Rozdział trzydziesty pierwszy: Snape jest szują

2.1K 234 197
                                    

Notka od autorki: To, jak odbierzecie tytuł tego rozdziału zależy, oczywiście, wyłącznie od waszej własnej perspektywy.

---* * *---

Snape radośnie krytykował wywar spokoju Hermiony Granger – wszystkowiedząca Gryfonka naprawdę rzadko popełniała błędy, więc uznał, że rzeczywiście skorzysta wysłuchując jego opinii – kiedy kociołek Harry'ego eksplodował.

Snape obrócił się szybko, patrząc na niego oczami szeroko otwartymi z zaskoczenia, ale szybko je przymrużył. W przeciągu ostatniego tygodnia atmosfera wokół Harry'ego robiła się coraz bardziej napięta, powoli przeradzając się w fizyczne i magiczne ataki, jak ten ze środy, którego efekty Snape zauważył kiedy Harry wrócił do lochów. Harry nie chciał wymienić niczyich imion, ale zapewnił, że rzucił na nich klątwę, której efekty pojawią się dopiero, jak znowu go zaatakują. Właśnie tego rodzaju zachowanie powoli doprowadzało Snape'a do szału.

Ale jeśli ktoś sprawił, że kociołek Harry'ego eksplodował w samym środku zajęć z eliksirów, gdzie Snape byłby w stanie odebrać punkty temu, kto był za to odpowiedzialny...

Wyglądało jednak na to, że nikt nie był. Harry zagapił się na swój kociołek, po czym otarł z twarzy mieszankę ciemiernika i sproszkowanego kamienia księżycowego. Snape wątpił, żeby chłopak okazał się na tyle tępy, żeby nie zorientować się w tym, co takiego spowodowało ten wybuch, jaki składnik został wrzucony w niewłaściwej kolejności czy o nieodpowiedniej konsystencji.

Z drugiej jednak strony było to po prostu nie do pojęcia, żeby Harry miał popełnić tego rodzaju błąd, skoro opanował już warzenie eliksirów na poziomie SUMów – powinien być w stanie uwarzyć coś tak standardowego bez najmniejszych problemów.

– Potter – szczeknął na niego Snape.

Harry podniósł na niego wzrok, wciąż mrugając z zaskoczenia.

– Czy wiesz, jaki błąd przed chwilą popełniłeś? – zapytał Snape, odruchowo sięgając legilimencją poprzez oczy Harry'ego, szukając jakichś oznak czy imienia. Harry przerwał kontakt wzrokowy i spuścił wzrok na ziemię, ale zanim to nastąpiło Snape zauważył w nich intensywny, pożerający go od środka niepokój, z którego istnienia wcześniej nie zdawał sobie nawet sprawy.

– Wmieszałem kamień księżycowy w wielkich szczyptach, proszę pana, a potem nie przyglądałem się im wystarczająco – powiedział cicho Harry. – Przykleiły się do siebie i weszły w reakcję z syropem. Przykro mi.

Snape zmarszczył brwi. Zaledwie pięć minut wcześniej Finch–Fletchley popełnił ten sam błąd, przez co musiał opuścić klasę. Przynajmniej Harry nie pozwolił, żeby eliksir dostał się mu do oczu.

– Posprzątaj i zacznij od nowa – powiedział, odwracając się. Nie miał zamiaru odbierać Slytherinowi punktów, zwłaszcza kiedy Harry jeszcze nigdy wcześniej nie popełnił takiego błędu.

Siedzący z tyłu sali Krukoni zaczęli buntowniczo mamrotać między sobą, ale ucichli, kiedy Snape spojrzał na nich gniewnie. Ten dom był ostatnimi czasy siedliskiem ludzi najbardziej nastawionych przeciw Harry'emu i Snape osobiście uważał, że to Krukoni rzucili się grupą na Harry'ego w środę – ale, oczywiście, nie był w stanie tego ustalić na pewno, bo Harry z uporem nie chciał ich wydać. Snape w czwartek na swoich zajęciach usiłował wypatrzeć jakichś spokorniałych Krukonów, ale wszyscy byli pokorni na jego lekcjach, więc to nie wypaliło.

Teraz jednak wiedział, kto był odpowiedzialny za ten błąd. Zmartwienia Harry'ego sprawiły, że ten poświęcił więcej uwagi własnym myślom, kiedy powinien był uważać na bryły kamienia księżycowego. Teraz Snape musiał po prostu odkryć, co takiego go aż tak martwi. Harry miał go odwiedzić tego dnia, wieczorem, po sesji treningowej z Connorem Potterem. Snape miał zamiar podejść do tego tak cierpliwie jak będzie trzeba, ale nie wypuści Harry'ego z pokoju, póki nie wyciągnie z niego prawdy.

Wiatr, który trzęsie morzami i gwiazdamiWhere stories live. Discover now