#FZfanfiction
Zbliżała się pora obiadowa, gdy z ust June wyleciała propozycja powrotu do miasta. Po małym przekomarzaniu się z Hemmingsem, który stwierdził, że chyba wyspa Belle jej zbrzydła, pozbierali wszystkie swoje rzeczy i poszli w stronę postoju taksówek, który dziwnym trafem był pusty. Kompletnie pusty.
– To są chyba jakieś żarty. Który dzisiaj? Pierwszy kwietnia? – Blondynka zdecydowanie nie cieszyła się z takiego obrotu spraw, ale Luke wcale nie miał zamiaru pozwolić jej się w tym pogrążać.
– Jest początek czerwca – zaśmiał się. – Może przejdziemy się tym mostem, co?
– Walnąłeś się w głowę, Lukey? – June nie wiedziała, czy zacząć się śmiać, czy nie, bo z jednej strony do śmiechu jej nie było, a z drugiej postawa Hemmingsa sama się o to prosiła.
– Nigdy nie mówiłem, że nie jestem pieprznięty – puścił jej oczko, wyciągając rękę w jej stronę.
Carter spojrzała na niego z niedowierzaniem pomieszanym z niepewnością, aż w końcu złączyła razem ich dłonie i z uśmiechem na ustach zrobiła krok w jego stronę. Nie potrzebowali więcej słów, by się zrozumieć – ruszyli w stronę mostu MacArthura.
Most nie należał do zbyt długich. Tak naprawdę dłużej zajęło im dotarcie do niego z drugiego końca wyspy niż przejście do Detroit w całej swej okazałości. No, zresztą nic dziwnego, gdy po drodze spotkali tyle innych atrakcji, że niebieskie oczy June nie mogły się nimi nacieszyć tylko przez krótką chwilę. Pusty kosz piknikowy w mgnieniu oka został zapełniony różnymi zakupami (żeby nie powiedzieć pierdołami), a Luke Hemmings z czołowego filozofa Australii został zdegradowany do funkcji tragarza. Bolesny upadek, ale za to w jakim towarzystwie!
– Żadnej cholernej bransoletki, June – mruknął groźnie, gdy przechodzili obok kolejnego sklepiku i kątem oka zdążył zauważyć jak niebezpiecznie zaświeciły się oczy blondynki.
– Powiedział chłopak, który nawet do basenu nie zdejmuje swoich – spojrzała na niego, wymownie unosząc brew.
– Ale to jest zupełnie inna sytuacja. Jestem do nich sentymentalnie przywiązany.
– Ja z moimi też będę. W końcu kupiłam je na pierwszej randce z tobą – uśmiechnęła się do niego w sposób, z którym Luke po prostu nie mógł wygrać.
Wywrócił oczami, wzdychając ciężko, na co June przyciągnęła go do siebie i pocałowała go czule, by jakoś zniwelować jego niechęć do dalszych zakupów. Objął ją w talii, stając naprzeciwko niej i jęknął niezadowolony, gdy odsunęła się od niego i skomentowała jego dezaprobatę cichym chichotem.
Jakieś kilkanaście minut później wreszcie postawili pierwsze kroki na moście i ze splątanymi palcami przemierzali dwieście metrów mostu MacArthura. Mniej więcej w połowie Carter jednak znowu zatrzymała się (chociaż przynajmniej nie z powodu chęci kupna kolejnej błyskotki) i oparła się o balustradę mostu, a Luke odłożył obok nich wiklinowy kosz i oparł dłonie o balustradę tuż obok dłoni June, bez skrępowania wodząc ustami po jej karku.
– Fajnie tak jest, co? – westchnęła głośno blondynka, wpatrując się w oddal.
Rzeczywiście w tym momencie, gdy słońce jeszcze nie zachodziło, ale niebo zaczynało robić się pomarańczowe, a ruch na ulicy był dość nikły – można było powiedzieć, że Detroit ma w sobie jakąś magię i nawet odrobinę romantyczności.
– Zdecydowanie. – Luke szepnął jej do ucha, zacieśniając uścisk. – I zdecydowanie myślę, że to odpowiedni moment, by zadać dla pewności to pytanie. Będziesz moją dziewczyną?
![](https://img.wattpad.com/cover/15741785-288-k320118.jpg)
YOU ARE READING
Friend Zone ✖ 5SOS [✔]
Fanfiction"Podobno ze strefy przyjaźni nie ma wyjścia." Luke Hemmings prowadzi światową karierę wraz ze swoimi przyjaciółmi z zespołu. Kiedy na ich drodze pojawia się June Carter, właściwie nic się nie zmienia. Nic oprócz tego, że serce Luke'a bije o wiele s...