Rozdział 14

2.9K 145 28
                                    

— Skarbie powinnaś coś zjeść — mama Matta delikatnie dotyka opuszkami palców mojego ramienia.

— Nie dziękuje — uśmiecham się do niej smutno.

Czuje na sobie jej zmartwiony wzrok, jednak za wszelką cenę staram się go wyminąć. Słyszę, jak powoli opuszcza salę. Siedzę przy Matthew już drugi dzień. Ktoś, kto by tu przyszedł, pomyślałby, że wstałam zza grobu. Już nawet jedna z pielęgniarek nie raz podchodzi do mnie i pyta się, czy nie chce pojechać do domu odpocząć, jednak moja odpowiedź za każdym razem brzmi tak samo. Chciałam tu być... Chcę tu być. Chcę nadal słyszeć jego płytki oddech. Chcę słyszeć jego ciche bicie serca. Chcę każdego dnia dotykać jego delikatnej dłoni przykrywającą moją. Na twarzy jest blady i posiniaczony. Jego usta są suche i popękane. Oczy... Wyglądają, jakby tylko spał, jakby miał się zaraz obudzić... ale nic z tego. Moje oczy są już widocznie podkrążone. Zresztą poliki od łez tez są lekko opuchnięte. Całe pomieszczenie wypełnia ciche pikanie urządzeń podtrzymujących go przy życiu. Czasu do oddania krwi jest coraz mniej. Z każdym dniem słabnie, a lekarze nie wiedzą, jak długo jeszcze wytrzyma. Noce, które są koszmarem, nie zrównały się z niczym, co proponował mi jego ojciec. Albo życie jego syna, albo śmierć. Na samą myśl o tym okropny człowieku zbiera mi się na wymioty. Jego propozycja jest ostatnią rzeczą, jaką zamierzam zrobić. Gdyby tylko był inny dawca...

— Emily, kiedy będę mogła wejść do taty? — Mała pyta, niecierpliwie machając nóżkami, gdy siedzi na jednym ze szpitalnych krzeseł.

— Zaraz myszko tylko zrobią tacie badania. — Przytulam ją mocno, a jej drobne ciałko wtula się we mnie.

Wzdycham i czekam, aż lekarz opuści salę i da znak, że razem z małą możemy do niego wejść. Jednak drzwi nie otwierają się. Głaszcze delikatnie jej długie włoski i lekko przymykam oczy. Czuje, jak mimowolnie obie zaczynamy się uspokajać.

— Dziecko powinnaś wreszcie coś zjeść. — Mama Matthew podchodzi do mnie z kawą i podaje.

— Dziękuje — szepce i biorę łyk. Siada w ciszy i przygląda mi się badawczo.

W końcu daje się namówić na obiad. Mimo że nie chcę iść tu do tej stołówki, dopiero zdaje sobie, jak bardzo byłam głodna. Zjadam cały talerz zupy jarzynowej przygotowanej przez szpitalne kucharki. Zresztą mała też musi być głodna, bo tak, jak ja w trybie natychmiastowym pozbywa się zupy z talerzyka.

Opuszczamy stołówkę, oczywiście mała idzie przed nami, cały czas nucąc coś pod noskiem.

— Powiesz mi, co się dzieje? — Pani Patel patrzy na mnie, oczekując szczerej odpowiedzi.

— Wszystko w porządku — kłamie. Wymuszam uśmiech, jednak coś mi się wydaje, że na nią to nie zadziałało. Odpuszcza, ale coś mi się wydaje, że nie na długo.

Stoję z małą przy łóżku jej ojca. Siedzi na skrawku łóżka i opowiada swojemu tacie, jak bardzo za nim tęskni oraz jak bardzo chce, aby się obudził. Nie mogę się nadziwić, z jaką głęboką miłością na niego patrzy. Jak bardzo go kocha. Nawet nie spostrzegam się, że cały ten czas po moich policzkach staczają się łzy.

— Mała zostań chwilę z tatą. Zaraz wrócę — mówię.

Opuszczam salę i idę w kierunku najbliższych toalet. Wchodzę do pomieszczenia i podchodzę do umywalki. Zaciskam na niej dłonie i pozwalam łzą, aby mogły swobodnie popłynąć. Szybko jednak obmywam twarz i zdaje sobie sprawę, że nie mogę się tak po prostu poddać. Nie teraz. Patrzę w lustro i poprawiam włosy. Prostuje się przed wyjściem i wychodzę. Stoję w szybie i przyglądam się małej. Uśmiecham się lekko i mimowolnie dotykam szyby.

