Notka od autorki: UWAGA: W tym rozdziale znajdą się opisy gwałtu i tortur. Proszę, omińcie go, jeśli takie tematy są dla Was nie do zniesienia.
---* * *---
Milicenta siedziała z ojcem w ciszy. Adalrico poprosił Elfridę, żeby zabrała Marian na zewnątrz na spacer, byleby pozostały w zasięgu osłon namiotu. Nigdy nie wiadomo, Starrise może zaatakować ich rodzinę jeszcze przed pojedynkiem. Musiałby kogoś na nich nasłać, ale z tego co Milicenta usłyszała od ojca, to byłoby w jego stylu.
Adalrico wysłał jej matkę na zewnątrz już dobrych pięć minut temu, ale przez cały ten czas nie odezwał się nawet słowem. Milicenta z całych sił starała się siedzieć jak najbardziej nieruchomo, spowalniając swój oddech i bicie serca. Przez cały czas zastanawiała się, czemu to wszystko tak mocno na nią działa. Przecież nie spodziewała się, że jej ojciec umrze ze starości. Mógł zginąć podczas jednej z bitew Harry'ego, albo z ręki skrytobójcy, który usiłowałby przetrzebić wewnętrzny krąg sojuszników Harry'ego. Powinna była spodziewać się tego, wypatrywać zagrożenia zza każdego zakrętu, a mimo to uczucie uderzyło w nią niespodziewanie, niczym piorun.
– Milicento.
Wreszcie jest gotów przejść do rzeczy. Milicenta wyprostowała się i wbiła wzrok w twarz swojego ojca. Adalrico niczego nie mówił przez kilka chwil, przyglądał się ognisku z lekko zmarszczonymi brwiami, ale teraz przynajmniej poruszał palcami, uderzając nimi lekko w uda. Od czasu wysłania Elfridy i Marian nie pozwolił sobie na równie wiele ruchu co teraz. Milicenta czekała, tak cierpliwie jak tylko była w stanie.
– Chcę, żebyś pamiętała – powiedział Adalrico – nasze motto.
– Duramus – wyszeptała Milicenta. Przetrwamy. I to właśnie Bulstrode'owie robili, znosząc wszystkie burze, wzloty i upadki, które zrujnowały wiele innych, czystokrwistych rodzin. Nigdy nie obchodziły ich oszałamiające szczyty, w kierunku których zawsze rzucali się Malfoyowie. Chcieli pozostać przy życiu i wygodnie spędzić swoje dni – w bogactwie, oczywiście, otoczeni ludźmi, którzy traktowali ich z szacunkiem, ale bez konieczności patrzenia swoim wrogom w oczy.
– Jeśli jutro zginę – powiedział Adalrico – to staniesz się głową naszej rodziny, Milicento. Chcę, żebyś w miejscach publicznych trzymała się mocno naszego motta. Żadnych łez. Chcę, żebyś wyglądała dla nich na twardą jak skała.
Milicenta kiwnęła głową.
– Czy masz dla mnie jeszcze jakieś inne instrukcje, ojcze, w razie swojej śmierci? – zapytała. Język prawie nie ruszał się w jej ustach, zupełnie jakby przemiana w kamień zaczęła się od niego.
– Możesz przyjąć oświadczyny Pierre'a Delacoura – powiedział Adalrico z namysłem. – Przyjrzałem się jego rodzinie. Są odpowiednio majętni i choć czasem mieszali się zarówno z mugolami, jak i wilami, to przynajmniej się z tym nie obnosili. Prędzej czy później zawsze wracali do małżeństw z czystokrwistymi. Przekaż mu moje błogosławieństwo.
Milicenta kiwnęła głową.
– A co z moją matką i siostrą? – wyszeptała.
– Wykorzystaj część naszego majątku do zapewnienia Marian prywatnych lekcji. – Adalrico po raz pierwszy od wejścia do namiotu wykonał większy gest, pochylając się i podnosząc kielich z winem, który wcześniej przyniósł ze sobą i postawił obok swojego stołka. – Nie chcę, żeby trafiła do Hogwartu, chyba że za dziesięć lat szkoła będzie w znacznie lepszym stanie. Teraz nauczyłaby się tam tylko całego mnóstwa głupot, niepotrzebnych magicznym dziedzicom. Nie sądzę, żebym miał jakikolwiek wybór w twoim przypadku, Milicento, inaczej i ciebie wysłałbym gdzie indziej. – Na moment spojrzał jej w oczy. – Wybaczysz mi?
![](https://img.wattpad.com/cover/151745739-288-k647824.jpg)
DU LIEST GERADE
Wiatr, który trzęsie morzami i gwiazdami
FanfictionPiąty tom Sagi Poświęcenia AU "Zakonu Feniksa", Ślizgoński!Harry, slash HPDM. Snape rozpoczyna ten rok błędem, który nastawia jego wychowanka przeciw niemu. Teraz Harry musi wykorzystać całe złoża swojego nadzwyczajnego sprytu, żeby stawić czoła wie...