Rozdział osiemnasty: Znowu w Hogwarcie

2.4K 276 314
                                    

Notka od autorki: Ten rozdział kończy się zwrotem akcji. Głupie zwroty akcji.

---* * *---

Harry poczuł, jak jego twarz zalewa się rumieńcem. Wycofał się z powrotem za róg korytarza i zamrugał w przestrzeń.

No cóż. Ze wszystkich sposobów, na jakie się spodziewał, że się natknie na swojego brata, ten nie był jednym z nich.

Razem z Draconem przeszli przez jeden z kominków powiązany z rezydencją w gabinecie dyrektorki. Harry'emu wydawało się, pewnie trochę zbyt niewinnie, że przyjadą do Hogwartu pociągiem. Draco jednak spojrzał na niego cierpliwie, a Narcyza wyjaśniła mu, że wyprawa do Londynu tylko po to, żeby się przejechać pociągiem, była dla Harry'ego zbyt niebezpieczna, a odstawienie go w ten sposób do szkoły zapewni mu więcej bezpieczeństwa. Lucjusz w ogóle się nie odezwał. Jego wyraz twarzy, czy też jego brak, świadczył aż za jasno o tym, że Harry naprawdę powinien być bardziej rozsądny.

Harry miał wrażenie, że Malfoyowie nigdy go nie znudzą, bez względu na to, jakby się przy nich nie czuł w dowolnej szczególnej chwili. Zbyt często się zmieniali, przez co pozostawali niezmiennie interesujący.

McGonagall powiedziała mu, uśmiechając się, kiedy usłyszała jego pytanie, że tak, Connor już się pojawił. Został poprzedniego dnia zabrany na ulicę Pokątną pod urokiem, który zmienił jego wygląd, po czym przeszedł przez kominek, połączony z jego kryjówką, eskortowany przez istną armię Weasleyów. Spotkał się już z Remusem i zdawał się być z tego naprawdę szczęśliwy. Nie, nie wiedziała, gdzie jest w tej chwili, tylko tyle, że zabrał swoje rzeczy już do wieży Gryffindoru. Harry powinien się tam za nim rozejrzeć, byle szybko, ponieważ naprawdę nie zostało już wiele czasu do ceremonii przydziału.

Harry poprosił Dracona, z uśmiechem, który zawsze sprawiał, że Draco robił to, o co go poproszono, żeby ten zaniósł jego rzeczy do lochów. Draco zgodził się, zanim jeszcze się zorientował, co robi. Łypnął na niego, ale Harry już pędził przed siebie, biegnąc w kierunku wieży. Nie znał hasła, ale nie musiał go znać. Zaczeka przy portrecie Grubej Damy, jeśli będzie musiał, ale znał ją już na tyle, że możliwe, że udałoby mu się ją urzec na tyle, że sama by go wpuściła.

Zamiast tego znalazł Connora poza wieżą, czekającego na korytarzu.

No. Może nie tyle czekającego, co migdalącego się z Parvati Patil.

Harry czekał, póki mlaszczące odgłosy wreszcie dobiegły końca, po czym wyjrzał za róg. Connor stał z rękami położonymi na ramionach Parvati i czołem przyłożonym do jej; przynajmniej Parvati była niższa od ich obu, ku nieskończonej radości Harry'ego. Szepnął coś do niej. Parvati odpowiedziała coś, co, cud nad cudy, nie skończyło się chichotem.

Harry uznał, że może się im wreszcie pokazać. Odkaszlnął i wyszedł zza zakrętu.

Connor podskoczył i uśmiechnął się, zalewając jasnoczerwonym rumieńcem. Parvati tylko roześmiała się na widok twarzy Connora, przynajmniej do chwili, w której obejrzała się i zobaczyła, kto idzie w ich kierunku. Harry zobaczył, jak ta momentalnie mruży oczy, odwraca się na pięcie i idzie w kierunku portretu, kręcąc mocno głową.

Jego brat podszedł do niego szybko i Harry uznał, że pytania mogą zaczekać. Connor przytulił go i Harry przytulił jego, mocno. Nie rozstali się w najlepszych okolicznościach. Listy nie byłyby w stanie oddać przeprosin, które Harry chciał wyrazić.

– Connor – mruknął. – Wiem, że już ci o tym napisałem, ale naprawdę się pomyliłem, mówiąc ci to wszystko, co powiedziałem wtedy u Weasleyów. – Odsunął się, przyglądając się orzechowym oczom Connora i zastanawiając, czy mu wybaczono.

Wiatr, który trzęsie morzami i gwiazdamiWhere stories live. Discover now