-Książe nia białym koniu-

685 34 8
                                    


Matthew:

Dostałem zaproszenie, aby pójść się trochę odstresować z przyjaciółmi, zgodziłem się. Myślałem, że może trochę mnie to rozweseli, jak zawsze gdy tam przebywaliśmy, tam czyli w najpopularniejszym klubie w tym mieście, wiadome było, że dziś będzie tam tłum ludzi. Razem z moimi znajomymi byliśmy tam dokładnie o dwudziestej. Usiedliśmy przy dużej podwójnej kanapie i zamówiliśmy sobie dość ,,mocne,, napoje. Zapowiadała się dobra zabawa, póki do lokalu nie weszła ona. Ash wyglądała obłędnie, od razu gdy weszła do lokalu czułem spojrzenie wszystkich na nią i jej przyjaciółkę, nie powiem, że ona też nie była ładna, ale to nie to. 

Zauważyła mnie, widziałem to.Próbowałem się skarcić za patrzenie na nią, ale to było silniejsze, musiałem ją mieć na oku. Po jakimś czasie zaczęła tańczyć z jakimś debilem, nie znałem go, ale przybliżał się do niej stanowczo za blisko. Moi przyjaciele wyszli dość szybko, tóż po 23, ja zostałem, musiałem ją przypilnować, widziałem, że nie było z nią za dobrze i się martwiłem, gdyż widziałem jak obserwuje ją jakiś mężczyzna.

Lily, dowiedziałem się jak mam na imie. A więc Lily wyszła z dyskoteki a Ash dalej piła, nie podobało mi się to, ale nie miałem zamiaru jej zabraniać. Wyglądała słodko gdy była pijana, teraz zapewne byłaby o wiele milsza, ale jej zachowanie było chujowe i nie zamierzałem się teraz do niej przymilać, poprostu nie chciałem, aby coś jej się stało.

Jednak było warto czekać, nagle jakiś koleś się do niej przysiadł, wyciągnął ją gdzieś za rękę, Ash była tak pijana, że ledwo trzymałą się na nogach, a co tu mówić o wyrwaniu się od oprawcy.  Ruszyłem za nimi, wciągnął ją do toalety, zanim dotarłem na miejsce minęła chwilka, otworzyłem drzwi i ujrzałem Ash, moją Ash! Przypartą bezbronną do ściany i obmacywaną przez tego typa, zaczął ją całować. Wtedy dopiero się wkurwiłem, złapałem typa za fraki i wypeiprzyłem go z łatwością. Nie powiem, trochę go stłukłem, ale należało mu się. Wyprowadziłem Ash z tego baru, coś tam mamrotała, ale nie do końca rozumiałem. Stwierdziłem, że odprowadzę ją do domu, bo z tego co widziałem daleko by sama nie zaszła. Nie chciała ze mną iść, lecz gdy wyrwała rękę z mojej omal się nie wywróciła. Nie miałem zamiaru ciągnąć się z nią powoli po nocy. Złapałem ją w biodrach i zarzuciłem na ramię. Tak doniosłem ją do jej domu.  Coś tam mi dziękowała, ale nie miałem zamiaru z nią gadać, poprostu odszedłem i ją tam zostawiłem, powinna już sobie poradzić. W sumie nie wiem dlaczego jej pomogłem po tym co zrobiła, ale chyba bym sobie nie wybaczył gdyby ten typ ją tam zgwałcił. Gdy zobaczyłem jak zaczyna ją całować przypomniało mi się, gdy ja próbowałem to zrobić, wtedy uciekła, teraz nawet nie mogła się oprzeć. Postanowiłem, że od poniedziłku w szkole nawet nie będę się do niej zbliżał i będę zachowywał się jak wcześniej.


Ashelynn:

-Obudziłam się po dwunastej, o ile można nazwać samowolnym obudzeniem się sytuację, gdy ktoś Ci się wspina na plecy i po nich skacze. 

-Co jest? - wymamrotałam zaspana.

-Ja pierdziele, ile mozna spać? Nie można Cię dobudzić dziewczyno - powiedziała Lily śmiejąc mi się w twarz.

-Aaa, no dzięki. Nie dziw się, poszłyśmy spać koło piątej - usprawedliwiłam się.

-A no tak, przecież gadałyśmy o twoim chłopaku caaałą noc - zaśmiała się znowu.

-Matko.. nie wybaczę Ci tego lamo i nie mów tak o nim - uśmiechnęłam się - nawet go nie lubię.

-Mhmm - przewróciła oczami.

Postanowiłyśmy wstać i w coś się ubrać, dałam Lily jakieś moje zwykłe ciuchy, ja ubrałam dresy, tak było mi wygodnie. Nie przejęłam się nawet krytyką Lily, według niej wyglądałam jakbym była więźniem w szpitalu psychiatrycznym, chyba ma wybujałą wyobraźnię. Zszedłyśmy na dół i zrobiłyśmy sobie naleśniki na śniadanie, usiadłyśmy do stołu w kuchni. Do kuchni wszedł mój brat, coś tam do mnie zagadywał, ale nie zwracałam nie niego uwagi. Zwróciłam uwagę na to jak zaczerwieniła się Lily, gdy wszedł do kuchni i się z nią przywitał, czyżby się już znali?

Niestety Lily musiała iść do domu, jakaś sytuacja rodzinna, stwierdziłam, że ją odprowadzę, nie obchodziło mnie to, że wychodzę tak ubrana, choć koleżanka trochę się ze mnie podśmiewałą z tego powodu. Mieszkała tóż przy kawiarni w której byłam z Jace'm. Tak, wyszłam do miasta tak ubrana, cały czas jej powtarzałam. Wracając spod jej domu spojrzałam przez okno do kawiarni, weszłam do niej chcąc zamówić herbatę, było mi zimno. Zobaczyłam przy kasie nikogo innego jak Matthew'a. Odrazu zrobiłam obrót wstecz i wyszłam, ruszyłam szybko do domu. Dotarłam tam i spędziłam cały dzień na ćwiczeniu z przerwami na oglądanie filmów, to najlepszy zestaw na nudny dzień.


Joseph:

Wszedłem rano do kuchni, moim oczom ukazała się piękna blondynka, koleżanka Ash. Ta blondyna, oczwiście to była Lily, znałem się z nią już wcześniej, zanim się tu wprowadziliśmy, ale nie wiedziałem, że się przyjaźnią. Szczerze to była fajną dziewczyna, a do tego ten wygląd, ale nie miałem zamiaru jej podrywać przy siostrze. 

Ogólnie ostatnio Ash jakoś dziwnie się zachowywała, ale w sumie miała tak często. Pewnie jakieś babskie dni, czy coś w tym stylu. Wybaczam jej to, każdy może mieć gorszy dzień, a przecież była silną osobą.

W szkole układało się bardzo dobrze, byłem jednym z lepszych zawodników w grupie, oczywiście oprócz tego Matthew'a koleś wymiatał. Nie wiem kto go uczył takiej gry, ale co do tego był dla mnie wzorem, z łatwością ogrywał nawet naszego trenera.

-Miłość zabija-Where stories live. Discover now