Kac morderca

5.2K 345 240
                                    



     Magnusa przebudziło przeciągłe miauknięcie. Bardzo głośnie swoją drogą. Magnus tego nie znosił, niezapowiedzianych pobudek i głośnych miauknięć. Ogólnie mógłby bardzo dużo rzeczy powiedzieć na temat, czego nie lubił, a musiał to znosić. Prezes Miau przeszedł się kilka razy po jego plecach w tą i z powrotem, tylko po to aby po chwili się tam usadowić i wydawać w dalszym ciągu przeraźliwe dźwięki, domagając się jedzenia.

     – Bane! – usłyszał głos, którego z pewnością nie chciał słyszeć, zwłaszcza w tym stanie.

     Szczerze... spodziewał się usłyszeć inny głos, głęboki i zachrypnięty z rana. Jednak dotarły do niego strzępki wspomnień, w których wyraźnie pamiętał, jak piękny chłopak ostatkiem sił podnosi się z czerwonej kanapy i wychodzi. Mamrocząc coś o obowiązkach Nocnych Łowców. Na wspomnienie uroczego chłopaka jego poranny wzwód dał o sobie znać. Magnus nakrył głowę poduszką. To było straszne i upokarzające. Cały wieczór go podrywał, podsuwał drinki, a on mu uciekł, a Magnus nie zaliczył. Bez sensu.

     – Wyczołgaj się z łóżka w tej chwili. Zwlecz swój żałosny tyłek... i nie mam całego dnia!

     Magnus zamrugał oczami i przewrócił się na plecy jęcząc żałośnie.

     – Boże, wychodzę stąd! Nie interesuje mnie co to za nagląca sprawa, ale twojego... blech... jesteś zboczony...

     Magnus zmarszczył brwi i podskoczył słysząc trzask drzwi. Uniósł głowę i uśmiechnął się sam do siebie, widząc namiocik z burgundowej pościeli, którą utworzył wzwód. Zachichotał pod nosem. Ragnor był czasami taki wstydliwy.

     Jak się okazało również obrażalski i zniesmaczony, ponieważ odezwał się dopiero dwadzieścia dwa lata później. W sprawie, jak sam wyraźnie zaznaczył, niecierpiącej zwłoki.


     Alec przebudził się kilka godzin później z gigantycznym kacem, we wczorajszym ubraniu zwinięty w swoją nudną, białą kołdrę. Zegar w telefonie wskazywał dwunastą, a pulsująca głowa utwierdzała w przekonaniu, że spił się pierwszy i z pewnością ostatni raz w życiu. W głowie zaczęły przelatywać wspomnienia z wczorajszej nocy. Pełne dziwnych kolorowych drinków i podejrzanych brokatowych czarowników. Kiedy kalejdoskop wspomnień utwierdził go, że dotarł do swojego łóżka o własnych siłach i nie latał po Nowym Yorku na magicznym dywanie, zdecydował się na prysznic.

     Wszedł do kuchni grubo po południu, gdzie zastał swojego parabatai z nieodłączną mu w ostatnim czasie rudowłosą dziewczyną. Przed nimi leżało kilka pudełek pizzy, cieplutkich, na co wskazywały obłoczki pary oraz przyjemny świeży zapach bazylii i oregano.

     – Ktoś ma sporego kaca – zaśmiał się Jace, wskazując zachęcająco ręką na posiłek.

     Alec zajął miejsce, które dawało mu możliwość nie patrzenia na Clary, pozwalając ignorować jej obecność.

     – Owszem – powiedział, przed Jacem i tak nic się nie ukryje. – I proszę cię, wczorajszy wieczór i tak był wystarczająco dziwny, nie potrzebuję jeszcze głupich pytań na dokładkę.

     Blondyn uznał najwyraźniej, że Alec nic nie powiedział. Z resztą Jace posiadł niebywałą umiejętność ignorowania wszystkiego wokół, co wydało mu się zbędne do wysłuchania.

     – Piłeś w samotności? Czy napatoczyła się jakaś ciekawa sztuka? – zapytał blondyn, znacząco poruszając brwiami.

     Alec o ile było to możliwe, skrzywił się jeszcze bardziej.

Jak Alec Lightwood dał się przelecieć, a Magnus Bane się zakochał.Where stories live. Discover now