•XV•

454 36 51
                                    

•×•×•×•×•×•×•×•×•×•×•×•×•×•×•×

Pierwszą rzeczą jaką Zabini poczuł po przebudzeniu był nieznośny ból głowy.

Otworzył oczy i przeklął. Po części przez ból, po części przez widok jaki zastał.

Apartament wyglądał jak pobojowisko. Potłuczone szkoło na podłodze, ślady krwi w różnych miejscach, zniszczona zastawa, ziemia, wymiociny na dywanie i... Drzwi do ogrodu otwarte na oścież.

Blaise zerwał się gwałtownie ze swojego miejsca i pośliznął na podłodze, w miejscu gdzie ktoś najwyraźniej wylał piwo, albo się zesikał.

Szkoło i kawałki porcelany wbiły mu się w ręce, ale nie zwracając na to uwagi wstał i podbiegł do drzwi.

- Nie, nie, nie... Kurwa nie!- Zabini padł na ziemie pośród zniszczenia.

Jedna z rybek koi pływała do góry brzuchem a druga przestraszona ledwo ruszyła się w rogu oczka wodnego, w którym woda dosięgały ledwie do połowy poprzedniej wysokości. Miała również dużo bardziej mętny kolor a na jej powierzchni pływały plastikowe kubki.

Słoneczniki były połamane i powyrywane. Ich główki bezładnie zdobiły ziemię. Blaise podszedł do nich i wziął zdewastowany kwiat do trzęsącej się ręki. 

Rozejrzał się wokół, mała plantacja marihuany była podeptana doszczętnie, a pnącza winogron niegdyś oplatające balustradę teraz wisiały żałośnie po stronie ulicy.

Hortensje przy wejściu miały zniszczone gliniane doniczki i usychały z braku podłoża.

Pelargonie, które wcześniej wisiały przy szklarni teraz zniknęły zostawiając po sobie puste doniczki.

Do samej szklarni nawet bał się zajrzeć, jego ogród warzywny i ziołowy zapewne już nie istniał.

Drzewko cytrynowe i Rododendron miały połamane gałęzie, ktoś najwyraźniej próbował na nie wejść, niszcząc je doszczętnie.

Różowe peonie będące jeszcze niedawno ozdobą ogrodu teraz pozbawione były kwiatów, zostawiając same gole łodygi

Funkia była cała wydeptana i ledwo odstawała od podłogi.

Jedynym co ostało się nie zniszczone był malutki, pomarańczowy nagietek, wydający mu się dziwnie majestatyczny na tle tego całego obrazu nędzy i rozpaczy.

Podszedł do niego i palcem wskazującym delikatnie pogładził jego płatki.

Czuł, że jest wściekły odsunął się na bezpieczną odległość od kwiatu i zacisnął ręce z wściekłości.

Całe lata jego pracy poszły na marne, czas spędzony na pielęgnacji, na patrzeniu jak owoce jego pracy rosną, godziny, które przepłakał tu w samotności, wszystko przepadło.

Był okropnie wściekły i jednocześnie nieprzemożnie smutny. Poczuł łzy w oczach, ale nie dał im spłynąć w dół. Już nie czuł się bezpiecznie w tym mieszkaniu, to już nie była jego samotnia, jego dom.

Wstał wściekły i nie zaważając nawet na to co ma na sobie wyszedł z domu.

•×•×•×•×•×•×•×•×•×•×•×•×•×•×•×

•Shut up | Blinny au•Where stories live. Discover now