#34 Jego łzy są teraz moimi łzami, i spływają również po moich policzkach.

10.6K 938 268
                                    

Wkroczyłem na teren pobliskiego, jak na miejsce zamieszkania Anisa, parku. W około zalegał półmrok, a od mroku dzieliło go tylko zgaszenie ulicznych lamp, dzięki którym byłem w stanie stwierdzić, że jedna z miejskich ławek ma gościa w postaci Anisa. Spokój spowijający okolicę i jego przyjaciel cisza sprawiły, że szarowłosy na pewno już wiedział, że pewnie kieruję się w jego stronę.

W końcu kto o tak późnej porze i nieprzyjemnej pogodzie zapuszczałby się do parku, jeśli uznamy, że nie jest to osoba niepoczytalna bądź ktoś o dziwnych fetyszach związanych z gwałtami. Chociaż szczerze, potencjalnego gwałciciela również bym nie posądzał o marznięcie obecnie w krzakach.

Zbliżając się do wcześniej wspomnianej ławki zwolniłem trochę, nie wiedząc, czy na pewno tego chciał. Czy powinienem był się tu pojawiać. Zaraz jednak głośno westchnąłem, zmęczony całą sytuacją. Usiadłem obok niego i bez słowa zacząłem obserwować jego profil, niewzruszony co najmniej niczym. Zdawałoby się, że obserwuje, jak białe płatki śniegu opadają spokojnie na chodnik i równie białe już trawniki, zupełnie tak, jakby była to naprawdę istotna rzecz. Albo chciał, by właśnie tak było. By chociaż udawać, że nie ma się czym przejmować, więc można skupiać się na błahostkach.

Też bym chciał, by tak było.

- Przykro mi - wyszeptałem po chwili. - Może jej w końcu pomogą...

- I tyle? - Ledwo dosłyszałem. Miał zachrypnięty od zimna i długiego czasu siedzenia w ciszy głos, jednak jak trudno było zrozumieć co mówi, tak jednak bardzo łatwo dało się wyczytać z tego żal i niedowierzanie. A te dwa odczucia w połączeniu z Anisem mogą reagować wybuchowo. Musiałem więc uważać, by nie dopuścić do tego ani trochę więcej tlenu i nie wywołać reakcji. A to znowu w moim przypadku jest trudne.

- Ja... - zacząłem, nie mając pojęcia jak mu odpowiedzieć. Czym go pocieszyć. Cała sytuacja nie należała do najprostszych.

- Tyle masz mi do powiedzenia? - Powtarzając w końcu odwrócił się i spojrzał mi w oczy, pozwalając zauważyć, że cały ten czas po prostu bezgłośnie płakał. - Po tym wszystkim co ja powiedziałem tobie? Przy fakcie, że powiedziałem przecież t y l k o tobie?

Przygryzłem lekko dolną wargę i po chwili zastanowienia pokiwałem głową.

Właśnie tak. Tylko tyle mam mu do powiedzenia. Tylko tyle się w moim życiu stało.

Anisowi zawalił się świat bo jego ostatnia najważniejsza osoba z rodziny została mu siłą odebrana, a reszta będzie się teraz nad nim do woli znęcać i pastwić. A ja jestem Oliver.

Oliver ma przyjaciela, którego matka po prostu trafiła do ośrodka, a on sam przejmuje się jedynie przytłaczająco sporym uczuciem, którym darzy jej syna. Taka jest po prostu rzeczywistość. A tego mu nie powiem.

- Kochasz mnie - powiedział, prawie niesłyszalnie. Nie spuszczał ze mnie wzroku a ja nie odwracałem własnego. - Po prostu mnie kochasz.

- I teraz do tego doszedłeś?

- Mhm... - Pokiwał głową. - Tak.

Zmrużyłem lekko oczy, starając się odnaleźć w tej sytuacji. Anis był szczery, czułem to. Dobrze wiedział co i do kogo mówi. Dobrze wiedział jakie będą konsekwencję i jeszcze lepiej wiedział, co teraz we mnie siedzi.

- Pewność siebie nie przychodzi tak nagle, z godziny na godzinę - odparłem w końcu, chcąc udowodnić mu, że wiedział o tym wcześniej. - Tak samo, jak miłość.

