Rozdział czterdziesty siódmy: Port w środku burzy

2.7K 251 193
                                    

Notka od autorki: Ten rozdział chyba kwalifikuje się pod tag krzywda/pocieszenie. Naprawdę mam nadzieję, że nie wyszedł mi przesadnie ckliwy.

---* * *---

Harry usiadł razem z Verą w niewielkim pokoju na szóstym piętrze, w którym stały grubo obite białe fotele, co wcale nie zdziwiło Harry'ego, nie po tym jak w zeszłym roku zobaczył przebłysk Sanktuarium w umyśle Petera – a w kominku, który wyglądał na większy nawet od tego, który stał w skrzydle szpitalnym, buzował ogień. Harry przyjrzał się uważnie fotelom. Wyglądało na to, że ich drewniane stelaże miały na sobie wzory w czerwone wiry. Nie sądził, żeby były też wykonane z dowolnego drewna, jakiego używano w Hogwarcie.

Zerknął na Verę, która po prostu uśmiechnęła się.

– Jeśli spodziewamy się zostać gdzieś na jakiś czas, przynosimy ze sobą odrobinę Sanktuarium, Harry – powiedziała. – I tak, ustaliłam to wcześniej z twoją dyrektorką. Jak inaczej mogłabym postąpić, skoro mam nadzieję pozostać u twojego boku przynajmniej przez kilka miesięcy?

Kilka miesięcy? Harry zamrugał. Tego nie przewidział. Właściwie, to wydawało mu się, że będzie prowadził regularną korespondencję z jednym z wieszczy, dzięki czemu będzie mógł zapewnić sobie przyjemnie długie przerwy między kolejnymi listami. Przełknął ślinę.

– Wydawało mi się, że wieszcze nie są w stanie przebywać zbyt długo pośród ludzi, ponieważ widok tak wielu innych dusz ich przytłacza? Czy to nie dlatego zwykle mieszkacie w Sanktuarium?

– Tak, dlatego też pozostanę tu tylko tak długo, jak mój dar mi na to pozwoli – powiedziała Vera. – Mam jednak sporo czasu nim do tego dojdzie, a już od dawna chciałam ci pomóc, Harry. – Jej twarz rozbłysła czymś, co nie tak do końca było uśmiechem. – Nawet nie wyobrażasz sobie, jak strasznie ucieszyłam się, kiedy do mnie napisałeś i nie znalazłam w twoim liście żadnych sugestii wskazujących na to, że ktoś cię do tego zmusił.

Harry przełknął kilka razy ślinę. Poradzi sobie z tą sytuacją. Tylko dlatego, że okazała się znacznie trudniejsza niż początkowo zakładał, nie oznaczało, że powinien się jednak wycofać. W dodatku przecież podjął tę decyzję z własnej woli. To było ważne. W żaden sposób nie przypominało to decyzji, żeby przemawiać w obronie swoich rodziców, czy stawić czoła Voldemortowi, które, mimo że same w sobie bardzo ważne, wciąż opierały się na chęci pomocy innym ludziom. Ta decyzja zrodziła się podczas jego konfrontacji z samym sobą w Pokoju Życzeń. Jeśli nie zacznie brać aktywnego udziału we własnym leczeniu, to nigdy nie dociągnie tego do końca.

Przecież stawił już czoła naprawdę wielu przerażającym sytuacjom. Czemu ta miałaby być w jakiś sposób inna?

– Czy ktoś jednak zmusił cię do napisania do mnie, Harry? – Głos Very był cichy, ale teraz spiął się ze złości. – Bo jeśli tak...

Harry poderwał głowę i pokręcił nią.

– Nie. Zrobiłem to z własnej woli. I jestem gotów stawić czoła temu co masz mi do powiedzenia.

Vera kiwnęła głową, a na jej twarzy znowu pojawił się ten radosny wyraz. Pochyliła się do przodu. Harry spiął się odruchowo, ale znajdowała się zbyt daleko od niego, żeby złapać go za podbródek, nawet jeśli wyglądała, jakby naprawdę chciała teraz to zrobić.

– Nie zaskoczy cię wieść – wymamrotała – że wciąż tak naprawdę nie postrzegasz siebie jako człowieka, jeszcze nie. To będzie jedna ze spraw, których będziesz musiał opanować.

Harry prychnął i skrzyżował ręce na piersi.

– Wydawało mi się, że zrobiłem jednak pod tym względem nieco większe postępy. Już nie uważam, że jestem mniej ważny od innych ludzi.

Wiatr, który trzęsie morzami i gwiazdamiDonde viven las historias. Descúbrelo ahora