24

2.9K 299 837
                                    


Furia i łzy grają zupełnie inne melodie.

Gdybym miał serce, ty jesteś tym, który powinien je złamać.

Harry zawsze uważał, że koncerty w Wielkiej Brytanii są najlepsze. W żadnym innym kraju nie czuł tak ogromnej energii od tłumu, która niemal unosiła go nad scenę, dodając mu skrzydeł. To był jego dom i tutaj czuł się najpewniej. W dodatku ich fani w tym kraju byli najbardziej pokręceni. Po ich koncercie w Manchesterze, ostatnim w europejskiej części trasy, poza tym charytatywnym, który miał się odbyć za tydzień, Harry wyszedł przed klub, by poświecić trochę uwagi proszącym o zdjęcie i autografy nastolatkom. Chciał to zrobić szybko i sprawnie, ale tak się zagadał, że minęła mu ponad godzina. Nigdzie się jednak nie spieszył, bo do Londynu mieli wracać dopiero jutro rano. Przyjmował każdy komplement z uśmiechem i przytulił tyle osób, że jego ubranie przesiąkło zabójczą mieszanką perfum.

Teraz kroczył dumnie do autobusu z ogromnym pluszowym miśkiem, którego dostał od jednej z fanek. Maskotka miała czarne futro i ubrana była w czerwoną skórę oraz koszulkę z napisem Rock'n fuckin Roll. Nie sam ubiór był jednak imponujący, a rozmiar. Harry ledwie mógł go objąć, czy też przecisnąć przez wejście do autobusu, ale jakoś mu się udało. Gorzej było potem przy pryczach, ale przy odrobinie siły zakleszczył maskotkę w korytarzu.

- Louis! Wstawaj, leniwa dupo! Zobacz co mam! – wykrzyknął pełen rozpierającej go energii, jednym ruchem rozsuwając zasłonę od pryczy szatyna. – Znalazłem ci kompana do snu. Jest większy od ciebie, więc ci się spodoba. I ma genialne poczucie humoru oraz styl. Myślę, że jak go poduczysz gry na perkusji, to mógłby cię nawet zastąpić w gorsze dni.

Uśmiechnął się zdyszany, bo noszenie półtorametrowego miśka nie było najłatwiejszym zadaniem na ziemi. Harry nie sądził, żeby nawet na scenie dostawał takiej zadyszki.

Louis jednak nie podzielał jego entuzjazmu nową zdobyczą, właściwie to nawet się nie odwrócił. Leżał skulony na swoim materacu, plecami do wyjścia i ani drgnął, by chociażby zerknąć przez ramię.

- Wiem, że nie śpisz, bo wszedłeś do autobusu niewiele przede mną, oszuście. – Harry miał tego dnia niezwykle dobry humor i nie zamierzał pozwolić, by Louis mu go zepsuł. – Co jest? Zabrakło ci proszków? - Sięgnął do niego ręką, żeby go przekręcić, ale szatyn wzdrygnął się, jakby został poparzony jak tylko poczuł jego palce na własnej skórze. Harry cofnął się oburzony. – Tak to teraz będzie? Nie mogę cię już nawet dotknąć? Nawet na mnie, kurwa, nie spojrzysz?!

Nie otrzymał żadnej odpowiedzi i jeśli Louis stosował jakąś pasywno-agresywną strategię, to Harry nie zamierzał się z nim w to bawić. Dobrze im szło w przeciągu ostatnich dni. Przynajmniej on tak myślał. Kłócili się tak jak zwykle, ale ani razu nie polały się żadne łzy, a ich docinki były bardziej humorystyczne niż raniące. Zresztą walka była wyrównana. Harry nasłuchał się tak samo jak Louis i jakimś cudem to było w porządku. Nawet mu nie przeszkadzało, że ze sobą nie sypiali. Harry skupił się na koncertowaniu, bo chciał wyjść najlepiej we własnym kraju i jak dotąd nikt go na tyle nie wkurwił, żeby musiał jakoś odreagowywać. Tak szczerze to nawet ledwie pił alkohol i może dzięki temu był spokojniejszy. Albo po prostu miał lepszy okres. A przynajmniej do teraz, bo Louis najwyraźniej chciał mu to wszystko zepsuć.

- W porządku. Gnij tutaj sobie sam. Chuj mnie to obchodzi! – warknął, wściekle kopiąc w stojącego mu na drodze miśka, żeby przesunąć go dalej i zwolnić mu dostęp do jego własnej pryczy.

- Przepraszam... - powiedział tak cicho, że ledwie go usłyszał. Z początku miał ochotę kazać mu iść w diabły, ale drżący ton jego głosu skutecznie go od tego powstrzymał.

SUCK IT & SEEWo Geschichten leben. Entdecke jetzt