•II•

793 48 53
                                    

•×•×•×•×•×•×•×•×•×•×•×•×•×•×•×

Była godzina piąta trzydzieści a Blaise siedział, razem z Juliette, przy filiżance kawy.

Noga pod stołem cały czas wybijała mu nie równy rytm, uderzając, to kolanem o stół, to stopą o podłogę.

- Blaisey, kochanie nie stresuj się tak. - powiedziała, ciepło śmiejąc się staruszka. - To tylko mała randka.

- Mała randka, ale z kim Julie! Wzdycham do tej dziewczyny od roku! Nie chce jej zaliczyć i zostawić naprawdę ja lubię.

Juliette na chwilę skamieniała tego się nie spodziewała.

- Czyli chcesz... Związku? Ty? - zapytała zdziwiona.

Od megłego Blaise był obrotnym dzieckiem. Wszytko co widział zapamiętywał, nie trzeba było mu powtarzać, popatrzył i na tej podstawie się uczył.

Ale czego można nauczyć się od takiego wzorca jak Valeria, obecnie z nowym nazwiskiem, Orson?

Matka przedstawiła mu tak spaczony obraz miłości, że dla Blaise'a była to jedna z najochydnienszych rzeczy.

W całym swoim życiu nie zdobył się choćby raz na słowo na k. I wszytko wskazywało na to, że nigdy nie będzie zdolny go użyć.

Tak samo ani razu nie przeżył związku, i w tym momencie czuł się jak typowy bad boy z opowiadań, który nie wchodzi w związki, bo jest wielki, okrótny, zły, ale dla tej jedynej może zrobić wyjątek.

Tyle, że on nie był pewien, czy dał by radę zdobyć się dla niej na coś tak okropnego.

Lubił ją, ba, nawet uwielbiał. Chciał spędzać z nią jak najwięcej czasu, cieszył się jej towarzystwem, nawet gdy stała tylko obok niego, cieszył się z przysłowiowego oddychania tym samym powietrzem.

Ale związek... Związek to było nie trwałe pasmo cierpień. Przysięgi na ślubnym kobiercu były gówno warte. Po grób znaczyło dopóki mi się nie znudzisz. A miłość była dyktowana przez stan konta, ładną buźkę czy ilość obserwujących na instagramie...

Zabini westchnął kończąc rozmyślania.

- Nie wiem Julie... Nic nie wiem, chce po prostu spędzić z nią czas, i lepiej ją poznać.

Blaise wstał od stołu odstawił filiżanki do zlewu i chwycił jednego jointa.

Juliette posłała mu mordercze spojrzenie i otworzyła wszystkie okna.

Do mieszkania wpadł zgiełk ulicy. Blaise oparł się o ścianę obok okna i wypuścił dym prosto na zewnątrz.

Chwilę później jego usta opuściły trzy kółeczka z dymu prześciągające się między sobą, przechodząc jedno przez drugie.

W apartamencie nie było śladu po wcześniejszym bałaganie. Julie wysprzątała wszytko, nawet rzygi z dywanu.

Kobieta opadła znowu na krzesło obok wychowanka.

- No więc opowiedz mi coś o niej. - zagadnęła.

- Przecież ciągle o niej słyszysz. Ma piękne rude włosy, w takim intensywnym i nie powtarzalnym kolorze... Cudne brązowe oczy jak kora drzewa, takie bezkresne...

-Blaisey to już słyszałam, chce się dowiedzieć czegoś o jej charakterze.

-Oh... Więc jest niesamowicie odważna, niekonwencjonalna, silna - to powiedziawszy pomasował obolały nos. - lojalna... Zawsze broni swoich przyjaciół. Ja nie szczególnie ich lubię w końcu nasze klasy są od wiecznym wrogami... Stresuje się Julie...

•Shut up | Blinny au•Where stories live. Discover now