Księga I: Rozdział 5

796 79 3
                                    


W sobotę zgodnie z zapowiedzią ja i Halter poszliśmy na targ, żeby sprzedać skóry. Chociaż od dnia, gdy spotkałam na mojej drodze Wilka minęły ze trzy doby, to ten nie opuszczał mojego domu. Rano krył się między drzewami, a wieczorem wychodził i stawał pod moim domem. Co rano i co wieczór przynosiłam mu też połowę mojego jedzenia.

Kontynuowałam też naukę polowania. Wczoraj nawet Halterowi udało się podebrać strzelbę Leśniczym i uczył mnie z niej strzelać. Byłam pod sporym wrażeniem broni i zrobiłam się tym szczęśliwsza, gdy okazało się, że jestem całkiem dobrym strzelcem.

-Może jednak zapiszesz się do Leśniczych – zaproponował Halter tamtego dnia. Muszę przyznać, że gdy Halter wyznał mi, że zarabia więcej niż ja i matka we dwie w ciągu dwóch miesięcy, poczułam silną pokusę rozważenia tej propozycji. Ludzie naprawdę musieli się bać Wilków skoro byli skłonni tyle płacić.

-Nie, to nie dla mnie – odpowiedziałam. Pieniądze naprawdę kusiły i mogłabym raz na zawsze uwolnić się od Evena, ale... Myślałam wtedy o moim Wilku. O jego złotych oczach pełnych emocji i wiedziałam, że nie potrafiłabym zrobić krzywdy komuś takiemu jak on.

Sam Wilk też był bardzo przydatny. Codziennie przynosił mi upolowane drobne zwierzęta, które mógł upolować koło domu – jakieś króliki albo wiewiórki. Zwykle dawałam mu wtedy mocnego całusa w nos i mogę przysiąc, że w jego oczach czasem widziałam czułość.

-Powinniśmy dostać sporo za rogi – powiedział Halter. – Skóra też jest niemało warta, ale raczej nie dostaniemy za nią więcej niż stu sikke.

-To dużo – powiedziałam. – Mogłabym za to przeżyć przez dwa tygodnie.

-Naprawdę? Neyre by to nie wystarczyło na tydzień.

Wzruszyłam lekko ramionami. Neyre mogła sobie na to pozwolić – w końcu stać ją na jej zachcianki, które siłą rzeczy były drogie. Często sprowadza rzadkie zioła z dalekich krain albo – co chyba najbardziej ryzykowne – z ziem należących do Wilków. Niewielu handlarzy było gotowych tam pojechać, a ci desperaci, którzy się na to godzili potrzebowali naprawdę solidnych zaliczek i jeszcze solidniejszej zapłaty po wykonaniu pracy. Gdybym ja przy moich skąpych zarobkach miała płacić na każdą zachciankę nie tyle moją a moich sióstr, to już dawno umarłybyśmy z głodu.

Obciągnęłam lekko tunikę i spojrzałam na Haltera. On też na mnie spojrzał i uśmiechnął się.

-Zdenerwowana? – zapytał.

-Nie wiem... Nie... Może... Nie mam pojęcia. Pierwszy raz sprzedaję coś na targu.

-To łatwe. Dziś ja będę mówił, a ty się przyglądaj. Z czasem nauczysz się targować.

Kiwnęłam głową.

Mimo, że była zima, a mróz sprawiał, że nikomu nie chciało się wychodzić z domów, to w dniu wolnej soboty targ zapełniał się ludźmi. Kupcy wychodzili oferować swe nabytki, a mieszkańcy szukali okazji, żeby pozbyć się wypłaty.

Podeszliśmy do jednego z kupców. Halter położył przed nim skóry.

-Chcemy to sprzedać – oznajmił.

Kupiec zmarszczył jasne krzaczaste brwi.

-Kiepsko zdjęta skóra – stwierdził.

-Niech pan nie gada głupot. Skóra jest dobrze zdjęta. Rzeźnik by tego lepiej nie zrobił.

-Mhm... A co, jesteś pan rzeźnik?

-Hobbistycznie.

-Nie dam za nie więcej niż pięćdziesiąt sikke.

Czerwony Kapturek: LycorisWhere stories live. Discover now