†17†

4.4K 382 79
                                    

Siedział niczym król na tronie w swoim gabinecie, popijając whisky i paląc cygaro. W życiu nie był podekscytowany i szczęśliwy bardziej, kiedy w spokoju mógł przeglądać dokumenty, które w dużym stopniu utwierdziły go w przekonaniu, że założenie klubu to jeden z jego najlepszych pomysłów jakie dotychczas miał. Satysfakcjonujące zarobki, które aktualnie posiadał były ogromne i nie jeden by ich pozazdrościł. Z jego przeliczeń wynika, że to był dopiero początek złotego wieku klubu, a z czasem dorobi się obrzydliwej fortuny. 

Uśmiech nie mógł zejść z jego twarzy, bo jakim on był wspaniałym aktorem, że każdego znalezionego chłopaczka potrafił owinąć wokół palca i trzymać tak długo, ile mu się żywnie podobało. Manipulatorem i kłamcą był wybornym i właśnie, dzięki swoim ukrytym zdolnością mógł dojść tak daleko, a najlepsze było to, że to on sam wymyślił. To on sam potrafi wbić się wysoko i nikt nie umiał go zatrzymać przed swoim postępowaniem. 

- Namjoon, możemy porozmawiać? - zapytał łagodnym głosem Seokjin, który znikąd pojawił się w jego biurze. 

Urzekające. Był tak bardzo pochłonięty swoimi pieniędzmi, że aż nie zwrócił uwagi na swojego ukochanego, który wszedł do jego królestwa. Naprawdę, u r z e k a j ą c e. 

- Wiesz, że nie mam teraz czasu. - powiedział dość oschle, nawet nie racząc się spojrzeć na czarnowłosego. - Jeszcze wchodzisz bez pukania do mojego biura i przeszkadzasz. Nie możemy porozmawiać w domu? 

Doprawdy, czy on musiał przychodzić aż do klubu? Nie mógł zaczekać aż wróciłby do domu? A jak już naprawdę było to coś ważnego to nie mógł zadzwonić? Zakłócał jego spokój, jeszcze pomyli się w liczeniu pieniędzy i co wtedy będzie? Strata czasu, bo trzeba zacząć wszystko od początku. 

- To jednak dobrze zrobiłem pakując wszystkie swoje rzeczy do walizek. - prychnął. - Wracam do Seoulu. 

- Zostawiasz mnie? - zdziwił się, pierwszy raz od jego przyjścia patrząc mu się w oczy. 

- Nie, Namjoon. To ty pierwszy postanowiłeś mnie zostawić dla pieniędzy, klubu i alkoholu. - wyliczał, powstrzymując łzy, które powoli zbierały się do jego oczu, by wyjść i poczuć się wolne. 

Przyrzekł, że nie będzie płakać, ale było to silniejsze od niego. Kocha Namjoona, ale nie wyobraża sobie z nim dłuższego życia, bowiem to nie ten sam troskliwy, romantyczny i opiekuńczy mężczyzna, który skradł mu serce w małej kafejce sześć lat temu. 

Tęskni za uczuciem bycia potrzebnym i kochanym, dlatego postanowił wyjechać. Ułożyć sobie życie na nowo, choć wie, że wymierzył sobie trudne zadanie do wykonania. W końcu jego miłość jest w Brighton. 

- Znalazłeś sobie kogoś? Zdradzasz mnie? - wstał zdenerwowany, podchodząc bliżej Seokjina. 

- O dziwo nie. - westchnął, delikatnie się uśmiechając. - Jak znajdziesz jakąś moją rzecz w swoim mieszkaniu to wyrzuć ją. Nie chce mieć z tobą kontaktu. - odwrócił się w stronę drzwi z zamiarem wyjścia, lecz ręka Namjoona na nadgarstku mu to uniemożliwiła. 

- Będziesz tego żałował. Zostawiając mnie stracisz wszystko, rozumiesz? - próbował go zmanipulować, w końcu dobrze mu to wychodziło. Dlaczego tym razem miało być inaczej? 

Odwrócił się w jego stronę, patrząc się na niego ze smutkiem. Ale on i tak tego nie dostrzegł. 

- Ja już dawno straciłem wszystko, na czym mi najbardziej zależało. Ale mam nadzieję, że gdzieś tutaj... - wskazał palcem na jego klatkę piersiową, gdzie znajdowało się bijące serce. - Jest jeszcze mój stary, najwspanialszy Namjoon, którego tak mocno pokochałem.- przymknął swe oczy, przełykając ślinę najciszej jak się da. - Puść mnie. 

Przeczekał parę sekund i puścił jego dłoń, by mógł odejść już na zawsze. 

††

Westchnął, przypominając sobie chwilę rozstania ze swoim ukochanym. 

Obracał się wśród ludzi. Jego marzenia dotyczące bogactwa spełniły się i nie powinien być szczęśliwy? Nie powinien skakać z radości każdego nowego dnia, bo do wszystkiego doszedł sam? I nie interesowało go to, że manipulował i oszukiwał nieświadomych ludzi. Tu chodziło o sam fakt, że jest cholernie sprytny, że każdy obdarowywał go swoim zaufaniem, by na końcu zgnieść je butem w ziemie, jak najgłębiej. Najważniejsze było to, że dorobił się fortuny, że śpi na forsie. Może palić ulubione cygara, popijając przy tym whisky. 

Ale brakowało mu uczucia utonięcia w czyichś objęciach, pocałunkach, po prostu czyjejś obecności. Nie mówimy tu o osobie na jedną noc, tylko o osobie, u której widzi się cały świat. Zdarzają się wieczory, że tęsknił, ale nie potrafił się do tego przyznać. I właśnie próbował się otrząsnąć z braku jego obecności. Pragnął u siebie zmiany, ale no... nie potrafił. Bo od momentu, gdy go przy nim nie ma, stracił wiarę w siebie. Cholernie za nim tęsknił. Brakuje mu jego głosu, zapachu, dotyku. Ich wspólnej miłości.

Tak naprawdę, nienawidzi siebie kim się stał. To, że puścił jego rękę, że nie przytulił, nie pocałował, nie powiedział 'kocham cię'. Nienawidzi siebie za to, że nie docenił szczęścia, które miał na wyciągnięcie ręki. 

Była w nim pusta cisza. Był samotny. 

††


Hejka!💜

Smutno mi było, gdy pisałam ten rozdział:( ale jestem z niego zadowolona

Miłego wieczoru, kochani!💕

brighton club | vkookWhere stories live. Discover now