Rozdział 21

2.6K 119 19
                                    

Matthew

— Pozwól mi z nią porozmawiać — mówi, cedząc przez zęby — ona powinna wiedzieć, że to ja jestem jej ojcem.

— Zapomnij. Myślisz, że oddam Katy takiemu gnojkowi jak ty? Nie dziwię się, że Lucy od ciebie uciekła, kazałeś, aby usunęła to dziecko, a na dodatek wielce chcesz kontaktów — wypowiadam te słowa z taką wściekłością, że ręka drży mi przy telefonie, co sprawia, że prawie go upuszczam.

— Jest moją córką, ma prawo widzieć się ze swoim ojcem — rzuca oburzony.

— Słuchaj, tyle lat się nią nie interesowałeś, to teraz spierdalaj. To jest MOJE DZIECKO — podkreślam — to ja przy niej byłem. To ja zmieniałem pieluchy, karmiłem i nieba jej uchylałem, a ty nie dawałeś znaku życia. Zniknąłeś i co? Nagle troskliwy tatuś się znalazł? To jest moja córka. — Zaciskam pięści, po czym rozłączam się i zakładam ręce na blat tak, że się na nich opieram. Patrzę w górę i biorę gwałtowny oddech.

— Coś si stało? — Emma wchodzi do kuchni widocznie zmartwiona.

— Nie nic się nie stało — krzyczę i gestykuluje rękami — jadę do pracy — rzucam oschle i trzaskam drzwiami.

Emma

Patrzę na drzwi, które gwałtownie zamykają się.
Oszołomiona stoję w miejscu i nie wiem co ze sobą zrobić. Za dwa dni wyjeżdżam do mamy. Podjęłam tę decyzję ze względu na tatę, bo się, że on by nie chciał, abym była zła na mamę. Siadam w kuchni leży stole i zaczynam zastanawiać się, o co poszło w rozmowie Matthew z jakimś mężczyzną. Zapewne nie jest to błaha sprawa, ale ludzie to nie powód, aby od razu się na kimś wyżywać!

— Emily. — Mała wchodzi do kuchni.

— Co się stało myszko? — Pytam, sadzając ją na swoich kolanach.

— A co jeśli dzieci w przedszkolu mnie nie polubią? — Patrzy na mnie smutnym wzrokiem.

— No jasne, że cię polubią głuptasie. — Całuje ją delikatnie w czoło z szerokim uśmiechem.

— A wiesz, że Blake też chodzi do tego samego przedszkola co ja? — Jej oczka świecą się z radości.

— Naprawdę? A skąd to wiesz? — zagaduje.

— Bo mi mówił. — Uśmiecha się słodko, a ja czuję, jak jej uśmiech działa na mnie jak miód rozlewający się na moim sercu.

— Skoro tak. — Wzdycham i stawiam ją na ziemie.

— To jak dzisiaj płatki z mlekiem? — Powoli wstaje od stołu.

— Nie. — Krzywi się lekko, a ja wybucham śmiechem.

— To, co w takim razie księżniczka sobie życzy? — Podchodzę do blatu.

— Tosty z dżemem — mówi i siada przy stole.

— Jak panienka sobie życzy. — Wzdycham i zabieram się za robienie tostów.

Wyciągam z opakowania dwa kawałki chleba tostowego i wkładam do tostera. Gdy równo przypieczone grzanki są już gotowe, wkładam je na talerzyk i smaruje masłem, a potem dżemem truskawkowym. Stawiam przed nią talerzyk z szerokim uśmiechem.

Pomóż mi odnaleźć siebie [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz