†16†

4.3K 426 40
                                    

Napłynęły mu łzy do oczu, gdy ujrzał pobitego, rozebranego i zapewne zgwałconego nastolatka, leżącego na łóżku. Gdyby nie unosząca się klatka piersiowa uznałby, że nie żyje. Serce go bolało przez ten koszmarny widok swojego aniołka. 

- Taehyungie. - szepnął, jakby zmartwiony, że jakikolwiek hałas może jeszcze bardziej zaszkodzić blondynkowi. - Otwórz oczka. 

Bał się go dotknąć. Bał się, że gdy dotknie choćby paliczkiem, malutki skrawek jego poobijanego ciała narobi dużo większej krzywdy porcelanowemu chłopcu. Był przecież taki delikatny. Kruchy, przez co trzeba było uważać na niego pod każdym względem. Więc, co za diabły zrobiły tak złe okropieństwo małemu aniołowi, który teraz przez wstyd nawet nie miał siły podnieść swych powiek do góry, by ujrzeć swojego zbawiciela. 

Wytarł łzy, które zbierały się w jego oczach, przez co widział jedynie rozmazany obraz blondyna. Przez swoją miłość stawał się wrażliwy i w pewnym stopniu denerwowało go to, bo nawet nie pamiętał, kiedy ostatni raz łzy aż skapywały po jego polikach. Ale to tylko dlatego, bo musiał widzieć Taehyunga w stanie bezsilności. I dlatego, bo spóźnił się. Nie uratował go na czas. 

Jeszcze przez chwilkę poczekał, by samemu otrząsnąć się z tego wszystkiego. W końcu sam musiał wziąć się w garść i przestać płakać nad biednym ciałkiem Taehyunga, bo to właśnie on tu przeżywał katuszę. Delikatnie dotknął policzka blondyna, na którym widniał rozmazany makijaż z oczu. 

Płakał. Kolejny cios i wyrzuty sumienia, że nie przyjechał wystarczająco szybko.

- Taehyungie, już będzie wszystko do-

Przez nagłe uderzenie w rękę i gwałtowne odsunięcie się osiemnastolatka nie dokończył tego, co zamierzał powiedzieć. Skupił swój wzrok na blondynie, który owinięty kołdrą, by żaden skrawek jego brudnego ciała nie ujrzał już nikt, również patrzył się na niego, ale z przerażeniem. 

Był bezsilny. Załamany. Upokorzony. Nie miał zaufania do nikogo. Już na dobre stracił chęci do życia. Nie chciał istnieć. 

- Nie dotykaj mnie. - krzyknął.

- Taehyung, spokojnie. - chciał się nieco zbliżyć do niego, lecz nagły krzyk blondyna dał mu do zrozumienia, by zostać w tym samym miejscu, co wcześniej. 

- Nikt już mnie nie dotknie, słyszysz? - zapłakał, wycierając łzy o skrawek kołdry. - Nienawidzę was. 

Zabolały go słowa z ust Taehyunga, ale mimo wszystko nie mógł go teraz zostawić samego w takim stanie. Rozumiał, że doznał jeszcze gorszego szoku przez tą sytuację niż z wcześniejszych, gdzie musiał oddawać swoje ciało, by zarobić. 

Musiał przekonać go do tego, że przy nim będzie absolutnie bezpieczny, że nic złego już mu nikt nie będzie robił. Ale jak? Jak po tym wszystkim wmówić mu, że przy jego boku poczuje szczęście i miłość? W końcu on sam był jego jednym z wielu klientem. Jungkook dopiero teraz zdał sobie sprawę, że Taehyung miał prawo czuć się przy nim niebezpiecznie. W końcu tyle razy uprawiali seks i to na przeróżne sposoby... Ale przy każdym ich stosunku dbał o niego. Dbał jak o nikogo innego. Zabierał go również na randki, by być jak najdalej tego przeklętego pierdolnika, by chociaż przez chwilę Taehyung nie myślał o sobie jak o nic niewartej  prostytutce. 

- Taehyung, przy mnie jesteś bezpieczny. - uśmiechnął się subtelnie, spoglądając w oczy blondyna. - Przecież wiesz. 

Naprawdę chciał mu w to teraz uwierzyć, ale kim był Jungkook, by to zrobić? Był jego klientem. No właśnie... kurewskim klientem, w którym zakochał się, nie zwracając uwagi na to, że jego interesuje tylko zaspokojenie swojej żądzy. 

Zapłakał żałośnie, kuląc się na podłodze. Nie rozumiał, co zrobił okropnego, że musiał przez całe życie znosić te wszystkie rzeczy, które go spotkały. Czy Bóg ukarał go za to, że przez swoje przyjście na świat jego biedna i niewinna mama musiała niesprawiedliwie odejść? Czy, co do cholery? Co zrobił, że musiał cierpieć? Być w stanie bezsilności i załamania? 

Nie mógł znieść bruneta, który mówił do niego tym spokojnym tonem głosu. Tym kojącym, przy którym aż chce się wierzyć, że już będzie dobrze. Choć i tak w podświadomości kłębią się te złe myśli, które utwierdzają go w przekonaniu, że nigdy nie będzie z nim w porządku, że nie będzie piękną różą, którą każdy by chwalił i czerpał szczęście. Będzie zawsze wśród chwastów, nie dający rady rozkwitać. Kompletnie w siebie nie wierzył, więc dlaczego ciepłe promyki słońca uparcie go grzeją? Ramiona Jungkooka pragną dać mu siłę. Jego migoczące gwiazdy, które patrzą się na niego jakby był najpiękniejszą istotą na ziemi są jak nawóz, który wspomaga w udoskonaleniu się. A komplementy jakimi go obdarowuje to chęć stawania się piękniejszym każdego nowego dnia. 

Tylko ogrodnik w niego wierzy i właśnie tego pojąć nie potrafił, bo przecież w ogrodzie była masa piękniejszych kwiatów, które tylko czekały na zwrócenie uwagi kogoś takiego. Taehyung nie mógł uwierzyć, że Jungkook byłby wstanie go pokochać. 

- Chodź, pojedziemy do domu. - powiedział brunet i podniósł delikatne ciało młodszego, który bez żadnych oporów zgodził się na tą propozycję. 

Po prostu nagle został oczarowany przez słowa 'pojedziemy do domu'

††

Hejka!💜

Chce podziękować za 10k pod tym opowiadaniem i za dużo gwiazdek!😊💕 Jesteście cudowni i uwielbiam was!💜💜

Już nie dodam w tym roku rozdziału, więc życzę wam udanego sylwestra i szczęśliwego nowego roku!🍷🎉

Dobranoc!💜

brighton club | vkookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz