#30 Ale rak płuc!

13.1K 1.1K 199
                                    

Nie uważasz, że powinieneś z nim porozmawiać? Co się z wami dzieje? Cholera, Oliver, ogarniesz się w końcu, czy dalej będziecie się tak nawzajem nienawidzić?

Tych pytań mam już serdecznie dosyć. A moi przyjaciele zadają je tak conajmniej kilka razy dziennie, gdy wraz z Anisem staramy się nie zawalić kolejnych wyzwań i wzajemnie udowodnić sobie, kto to wszystko ostatecznie wygra.

Nie ważne, że jak dla mnie już oboje przegraliśmy.

Przewiesiłem sobie plecak przez prawe ramię i pochwyciłem telefon z szafki nocnej, po czym, zirytowany kolejnym dniem, minąłem bez cienia zainteresowania Naomiego i wspiąłem się po schodach na górę. Nie natknąłem się w salonie na nikogo szczególnego (bo tylko Kaspra) więc przemierzyłem w ten sam sposób i odległość dzielącą mnię od drzwi wyjściowych, by w końcu móc ruszyć skrótami na przystanek tramwajowy.

Miałem ogromną ochotę pojechać dzisiaj inną trasą lub autobusem, tak, by nie dzielić przejazdu ani z Lisą, ani Anisem. Zerknąłem więc na godzinę w telefonie i westchnąłem pod nosem. Lekcje zaczynałem na ósmą, była siódma trzydzieści i tramwaj za pięć minut. Nie miałem raczej większego wyboru, jeśli nie chciałem się spóźniać.

Ale moje obawy były raczej zbędne. Jak zwykle ani Anis ani ja nie integrowaliśmy się ze sobą specjalnie, a Lisa była zaspana i, jak się okazało, prawie się spóźniła, więc humor do żartów i rozmowy jej specjalnie nie dopisywał.

Świetnie, piętnaście minut dla siebie.

***

Stałem, patrząc mu prosto w oczy. Wahał się, widziałem to. Albo czułem, nie miałem już pojęcia. Pewny byłem jedynie tego, że wszelkie jego uczucia wraz ze spojrzeniem spływają magicznie na mnie, sprawiając, że z jednej strony zastanawiałem się dłużej nad każdym kolejnym ruchem, a z drugiej - czułem się pewniej. Anis świetnie grał zanim lepiej go poznałem. Był też idealnie ukryty pod własnym kłamstwem, co bosko łączyło się z jego pierwszą cechą. Ale teraz, gdy już wszystko wiedziałem, rozszyfrowanie go nie sprawiało mi tak wielkiego problemu. On mnie jednak z pewnością tak nie rozpracował. Starałem się już wcześniej o to, by zachowywać jak najwięcej pozorów i ostatecznie zmylić go przy ostatnim zadaniu. Dzisiaj było to przed ostatnie.

Nadal nie wiedziałem czy gdybym wygrał naprawdę mógłbym się nazwać zwycięzcą, czy moja najistotniejsza porażka wzięła by górę nad wszystkim innym. Ale chyba bardziej skłaniałem się ku drugiemu. Perspektywa przegranej Anisa od tego jednego, kluczowego dnia, przestała mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie.

Postąpiłem krok do przodu, tym samym odsuwając się od ściany z grafitti, o którą cały ten czas się opierałem. Anis nawet nie drgnął. Stał z złożonymi rękoma w miejscu, w którym za około pięć minut powinien zaparkować autobus o numerze sto siedem.

Uśmiechnąłem się lekko i ruszyłem pewniej w jego stronę, kończąc z niewielką odległością między nami, z tą różnicą, że ja nadal stałem we w miarę bezpiecznym miejscu, nie praktycznie na ulicy.

- I co? - odezwał się, od tygodnia z powrotem szarowłosy. - Co teraz?

- To, co zwykle - wzruszyłem ramionami. - No, może odrobinę inaczej.

Anis prychnął i pokręcił głową z niedowierzaniem, po czym opuścił ręce wzdłuż siebie i zaczął się cofać. Zadanie zadaniem, ale bez przerwy mimo wszystko traktowaliśmy się tak, jak i poza nimi. Z taką samą pogardą patrząc sobie wzajemnie w oczy co dnia, bo inaczej żadne z nas by nie wytrzymało w tym towarzystwie. Ja - bo on tak perfidnie mnie oszukał. On - bo ja tego dnia zostawiłem go samego, gdy potrzebował pomocy.

30 DAYS HOMO CHALLENGE ✔Where stories live. Discover now