-Blizny na sercu-

735 35 9
                                    

Ashelynn:

Obudziłam się bardzo wcześnie, zbyt bardzo, jak na sobotę. Było po szóstej rano, lecz nie mogłam już przymknąć oka. Chciałam się przekręcić na drugi bok, lecz poczułam jak coś , a raczej ktoś stawia mi opór. Matko... przypomniało mi się, co się wczoraj działo i że on tu jest... ze mną, to zaszło za daleko o wiele za daleko! Nie ukrywając tego, że czułam się teraz bardzo dobrze i chciałam aby tak zostało, ale tak nie mogło być, on będzie ze mną cierpiał, nawet mnie nie zna. Wstałam dyskretnie i spojrzałam na niego. Wyglądał tak niewinnie jak spał, do tego w miom łóżku. Chwila? zauważyłam na kołdrze mój bandarz z ręki... pewnie mi się odwiązał. Dobrze, że wstałam szybciej. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby to zauważył. Ruszyłam szybko do łazienki i ubrałam spodenki oraz szeroką bluzkę, poniewaz w domu było gorąco. 

Gdy wychodziłam z łazienki omal nie zemdlałam, gdy otworzyłam drzwi spostrzegłam centralnie przed mini Matthew'a. Uśmiechnął się do mnie przecierając zaspaną twarz.

-Zdziwiona? sama kazałaś mi zostać - uśmiechnął się i spojrzał na mnie opierając się o ścianę.

-Chyba coś Ci się uroiło.. - serio? nawet tego nie pamiętam do końca.

-Spoko, mogę już iść - odepchnął się od ściany .

- Nie, nie .. zostań, jest wcześnie - uśmiechnęłam się i przemknęłam koło niego. 

Zaczęłam schodzić do salonu, chłopak szedł za mną. Usiedliśmy oboje na kanapie i spojrzeliśmy na siebie, po czym odwróciliśmy wzrok. Włączyłam telwizor aby zagłuszyć ciszę.

-Słuchaj, bo zauważyłem coś wczoraj - przysunął się do mnie i spojrzał mi w oczy.

No nie gadajcie, że teraz mi wyzna miłość, albo coś w tym stylu. To by było za proste, ale o co mu chodzi? W mig zrobiło mi się gorąco, zaczęłam trochę panikować.

-Dlaczego to robisz? - zapytał i lekko skrzywił twarz.

-Ale co ja robię ? nie robię nic złego - moje ciało zaczęło kostnieć a ja odrazu odzyskałam realne spojrzenie na świat. O.. on to widział? nie... sam mi odwinał ten bandarz!

-Dlaczego się tniesz - szybko złapał mnie za rękę i ją odwrócił, rany były głębokie i wyglądały okropnie, okropnie jak dla niego. Dla mnie to była moja ostoja, coś dzięki czamu najprawdopodobniej teraz z nim tu siedziałam, ale on tego nie zrozumie.

Wyrwałam rękę z jego uścisku, a moje oczy przepełniły się łzami, które starałam się powstrzymać. Nie uszanował mojej prywatności. Byłto dla mnie drażliwy temat, nikt nie wiedział o mnie wszystkiego , nikt. Miało tak zostać.

-To nie twoja sprawa - wstałam z kanapy.

-Wiesz, po wczorajszym dniu myślałem, że chociaż trochę mi zaufałaś - wstał także i przybliżył się do mnie o krok.

-Też tak myślałam - łzy zaczęły mi napierać z jeszcze większą siłą na oczy.

-Wyjdź - powiedziałam cicho.

-Czekaj, daj mi chwilę, nie zamierzam nikomu nawet o tym mówić.

-Wyjdż z mojego domu i tyle, mówię po chińsku czy poprostu nie rozumiesz? - zaczełam iść w stronę drzwi, on także, widziałam na jego twarzy złosć, taką, która utkwiła mi w sercu.

Otworzyłam drzwi przed jego nosem i spojrzałam na dwór, padał deszcz, ale mnie to nie obchodziło. Popchnęłam go w kierunku wyjścia.

-Zapomnij o tym co się wczoraj stało, poprostu zapomnij, nie powinieneś w ogóle znaleźć się na tym jeziorem. - Zakmnęłam drzwi i je zakluczyłam.

