•VI•

491 34 8
                                    

וווווווווווווו×
Blaise tym razem, w drodze wyjątku postanowił nie spóźnić się na lekcję.

Wiedział, że Ginny zawsze jest wcześnie w szkole, więc postanowił pojawić się w placówce jeszcze wcześniej żeby poczekać na dziewczynę.

Ledwo żywy zwlókł się z wygodnego łóżka i powłóczył nogami do łazienki.

Stanął przed lustrem i prawie krzyknął na widok swojej twarzy.

Pod okiem miał wielką ranę zasklepioną skrzepami krwi a wokół niej żółtego siniaka.

Gdy Valeria opuściła jego mieszkanie nie tylko szklanka roztrzaskała się w jego mieszkaniu. Rzucał wszystkim co wpadło mi w ręce. W pewnym momencie przesadził. Wziął do ręki barowy stołek kuchenny i rzucił nim w okno, a to mimo, że było z grubego szkła roztrzaskało się wypuszczając przedmiot na zewnątrz.

Odłamki szkła rozbryzły się na wszystkie strony kalecząc przedramiona Blaise'a i o mało nie trafiając w jego oko.

Był już podpity gdy to zrobił. Nie od razu wziął się za demolkę w domu. Zanim to zrobił zdążył już opróżnić całą butelkę wiskey.

Musiała zejść na dół zabrać krzesło i upewnić się że nie zrobił nikomu krzywdy.

Wokół roztrzaskanego przedmiotu zebrał się spory tłum gapiów w stronę których Zabini ukłonił się zbierając kawałki metalu i tapicerki.

Gdy wrócił do apartamentu zamówił szklarza i czekał na niego dobre dwie godziny.

Przez ten czas do pomieszenia zdążył wlecieć mu klucz kaczek które czarnoskóry musiał wyganiać miotłą na zewnątrz.

Nie wiedział jak zamaskować ranę.

Poszedł do kuchni w poszukiwaniu spirytusu, albo wody utlenionej żeby przemyć szkodę.

Musiał najpierw zdjąć skrzepy i ponownie otworzyć podrażnione miejsce.

Syknął gdy spirytus skontaktował się z jego skórą. Rana była brudna i duża.

Natychmiast chwycił skręta i go zapalił. Znajomy smak pozwolił mu się odrobinę rozluźnić.

Ruszył do pokoju i wyciągnął z niego pierwsze lepsze ubrania. Czarne jeansy i szara bluza z nike'a.

Ponownie spojrzał na sobie w lustrze. Nie było już tak źle, ale wciąż nie było dobrze.

Chwycił plecak po czym wrócił do łazienki po konewkę.

Przeszedł się po mieszkaniu i podlał rośliny w doniczkach. Następnie wymienił wodę w butelkach po Jack'u Daniels'ie, w których stały kwiaty. Gdy już skończył wyszedł na balkon, a bardziej mały ogród by zająć się roślinami na zewnątrz.

Uwielbiał to miejsce. To była jego ostoja, alkowa. Tu mógł odpoczać, zebrać myśli.

Podłoga wyłożona była trawą w rolkach na rozsypanej pod nią ziemi.

Podłoże dopiero zaczęło się przyjmować i Blaise nie był pewien czy trawa w wieżowcu to dobry pomysł, ale nie dbał o to.

Wokół rosło pełno roślin w mniejszych i większych doniczkach.

Na samym końcu w szklarni miała nawet małą chodowlę konopi.

Balkon był naprawdę duży, wyglądał niczym rajski ogród.

W jednym miejscu w usypanym z kamieniu u ziemi pagórku było nawet małe oczko wodne a w nim malutkie rybki.

Wziął leżącą obok niego karmę i dosypał zwierzątkom.

Uśmiechnął się widząc jak ich pyszczki otwierają się i zamykają bez przerwy.

Zawsze gdy miał imprezy musiał zamykać balon tak by żaden z jego pijanych znajomych, po pierwsze, nie próbował wyskoczyć, a po drugie nie zdewastował jego pracy.

Ten ogród był jej jego dziecko. Był odzwierciedleniem osobowości Blaise'a.

