Rozdział 24

2.3K 113 15
                                    

Emma

Dzisiaj dzień, który przyprawia mnie o smutek, a jednocześnie o szczęście. Dzień, o którym nigdy wcześniej nie myślałam. Ślub mojej mamy. Mimo że jest to cywilny i widzę, uśmiech mojej mamy ja jakoś nie potrafię się uśmiechnąć. Jestem z niej tak bardzo dumna. Podniosła się po śmierci mężczyzny, którego tak bardzo kochała, a mimo to postanowiła ułożyć swoje życie na nowo. Ja sobie tego nie wyobrażam. Nie wiem, czy miałabym również tyle siły co ona.

Kiedy jest już po wszystkim, najbliżsi składają życzenia, w końcu przychodzi kolej na mnie. Oczy mojej mamy są błyszczące od łez. Zresztą dokładnie takie jak moje. Przytulam ją i czuję, że muszę powstrzymywać emocje, ponieważ zaraz byłaby tu lawina łez.

- No już córeczko spokojnie - gładzi mnie po plecach, dając mi znać, że wszystko jest w porządku.

- Wiem mamo, wiem - wzdycham i robię miejsce cioci i wujkowi.

Zanim się orientuje, wszyscy zbierają się na salę. Oczywiście ja i Clara już dawno jesteśmy na miejscu. Thomas wita już wszystkich gości, a my biegamy po sali, pilnując, aby wszystko było idealnie.

- Odpocznij wreszcie - nalegam.

- Jeszcze raz powiesz mi, że mam odpoczywać, a obiecuje ci, że na kabluje na ciebie twojej mamie za to, że jesteś uparta jak osioł i wzięłaś na siebie większość pracy - mierzy mnie morderczym wzrokiem - zresztą pogadamy, jak będziesz w ciąży - macha niedbale ręką i poprawia obrus.

- Że co? - staje w miejscu, patrząc na nią jak na wariatkę.

- Nie gadaj mi, że nie będziesz miała żadnych dzieci. Emily dobrze wiesz, że kiedyś nadejdzie ten moment - poważnieje.

- Jaki moment? - do rozmowy wtrąca się Thomas.

- Taki, że kiedyś twoja żona zostanie psychologiem - obie wybuchamy śmiechem.

- To prawda skarbie? - pyta i podchodzi do niej, kładąc obydwie dłonie na jej tali.

- Teraz to już chyba późno - daje mu buziaka i idzie witać się z gośćmi. Zresztą ja sama również oddaje się rozmowie.

Gra muzyka, a ja siedzę przy stole i chyba nawet nie zamierzam się od niego ruszać. Jeżdżę palcami po dolnej części kieliszka od wina i myślę. Tak wiem może i powinnam się oderwać. I tak jestem świadoma, że powinnam być szczęśliwa ze względu na mamę. Mimo iż Clara mnie zagadywała, a na dodatek spytała się, czy aby na pewno jestem zdrowa. Nagle słyszę głos Marka.

- Zatańczysz? - pyta, wyciągając dłoń w moją stronę.

- Pewnie - uśmiecham się lekko i niepewnie kładę swoją dłoń na jego dłoni.

Przyglądam się mu uważnie i dostrzegam jak bardzo dobrze na nim leży smoking. Czarny garnitur i biała koszula starannie opina jego klatkę piersiową, a wypastowane buty wyglądają dostojnie. Widzę, że nad czymś myśli i to intensywnie.

- Chciałbym, abyś wiedziała, że bardzo zależy mi na twojej mamie. Nie chcę, abyś pomyślała, że chcę zająć miejsce twojego ojca. Po prostu chcę być przy twojej mamie i się nią opiekować. Nie zamierzam sprawić, aby twoja mama zapomniała o twoim ojcu, bo ja nie chcę zapomnieć o swojej żonie. Zmarła trzy lata temu - mówi cicho starannie, prowadząc mnie w tańcu.

- Bardzo mi przykro - szepczę cicho, nie wiedząc za bardzo jak się zachować.

- Hej uśmiechnij się - unosi mój podbródek i uśmiecha się szeroko - nie powinnaś być z tego powodu smutna. Zwłaszcza że jest to ważny dzień dla twojej mamy.

Pomóż mi odnaleźć siebie [Zakończone]Where stories live. Discover now