Ostatni dzień. Ostatnia szansa na krew i nic. Czuje i znowu drżę na myśl o mężczyźnie. "Muszę to zrobić" momentalnie spinam się i odjeżdżam spod szpitala. Moje oczy znów stają się szklane, co jakiś czas przecieram je chusteczką i jadę w kierunku domu mężczyzny.
Gdy staje pod jego domem mam natychmiastową ochotę odjechać stąd. Myśl, że to jest jakiś popieprzony sen, przyprawia mnie o dreszcze. Wysiadam na sztywnych nogach. Idę jak robot wyprany, z jakich kolwiek uczuć. Krok za krokiem, chwila za chwilą. Drżącą dłonią dzwonie do drzwi. Biorę głęboki oddech, a gdy widzę mężczyznę, czuje, że momentalnie zastygam.

— A więc zgadzasz się? — Zachodzi mnie od tyłu. Czuje od niego zapach papierosów. Wszystko zaczyna mi się cofać z prędkością światła.

— Zrobię to dla niego. Pod warunkiem, że odda pan krew. — Mój głos drży, a ciało trzęsie się do takiego stopnia, jakby na dworze był mróz.

— Ja zawsze dotrzymuje słowa — mówi i przybliża swoje usta do mojej szyi. Mam ochotę uciec, ale myśl, że tylko dzięki temu Matt może przeżyć, zatrzymuje mnie i przybija do podłogi.

Prowadzi mnie w głąb domu. Czuje, jak panika uwzględnia się w moich oczach, a serce bije tak, jakby miałoby mi zaraz wyskoczyć z piersi. Ściąga koszulkę i wpija się w moje usta. Mam ochotę się wyrwać. Nie mogę, nie mam siły. Przyciska mnie do ściany, a pocałunki stają się coraz silniejsze. Krzyk wydobywa się z moich ust, gdy czuje, że gryzie mnie w bark. Teraz już płaczę. Łzy staczają się po moich polikach, a szloch uwalnia się z moich ust. Po raz kolejny próbuje się wyrwać.

Nie mam siły.

Nie mogę.

Rzuca mnie na łóżko, a jego łapczywe usta złączają się z moimi. Mimo że ciepło łez ogrzewa moje ciało, okrywa je gęsia skórka. Czuje coraz większy ból promieniujący moje ciało. Szybkie bicie serca wypełnia cały pokój.

Zamykam oczy.

Nic nie czuje.

Tylko ciemność.

Znowu się budzę. Nasze dwa ciała są ze sobą złączone. Słyszę jego sapanie. Cała kołdra jest mokra od łez i krwi. Nie mogę na niego spojrzeć... Nie mogę... Nie dam rady... Nie chce tego słyszeć, nie mogę.

Budzę się. Znowu straciłam przytomność. Tym razem leży obok mnie cały pijany. Wstaje tak, aby go nie obudzić. Czuje panikę, strach i łzy. Ubieram się ledwo, orientując się gdzie, co jest. Wybiegam z mieszkania i odjeżdżam z posesji. Jak ja spojrzę mu w oczy? Jak ja spojrzę w oczy jego matce? Jak ja spojrzę w oczy Katy? Jadę przed siebie cały czas, mając przed sobą obrazy, które chce jak najszybciej wymazać. Moje ciało jest spięte i obolałe. Zaciskam mocniej ręce na kierownicy. Czuje, jak po raz kolejny moje poliki pokrywają się łzami.

Wchodzę do domu i czuję pustkę. Wchodzę do łazienki i nawet nie potrafię spojrzeć w lustro. Nie mogę patrzeć na siebie. Nie po tym, co zaszło. Wchodzę pod prysznic i zrywam z siebie resztę zaschniętej krwi. Sycze z bólu, gdy dotykam barku. Wykonuje ostatnie płukanie i wychodzę spod kabiny. Otulam się ciepłym białym ręcznikiem, po czym starannie wycieram ciało. Zakładam na siebie piżamę i idę do sypialni. Opadam na łóżko i wtulam się w poduszkę.

Smutek.

Rozpacz.

Obrzydzenie.

To wszystko wypełnia moją duszę, a serce krwawi w piersi. Cichy szloch wychodzi spod moich ust.

— Tak bardzo za tobą tęsknię — szepce te słowa jak mantrę...

***
Cóż dzisiaj trochę smutno, ale zanim mnie zabijecie życzę wam miłego dnia 😊❤️

Pomóż mi odnaleźć siebie [Zakończone]Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