Kolejne starcie

4.7K 304 267
                                    


     Kilka dni później, podczas misji zdarzył się niefortunny wypadek, za który przyszło zapłacić Isabelle. Chroniła Clary, która w przypływie paniki, wystraszyła się demona i pomyliła końce steli. Razem z Jacem donieśli wściekłą Izzy do Instytutu.

     – Potrzebna będzie pomoc, runy nie działają. To demoniczne zakażenie.

     Mniej więcej tylko usłyszał Alec, kiedy matka zniknęła za drzwiami od sali szpitalnej. Isabelle leżała na jednym z łóżek, była przytomna i ze złości czy też z bólu, zaciskała usta. Alec rysował właśnie Jace'owi kolejną runę uzdrawiającą, tym razem na lewym barku. Sam był w nie lepszym stanie, ale czuł jak jego runa powoli zaczyna działać. Izzy oberwała najgorzej i to w bardzo paskudny sposób. Alec ostatkiem sił powstrzymywał się, żeby nie zdzielić rudowłosej w twarz.

   – Gdzie mama? – spytał po chwili Alec, patrząc na ojca, który rysował w dalszym ciągu Iratze, na ciele Isabelle.

     – Poszła po czarownika. Na demoniczne zatrucie najlepsza jest magia.

     Alec miał nadzieję, że to nie będzie Magnus Bane. Naprawdę na to liczył. W końcu w Nowym Yorku, jest bardzo dużo czarowników. Chyba nie tylko on miał podobne myśli, ponieważ na twarz Izzy wpełzł paskudny uśmiech, a po chwili zakasłała. Dlatego po kilkunastu minutach widząc wchodzącą do środka kolorową postać, obsypaną brokatem, Alexander jęknął przeciągle, a Isabelle pisnęła. Alec widząc spojrzenie kocich oczu, jakim został obdarzony, pociągnął Jace za koszulkę pod ścianę w najdalszy kąt i tam kontynuował nakładanie runy na brata.

     Naprawdę miał pecha, czy ze wszystkich dostępnych magów na świecie musiał pojawić się tu właśnie ten, który chciał go przelecieć. Alec jęknął jeszcze bardziej przeciągle, kiedy zdał sobie sprawę, że właściwie nie miałby nic przeciwko. Zwłaszcza widząc dopasowaną koszulę, która idealnie opinała się na ciele czarownika.

     Niecałą godzinę później, Isabelle odzyskała w pełni przytomność. Wyglądała naprawdę dobrze jak na osobę, która jeszcze niedawno była ledwie żywa. Siedziała wsparta o stos poduszek i popijała kakao, które wyczarował Magnus. Alec udając, że nie widzi czarownika podszedł do łóżka, na którym leżała jego siostra. Potrzeba opieki nad Izzy, była silniejsza od strachu o swój dziewiczy tyłek.

     – Jak możemy ci dziękować Magnusie? – zapytała po chwili Maryse, głaszcząc Izzy po głowie. Mężczyzna już miał odpowiedzieć, kiedy przerwał tubalny głos Jace'a.

     – Ty jesteś tym czarownikiem? Znajomy Aleca? – zapytał ze śmiechem.

     Alec poczerwieniał, co nie uszło uwadze Magnusa. Soczyste przekleństwo wyrwało się młodemu Łowcy z ust, kiedy przyłożył Jace'owi w ramię.

     – Znacie się? – Robert spojrzał na swojego najstarszego syna zdziwionym wzrokiem.

    W końcu  Alec nigdzie nie chadzał, ani nikogo nie znał poza swoim rodzeństwem.

     – Nie – prychnął szybko Alec.

     – Znają – powiedziała uszczypliwie Izzy, która według Aleca nie była już tak chora, jak kilka sekund wcześniej.

     – Magnus zabrał Aleca na wycieczkę po Nowym Yorku, latającym dywanem – powiedziała Clary tonem sugerującym wielką tajemnicę.

     Alec westchnął cierpiętniczo nad jej głupotą, podobnie jak jego rodzeństwo. Dodatkowo Jace posłał jej delikatny, współczujący uśmiech jakoby do niej, jakoby do siebie, że z dysdebilizmem też można żyć. Alec doszedł do wniosku, że głupota dziewczyny najwyraźniej nie musi przeszkadzać aż tak jego bratu, dopóki wymienianie śliny między nimi jest nadzwyczaj ekscytujące. A jej nogi lądują w górze na tyle często, że Jace zapomina co wypływa z jej ust.

Jak Alec Lightwood dał się przelecieć, a Magnus Bane się zakochał.Donde viven las historias. Descúbrelo ahora