- Wiem. - Chłopak otarł policzki wewnętrzną stroną dłoni i pociągnął nosem. - Ale masz rację. Wiedziałem o tym dużo wcześniej. Dlatego Żakilia mogła się do nas tak mocno zbliżyć a ja mogłem być stosunkowo niedostępny i obojętny. Czasami... Czasami po prostu myślałem, że...

Poczułem, że coś we mnie pęka. Twarz chłopaka przybrała wyraz mówiący mi conajmniej "cholera... Dlaczego" a łzy spływały po jego policzkach, wydostając się kolejno spod zaciśniętych pod wpływem emocji powiek.

Przysunąłem się do Anisa i objąłem go w ramionach, mocno w siebie wtulając i głaszcząc uspokajająco.

- Że...? - zasugerowałem, by dokończył. Nie przestawałem go przytulać i głaskać, tak, jak on nie zamierzał chyba przestać się zanosić.

- Jestem pierdolonym homofobem w stosunku do siebie... Rozumiesz? - Łkał żałośnie, ledwo łapiąc powietrze. - Homofobem z odchyłami. Pieprzonym idiotą!

Pocałowałem go lekko w czoło i wstałem, by przykucnąć naprzeciwko niego. Ująłem jego dłonie i splotłem swoje palce z tymi jego, patrzą na niego z dołu.

- Nie jesteś żadnym idiotą, Anis. Nie jesteś.

Chłopak pociągnął nosem i nawet już nie starał się o ocieranie łez. Zwyczajnie płakał. I łamał mi tym serce.

- Ja tylko myślałem... Że jeśli ona będzie bliżej to ty będziesz zazdrosny. Że jeżeli będziesz zazdrosny to oznacza, że ci zależy. Ja tylko chciałem twojej uwagi... Twojej. Chciałem czegoś, czym będę mógł się w tym durnym życiu cieszyć. Kogoś, z kim będę szczery. Ciebie.

Uśmiechnąłem się do niego lekko, kciukami masując jego dłonie. Poczułem, jak wypełnia mnie od środka coś tak ciepłego i przyjemnego, jak jeszcze nigdy wcześniej.

W końcu czułem zupełnie szczerze, że mu na mnie zależy.

- Czasami zastanawiam się za co cię tak cholernie kocham - wyszeptałem, patrząc mu prosto w oczy. - I dociera do mnie, że za nic. I to jest chyba to uczucie.

Anis przyciągnął mnie do siebie za ręce i wtulił się w mój tors, oddychając płytko i głośno.

- Kochaj mnie... Zawsze.

- Wszędzie... - mruknąłem, całując go delikatnie od skroni przez policzek po kącik ust.

- Szczerze? - Patrzył mi prosto w oczy, nieświadomie pozwalając mi się przejrzeć w jego własnych, błyszczących od łez.

- Szczerze... - Musnąłem delikatnie jego wargi i mocniej objąłem w talii, cicho wzdychając, gdy ten oddał pocałunek i wygiął się w lekki łuk w moich objęciach.

Językiem przejechałem po jego dolnej wardze i wpiłem się w niego z jeszcze większym uczuciem, niż do tej pory, co chwila tylko przyjmując odpowiedzi w tej samej, tak samo silnej i tak samo uczuciowej postaci.

Trzydzieści dni homo challenge. Trzydzieści dni udawania homoseksualnej pary nastolatków, biegających po mieście ze swoimi pseudo odchyłami i robiących z siebie debili.

Uznaję, że przegrałem. Conajmniej podwójnie. Od dawna przestałem udawać, że go kocham. Od dawna zakończyłem swoje wyzwanie. Ale nie ma zwycięzcy.

On też kochał.

Całował mnie tak zachłannie i czule jednocześnie, że nie pozostawiał mi wątpliwości. A ja sam miałem głęboko gdzieś, że jego łzy są teraz moimi łzami, i spływają również po moich policzkach.

- Nie odchodź.

To przedostatnie, co tego dnia mi powiedział. Ostatnimi słowami mógłbym delektować się resztę życia.
Bo ja go również.

§

Miałem dać wam na święta, ale macie już teraz, bo jest 13 minut po północy xD dwudniowym opóźnieniem.

I wszystkim wam życzę szczęśliwych świąt (albo chociaż mam nadzieję, że takie właśnie były) i udanego Sylwestra!

Papapa <3 widzimy się w "DWÓCH CHŁOPAKÓW LO DWÓCH STRONACH" ;)

30 DAYS HOMO CHALLENGE ✔Where stories live. Discover now