Usiadłam spowrotem na kanapie i zaczęłam bezwiednie płakać, jak dziecko. Moje serce było rozdarte, przecież dopiero co dosłownie wywaliłam go z domu, a chciałam aby był teraz przy mnie i mnie przytulił, chore marzenie. Wywaliłam go na deszcz, po takim dniu jak wczoraj. Naprawdę powinnam sobie pogratulować.. to chyba najgorsza decyzja w moim życiu. Pewnie się o mnie martwił i dlatego odwiązał ten bandarz, ale ja tego nie porafię uszanować. Czułam jakby mój mózg miał zaraz pęknąc, wybiegłam zapłakana przed dom i się rozejrzałam, nie było go, na co ja do cholery liczyłam. A tak poprostu go wypierdoliłam z domu i może miał jeszcze stać pod drzwiami jak pies i prosić abym go wpuściła, jasne. Wróciłam do domu i ruszyłam do łazienki. Zrobiłam sobie gorącą kąpiel, takie najbardziej lubiłam z wielu powodów. Wlałam gorącej wody do wanny i patrzyłam jak para ulatuje do wentylatora. Nagle coś we mnie, ja, nie wiem co. Kazało mi to zrobić. Zakluczyłam łazienkę i wyłączyłam wentylator. Patrzyłam jak para osadza się w powietrzu. Bardzo lubiłam świeczki, gdy się kąpałam, teraz postawiłam ich na wannie tylko ..dziesięć, podpaliłam wszystkie. Weszłam do gorącej wody , po jakiś piętnastu minutach nie widziałam drugiego końca łazienki, pary było coraz więcej, gdyż napuszczałam coraz to gorętszej wody do wanny. Ledwo co mogłam oddychać i kręciło mi się w głowie. Lecz nic z tym nie zrobiłam, chciałam tego, oparłam się o róg wanny i przymknęłam oczy.

Nagle film mi się urwał, chyba zasnęłam, nie wiem. Obudziłam się nie mogąc złapać oddechu, było ciemno, ponieważ wszystkie świeczki zgasły a ja zasłoniłam jedyne okno jakie się znajdowało w pomieszczeniu. Prawie nic nie widziałam, kaszlałam jednocześnie  dusząc się z braku powietrza. Wygramoliłam się na czworaka z wanny, ponieważ nie mogłam złapać równowagi a obraz miałam zamazany, dotarłam do drzwi, otworzyłam je i upadłam przed nimi próbując złapać powietrza. Było mi strasznie gorąco, po może jakiś dziesięciu minutach usłyszałam otwieranie drzwi, o nie, wrócili. Szybko starłam ślad po sobie ręcznikiem i wróciłam do łazienki zamykając ją. Włączyłam wentylarot, światło i otworzyłam okno. Spuściłam całą wodę, wciągnęłam na siebie dresy oraz szeroką bluzę, ponieważ cała skóra mnie parzyła, nie zwracając uwagi na to jaka była czerwona.Spięłam włosy i się pomalowałam ,jak gdyby nigdy nic. Schowałam świeczki i wyszłam z łazienki. Przywitałam się z mamą i Joshem, po czym ruszyłam do swojego pokoju na górę. Położyłam się na łóżku i próbowałam dojsć do siebie, co było trudne bo nie mogłam wziąć głębszego oddechu, bo przy próbie tego zaczynałam się dusić. Czy można uznać to za próbę samobójstwa? Wykluczyłam tą myśl z głowy, przecież bym tego nie zrobiła. Dlaczego w ogóle to zrobiłam?


Matthew:

Obudziłem się gdy dziewczyna wychodziła z pokoju. To chyba był najlepszy poranek w moim życiu, wstałem i poprawiłem ubrania w których byłem. Przeciągnąłem ręką po włosach i ruszyłam pod łazienkę, gdzie zapewnie udała się Ash. Dosłownie zawróciła mi w głowie, nawet nie potafię powiedzieć co takiego w niej było, poprostu była i tyle mi wystarczyło. M sumie byłam nawet gotowy w jakimś sensie się dla nej zmienić, ale nie wiem czy to nie było tylko chwilowe, nigdy tak nie miałem. 

Zszedłem z nią do salonu i usiedliśmy na kanapie, myślałem jak najdelikatniej zapytać się jej o te rany, lecz gdy tylko zacząłem temat widziałem jak dziewczyna się spięła. Pewnie dużo przeżyła i nie chce mi twgo mówic, a ja abyt szybko podjąłem temat, chciałem kontynuowac, przecież nic się nie stanie jeśli mi powie i co? Wypieprzyła mnie z domu, wprost na deszcz. Nie dość, że w pewnym sensie mnie zraniła to jeszcze upokorzyła, chyba jednak nie była kimś za kogo ją uważałem, miałem zły gust- najwidoczniej. Może jednak jest mi bardziej pisane życie szkolnego luzaka z wieloma dziewczynami u boku. One przynajmniej nie miały uczuć. Ja też ich nie musiałem mieć. Dobiegłem do domu , byłem bardzo zły. Wszedłem trzaskając drzwiami, poszedłem się przebrać i usiadłem na sofie w salonie.Znowu nikogo nie było, na co miałem liczyć. Próbowałem się uspokoić, zapomnieć o niej i tyle.Wiecie wymazać to co się działo, tak jak mi zama to zaproponowała. Nie uważała mnie za kogoś poważnego, myślała, że może mną pomiatać, spoko. Nie czułem potrzeby tłumaczena jej tego, a raczej próbowałam zniszczyć tę potrzebę... 

-Miłość zabija-Where stories live. Discover now