Rozdział sześćdziesiąty siódmy: Spotkanie Światła i Mroku

2.1K 204 181
                                    

Notka od autorki: Nadchodzą eksplozje. Harry nie może zawsze wygrywać.

---* * *---

Harry zawahał się.

– No weź, Harry – ponaglił go Draco. – Przecież niczego tu nie podpalisz, specjalnie poprosiliśmy Pokój o pomieszczenie, w którym nic się nie zajmie.

– Może od normalnego ognia – wymamrotał Harry. – Ale nie wiemy nawet, czy ogień feniksa przestrzega tych samych zasad. – Z drugiej jednak strony, jeśli nie zacznie go używać, to nigdy nie nauczy się, jak z niego korzystać, więc wyciągnął przed siebie dłoń i po raz pierwszy skupił się, usiłując przywołać do siebie płomień, zamiast po prostu akceptować go, ilekroć się pojawiał.

Poczuł, jak krew mu osobliwie przyśpiesza w żyłach, jakby płomień chciał wykorzystać ją do przebicia się przez jego skórę, ale nic się nie pojawiło. Zmarszczył lekko brwi i zamknął oczy, wyobrażając sobie dokładnie, jak ten ogień wyglądał za każdym innym razem, kiedy pojawiał mu się na dłoni.

Błękitny w środku, czysty lazur, przechodzący w pomarańcz i biel. Harry odkrył jednak, że nie jest w stanie przypomnieć sobie, jakiego był kształtu, ani w jaki sposób kolory zlewały się ze sobą. Czemu akurat to sprawiało mu tyle problemu? Spróbował poszukać wśród swoich wspomnień, mając nadzieję, że może jednak gdzieś ma zachowany dokładny obraz.

– Harry!

Harry zaskoczony otworzył oczy i zorientował się, że patrzy na świat przez rozmywającą się, biało–błękitną poświatę płomieni. Ogień feniksa pokrył mu ramiona i ręce niczym płaszcz, pełzł mu po włosach, skakał wokół twarzy. Owinięty wokół jego karku Argutus trajkotał z podekscytowaniem, pławiąc się w cieple.

Czy możemy ciągle tak chodzić? Wydaje mi się, że to lepsze od słońca, takie bardziej osobiste, jakby tym płomieniom zależało, żeby było mi ciepło. Czy możemy tak chodzić spać? Naprawdę myślę, że to dobry pomysł. A nawet jeśli podpalisz kilka prześcieradeł, to co? Nic się przecież nie stanie. Możemy...

Harry z wysiłkiem przestał słuchać węża omenu i uspokoił płomienie. Te wycofały się pod skórę, niczym ptak składający skrzydła. Harry odetchnął roztrzęsiony, po czym dotknął swoich włosów, a potem twarzy i odsłoniętej skóry. Nie wyglądało na to, żeby ogień go gdzieś poparzył. Nie miał pojęcia, co by się stało, gdyby pozwolił płomieniom sięgnąć sufitu ogromnej sali do pojedynków, którą otrzymali od Pokoju Życzeń, kiedy poprosili go o pomieszczenie, w którym Harry i Draco mogą popracować nad swoimi zaklęciami.

Nie rób tak – powiedział wściekle Draco z drugiej strony pokoju.

– Wybacz – mruknął Harry. – Sam nie wiem, skąd się to wzięło. Naprawdę wyobrażałem sobie tylko niewielki płomień na mojej dłoni.

Draco wydał z siebie cichy, zirytowany dźwięk.

– Potem się nad tym zastanowimy. Teraz chcę przetestować mój krąg runiczny. – Rzucił Harry'emu wyczekujące spojrzenie, więc Harry kiwnął głową i przyjrzał się symbolom, które Draco drobiazgowo narysował na kamiennej podłodze, kiedy Harry przeglądał książki o magii medycznej, które również pojawiły się w pomieszczeniu.

Harry nie uczył się antycznych run, więc rozpoznał tylko kilka znaków, które przypominały mu litery alfabetu. Niestety, nie dało mu to żadnego oparcia, więc w dalszym ciągu nie miał pojęcia, do czego ten krąg miałby służyć i przyjrzał mu się z powątpiewaniem. Ostatnim razem, kiedy Draco zrobił funkcjonujący krąg runiczny, ten uwięził go w miejscu, póki światło słońca nie opuściło pokoju – ale przynajmniej tak długo, jak w nim przebywał, był absolutnie bezpieczny.

Wiatr, który trzęsie morzami i gwiazdamiWhere stories live. Discover now