AU #1 - Zespół

1.5K 55 133
                                    

*Dark Eleven*

Mamy już tak wiele, osiągnęliśmy wszystko, czego byśmy chcieli. Uwielbiają nas tysiące osób, a jednak czegoś nadal tu brakuje. Ta jedna rzecz, przez którą całość nie jest prawdziwa, kompletna...

Każdy koncert przychodzi nam coraz trudniej. Nie potrafimy udawać. Łączy nas ze sobą tak wiele, a musimy to ukrywać. Nie rozumiem, naprawdę.

Mateusz mówi, że to dla publiczności. Ja nie widzę w tym sensu. Skoro nie są tolerancyjni, to niech spierdalają jak najdalej.

Prosiłem go miliony razy, byśmy się ujawnili, ale on się boi. Przeraża go brak akceptacji i ogólna krytyka innych. Może ja jestem po prostu na to bardziej odporny? Co jak co, ale przeszedłem w życiu przez sporo sytuacji tego typu. No może nie koniecznie związanych z moją orientacją seksualną, ale wykluczano mnie ze społeczeństwa już wiele razy z powodu mojej inności. Na szczęście zdołałem znaleźć w sobie tyle siły, by to olać i żyć dalej. Tak właśnie natrafiłem na fantastycznych ludzi, z którymi w późniejszym czasie załorzyłem nasz zespół.

W tym gronie znajdował się również on - mój ukochany. Poznałem go stosunkowo niedawno, a w dodatku przez przypadek. Dosłownie zderzyliśmy się na ulicy. Pamiętam, że niósł wtedy siatki z zakupami, które rozerwały się podczas uderzenia. Zaproponowałem mu pomoc w doniesieniu produktów do domu i tak to się zaczęło.

Te kilka lat spędzonych z nim, były zdecydowanie najlepszymi w moim życiu. Teraz nie potrafię bez niego normalnie funkcjonować. To zabawne, ale prawdziwe.

–Kochanie, nie uważasz, że pora coś zmienić? – spytałem.

–Nie rozumiem, o co ci chodzi – nawet na mnie nie spojrzał. Był zbyt zajęty strojeniem gitary.

–Nie udawaj już. Dobrze wiesz, co mam na myśli – podszedłem do niego i położyłem swoją dłoń na jego, by oderwać go chociaż na chwilę od zajmującej go w tym momencie czynności – Nie uważasz, że nadszedł już czas? Czas, byśmy pokazali światu, co nas ze sobą łączy?

Blondyn niespodziewanie się wdrygnął, strzepując tym samym z siebie moją rękę.

–Znów zaczynasz? Nie chcę się z tobą po raz kolejny kłócić – jęknął.

–Co jest z tobą nie tak do ciężkiej cholery?! – warknąłem-– Ci ludzie zasługują na to, by znać prawdę! – krzyknąłem, wskazując w stronę sceny.

Już lada chwila powinniśmy się na niej pojawić. Tłum wiwatował, zewsząd słychać było wrzaski zniecierpliwienia. Dosłownie za pare minut musimy tam wyjść. To ostatnia szansa na to, by przekonać niebieskookiego. Ten jednak postanowił w dalszym ciągu nie dawać za wygraną.

–Nie. Mówiłem ci to już miliony razy i nie zamierzam zmieniać swojego zdania – odpowiedział spokojnie, po czym wstał i zaczął kierować się w stronę publiczności – Sonia, Yasu, Jerzrozza, już czas.

–I co? Teraz będziesz mnie ignorować? – rozłożyłem ręce. Ten wyszedł na scenę, zostawiając mnie w tyle – Acha, zajebiście – mruknąłem, łapiąc za pozostawioną przez niego gitarę, po czym wolnym krokiem poszedłem w stronę, gdzie udał się zespół.

–DOBRY WIECZÓR WSZYSTKIM! – przywitał się Elek – Myślę, że nie ma co przeciągać! Jerzu, zaczynajmy!

Szatyn zaczął napierdalać w perkusję, a ja tym czasem agresywnie szarpałem struny. Standardowo zaczęliśmy od piosenki "I'm not okay". Był to zdecydowanie nasz wspólny ulubiony kawałek. Cieszyłem się za każdym razem, gdy go słyszałem, nie mówiąc już o jego wykonywaniu.

𝙾𝙽𝙴 - 𝚂𝙷𝙾𝚃𝚈 [ 𝙴𝙻𝙴𝚅𝙴𝙽 X 𝙳𝙰𝚁𝙺 𝙴𝙻𝙴𝚅𝙴𝙽 ]Where stories live. Discover now