc. – To twoje marzenie, by wycierać rzygi marnego ćpuna i słuchać jego jęków.

- Cóż mogę powiedzieć – westchnął, wzruszając ramionami. – Uwielbiam twoje jęki.

Louis słabo się zaśmiał, ale jego twarz szybko wykrzywiła się w grymasie pełnym bólu. Chwycił się za brzuch i bardziej podkulił nogi. Był na lekach przeciwbólowych, ale te wcale mu nie pomagały, a Harry bał się podać mu większą dawkę.

- Tylko ty możesz rzucać aluzją dosłownie w każdym momencie. Powinieneś to też zrobić nad moim grobem. Byłoby zabawnie.

- Przestań – uciął go, posyłając mu niezadowolone spojrzenie. – Nie umierasz.

- Z pewnością tak się czuję – wysapał. – I chyba znowu będę rzygał.

Harry nawet nie zdążył obrócić się po wiadro po lodzie, które trzymali przy łóżku, bo Louis od razu zwymiotował. Ledwie zdołał się podnieść i więcej wylądowało na materacu niż na podłodze. Zakaszlał i ponownie się skrzywił, niebezpiecznie przechylając się do przodu.

- Cholera, nie kładź się w to. – Harry podniósł się z ziemi i złapał go za ramiona, popychając go na przeciwną stronę, żeby nie wpadł w to, co przed chwilą zwrócił.

- Ugh, po prostu mnie dobij – jęknął dramatycznie. – Uduś poduszką, czy coś. Nawet nie będę z tobą walczył.

Harry wiedział, że Louis w gruncie rzeczy żartuje, ale i tak nie potrafił go już znieść. Sprawa jeszcze nigdy nie była aż tak poważna, a po tym czego nasłuchał się od Mitty'iego, nie mógł przestać myśleć o jego bracie, który wolał powiesić się, na cholera wie czym, niż przeżywać to, przez co w tej chwili przechodził Louis. Z tą różnicą, że on miał nad sobą masę lekarzy, a szatynowi został tylko nic niewiedzący i przerażony Harry.

SUCK IT & SEEWhere stories live. Discover now