Notka od autorki: Rozdział przejściowy, hurra!
---* * *---
Kiedy Harry wreszcie otrzymał pozwolenie na opuszczenie skrzydła szpitalnego, zdążył się już przyzwyczaić do myśli, że świat uległ zmianie, ale wciąż nie był w stanie pogodzić się z czymś, co, jak powoli zaczynał dochodzić do wniosku, przylgnęło do niego już na stałe.
– Naprawdę nie musicie mnie aż tak doglądać – powiedział Adrianowi Belby'emu, jedynemu z trójki Ślizgonów, którego Harry w jakimkolwiek stopniu znał. – Madam Pomfrey powiedziała, że całkowicie wyzdrowiałem po klątwie Rovenana, więc mam pełną kontrolę nad swoim ciałem i mogę dostrzec zbliżających się do mnie ludzi znacznie lepiej niż wtedy, kiedy leżałem w łóżku. Nic mi nie będzie.
Adrian tylko na niego zerknął. Wibrował lekko z dumy, która zdawała się go nigdy nie opuszczać. Harry zauważył pierwsze jej oznaki, kiedy chłopak pojawił się na swojej pierwszej zmianie, obejmując wartę przy Harrym z obnażoną lewą ręką, której wciąż nie zasłonił z powrotem.
– Potrzebujesz, żeby ktoś cię chronił, Harry – powiedział po prostu. – Więc pozostaniemy w pobliżu, żeby cię chronić.
– Kiedy to właśnie usiłuję wam wyjaśnić – powiedział Harry, ledwie utrzymując swój temperament na wodzy. Przynajmniej kiedy byli przy nim Blaise, Milicenta czy Draco, to mógł z nimi rozmawiać jak z przyjaciółmi, dzięki czemu zapominał o ich ochronie. Adrian i pozostali podchodzili do tego ze straszną powagą. – Już nie potrzebuję ochroniarzy.
– Właśnie, że potrzebujesz.
Harry podskoczył. Adrian i pozostali sięgnęli po różdżki. Bliźniacy Weasley zignorowali ich, zrównując krok z Harrym, jakby po prostu spotkali się z nim na przyjaznej pogawędce. Harry uśmiechnął się wbrew sobie, kiedy zobaczył ich nagie, lewe przedramiona. Na każdym z nich bez przerwy poruszał się lemonkowo zielony tatuaż z napisem VOLDEMORT TO IDIOTA. Obelga zmieniała się co jakiś czas.
– Z przyjemnością podzielimy się z wami tym obowiązkiem – powiedział ten, którego Harry uważał za Freda. Mówił do Adriana. – Z samego rana w poniedziałek mamy zajęcia OWUTEMowe z transmutacji, ale potem możemy urwać się z reszty. I tak zwykle posyłamy na nie nasze iluzje. W jakich porach najbardziej przyda się wam dodatkowa para rąk do pomocy?
Adrian zastanowił się nad tym. Harry kilka razy otworzył i zamknął usta. Żaden z nich, oczywiście, nie zwracał na niego najmniejszej uwagi.
– Chwila – powiedział. – Czy ja nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie?
– Nie – powiedział Adrian – bo czasami straszny z ciebie idiota, Harry. – Zabrzmiało to tak, jakby ostatnio często to powtarzał. Odwrócił się do Freda. – Wtorki z samego rana mamy w tej chwili bardzo słabo obstawione. Tak samo środy po południu. No i nigdy nie wiadomo, kiedy ktoś może spróbować zaatakować go podczas treningu quidditcha.
Identyczny, złośliwy uśmiech pojawił się na twarzach bliźniaków.
– No co ty, Belby – powiedział ten, którego Harry uważał za George'a – chcesz zaprosić pałkarzy Gryffindoru, żebyśmy mogli sobie podpatrzeć waszą taktykę?
Adrian zamilkł, wyraźnie speszony.
– Wcale nie zaprasza – powiedział Harry, tym razem używając tonu, który zmusił ich wreszcie do spojrzenia na niego i zwrócenia na niego uwagi. – Naprawdę podchodzę poważnie do kwestii swojego bezpieczeństwa. Ale Rovenan nie żyje i teraz przede wszystkim trzeba zjednoczyć szkołę z powrotem, a nie rozrywać ją na strzępy. – Kiwnął w kierunku ich lewych przedramion, a potem poruszył własnym, również nagim. – To się liczy tylko jako symboliczny gest. Nie przeszkadza mi. Ale jeśli będziecie tak ciągle przy mnie warować, to ktoś w końcu dojdzie do wniosku, że boicie się, że ktoś mnie tu lada moment zabije.
![](https://img.wattpad.com/cover/151745739-288-k647824.jpg)
YOU ARE READING
Wiatr, który trzęsie morzami i gwiazdami
FanfictionPiąty tom Sagi Poświęcenia AU "Zakonu Feniksa", Ślizgoński!Harry, slash HPDM. Snape rozpoczyna ten rok błędem, który nastawia jego wychowanka przeciw niemu. Teraz Harry musi wykorzystać całe złoża swojego nadzwyczajnego sprytu, żeby stawić czoła wie...