Kolorowy, niby chaotyczny ale jednak komponujący się że sobą w jakość chory sposób, pełen spokoju, ale i tętniący życiem.

Nawet gdzieś tam była zamknięta część jego życia z marihuaną, która widzieli wszyscy i która usilnie oddzielał by nie przesiąkła go na wskroś, ale ta ciągle się rozrastała.

Tak samo zgadzało się to, że tylko nie licznych do niego wpuszczał. Jak na razie byli tu tylko Theodore, Draco, Pansy i Juliette.

Spojrzał na wyświetlacz telefonu. Była siódmą dziesięć.

Włożył buty na nogi i zbiegł po schodach zostawiając klucz pod wycieraczką, tak by Jullie mogła wejść i posprzątać.

Ruszył do samochodu i pojechał w stronę szkoły.

וווווווווווווו×

Ginny w tym samym czasie była w trakcie wybierania stroju do szkoły.

Zazwyczaj przychodziło jej to łatwo, ale dziś miała wrażenie, że żaden strój nie jest odpowiedni.

W końcu postawiła na białe boyfriend jeans z dziurami, tego samego koloru bluzkę na ramionczka a na nią zarzuciła koszulę w czerwono - czarną kratę.

Pokusiła się nawet o delikatny makijaż. Obejrzała się w lustrze chwyciła plecak i wyszła do szkoły.

Po drodze cały czas miała wrażenie, że czegoś zapomniała... W końcu doszła że chyba chodziło jej o to że nie zjadła śniadania.

Dopiero tuż przed budynkiem szkoły przypomniała sobie o barcie.

Ron! Miała go obudzić!

W tym samym momencie zadzwonił telefon i już od pierwszej sekundy uderzył ją pretensjonalny ton.

- Ginny! Miałaś mnie obudzić! Przez ciebie się spóźnię!

- Przeze mnie?! Może łaskawy panie następnym razem ustaw sobie budzik i ogarnij dupę jestem twoją młodszą siostrą, a nie niańką!

I rozłączyła się nie zważając, że Ron coś jeszcze mówił.

Usłyszała za sobą śmiech, więc odwróciła się w stronę z której dochodził.

Tuż przed wejściem do szkoły stał Blaise. Uśmiecham się do niej szczerze, a po chwili puścił oczko. Jego policzek zdobiła mała ranka, zaintrygował ona dziewczynę ale postanowiła nie pytać.

Ruda tylko prychnęła i minęła go rzucając jedynie przez ramię:

- Nie myśl, że jak się ze mną umówiłeś to nagle wszystko ci wolno. Wciąż jesteś tylko dupkiem z klasy S.

Zarzuciła włosami i wróciła do dawnej zadziornej postawy. Analizując wszytko w nocy doszła do tego, że za bardzo się przed nim odkryła i musi uspokoić swoje zapędy.

- O i wróciła nadęta Wiewióra.

- Że co proszę?- Gin przystanęła i obróciła się na pięcie.- Jak mnie nazwałeś?

Jej oczy zwęziły się w szparki a wzrok mógł zabijać. Nienawidziła tego przezwiska.

- Hmmm - Zabini udał że się zastanawiała. - Ty nazwała mnie dupkiem więc chyba jest jeden, jeden?

- Nie, dupku - podkreśliła ten wyraz - bo ja mówię prawdę. Przecież jesteś dupkiem

- Phi a ja to niby nie? Jesteś ruda? Jesteś. - czarnoskóry cały czas uśmiechał się kpiąco pod nosem. Cała ta sytuacja była dla niego niesamowicie komiczna.

Ginny nie wytrzymała. Udała że odchodzi obrażona po czym niespodziewanie odwróciła się i uderzyła chłopka z kolana w brzuch.

- Teraz jest jeden, jeden. Dupku.

I odeszła w akompaniamencie wiwatów i śmiechów. Nie potrafiła powstrzymać tego że jej koncik ust znacznie podniosły się do góry.

וווווווווווווו×

Heyo
Uczucie zaczyna się rozwijać ;)

•Shut up | Blinny au•Where stories live. Discover now