Rozdział pięćdziesiąty czwarty: Światło przebije się nawet przez najgłębszy Mrok

1.8K 226 269
                                    

Notka od autorki: UWAGA: Cliffhanger.

---* * *---

Harry obrócił głowę tak gwałtownie, że poczuł, jak jedna z lian rozrywa się, próbując utrzymać na nim swój uchwyt. Indigena Yaxley krzyknęła coś. Voldemort warknął bez słów, a bazylissa, i może dżdżownica też, zaczęła soczyście przeklinać w wężomowie. Rosier zaczął się śmiać.

Harry nie był w stanie wydać z siebie dźwięku. Cała jego uwaga była pochłonięta roztaczającą się przed nim wizją.

Masa przeraźliwie jasnego, białego światła pojawiła się po wschodniej stronie cmentarza, rozpościerając się od wrót i rozpuszczając osłony Voldemorta i każdą napotkaną po drodze mroczną magię jak jeszcze nic, co Harry kiedykolwiek widział do tej pory – z wyłączeniem słońca, rozwiewającego poranną mgłę. Ciemność rozpływała się przed nią i Harry'emu wydawało się, że nawet dziki Mrok drgnął nieprzyjemnie na ten widok, ale szybko wziął się w garść. Magia Światła była ostra, kłująca, przeszywająca niczym miecze i kroczyła powoli w głąb cmentarza.

Wreszcie wzrok Harry'ego przyzwyczaił się do jego intensywności, dzięki czemu zdołał zobaczyć w nim kształt. Światło promieniowało ze swojego rdzenia niczym niewielkie, skoncentrowane słońce, którego środek znajdował się na szczycie niesionej przez Augustusa laski. Harry uznał, że w takim razie to jego głos musiał rzucić to zaklęcie. To nie było takie zaskakujące, ostatecznie Augustus wspomniał o tym, że będzie ogniskiem rytuału, do wykonania którego potrzebował kooperacji wielu świetlistych czarodziejów.

Harry po prostu nie spodziewał się, że pojawią się tu tak szybko.

– Witaj, Harry – powiedział Augustus. Harry dopiero po chwili zorientował się, czemu jego głos wydawał się mu dziwny. Brakowało w nim wywyższania się, przepełnionego kpiną tonu, który Harry słyszał od niego za każdym razem, kiedy się widzieli. Teraz brzmiał po prostu na szczęśliwego. – Domyślam się, że masz kłopoty i przydałaby ci się nasza pomoc? – Podniósł głowę i przyjrzał się Harry'emu, jakby sama obecność lian i robaka nic dla niego nie znaczyła.

Harry kiwnął bez słowa głową i wtedy Voldemort przerwał ciszę, która zapadła między nimi. Zaczął krzyczeć rozkazy w brudnej wężomowie, rozkazując atakować, zabijać, pożerać.

Białe zwoje zaczęły przesuwać się do przodu, zwracając się ku masie przekopanej ziemi i trawy, które leżały w hałdach przed wrotami. Harry zobaczył jak gumowate cielsko się wije i wrzasnął ostrzeżenie. Chwilę potem liście Yaxley owinęły się wokół jego ust, skutecznie go uciszając.

Augustus zaśmiał się i krzyknął zaklęcie głosem tak dźwięcznym i wysokim, że Harry nie zdołał wyłapać inwokacji. Złote obręcze na jego lasce zalśniły, kiedy wycelował nią w dżdżownicę, a białe światło skupiło się i wystrzeliło ostro przed siebie.

Białe cielsko zaczęło dymić w miejscu, w którym zostało dotknięte światłem, niczym masa mrówek, na które ktoś skierował promień słońca przez lupę. Harry usłyszał cienki wrzask, na tyle wysoki, że zaczęło mu od niego dźwięczeć w uszach, a stworzenie odsunęło się od Augustusa i stojących za nim czarodziejów, których Harry dopiero teraz zauważył. Wcześniej światło przesłaniało ich ciemne sylwetki.

Nie! – wrzasnął Voldemort. – Atakuj ich, przygnieć ich, połknij ich! Nie możesz pozwolić, żeby cię pokonali!

Potężny łeb zanurkował i nagle cmentarz znowu się wybrzuszył, kiedy dżdżownica przebiegała pod Harrym, celując w jego sojuszników. Sięgnął instynktownie, mając nadzieję, że może robak naruszył korzenie lian i teraz zdoła je okaleczyć, ale jego bezróżdżkowa magia dotarła tylko do granicy jego skóry i znowu opadła. Harry syknął i pociągnął za swoje więzy, ale bez skutku.

Wiatr, który trzęsie morzami i gwiazdamiWhere stories live. Discover now