Rozdział 24 - „On...On nie żyje"

112 11 2
                                    


Miesiąc później

*Krzysiek*

Piotruś ma już prawie 2 miesiące. Nie mogę w to uwierzyć – ten czas leci zdecydowanie za szybko. Piotruś jest wspaniały, gdybym mógł to spędzałbym z nim każdą wolną chwilę, ale przecież mamy jeszcze dwójkę wspaniałych dzieci. Właśnie Tosiek i Gaja również uwielbiają Piotrusia. Gaja cały czas się do niego śmieje i chce z nim bawić, Tosiek też, ale przy okazji jest chętny do pomocy. Gdyby mógł pomagał by cały czas, ale my nie chcemy go zbytnio obciążać. W końcu on ma własne obowiązki (na przykład szkolne) i na pewno nie potrzebuje dodatkowych. A poza tym też ma kolegów, dziewczynę (tak, nadal są razem) i musi mieć czas dla siebie.

Dzisiaj przyszła do nas moja mama, zresztą to nic nadzwyczajnego, bo przychodzi do nas prawie codziennie – pomaga Emilce i spędza czas z wnukami, ale głównie z Piotrusiem bo reszta jest w szkole lub w żłobku. Ja i dwójka najstarszych dzieci siedzieliśmy właśnie przy stole kiedy moja mama wyciągała kurczaka z piekarnika a Emilka usypiała Piotrusia w jego pokoju (który swoją drogą wygląda nieziemsko). Po pięciu minutach Emilka weszła do kuchni i usiadła przy stole

- Zasnął – oznajmiła kiedy mama podała jej obiad do stołu

- I jak? Puchatek pomógł mu zasnąć? – wszyscy wiedzieli co lub kto to jest Puchatek. To maskotka grająca (z kilkoma muzyczkami do wyboru), którą Piotruś dostał od swojej babci Janiny tuż po wyjściu ze szpitala.

- No a jakżeby inaczej. Przecież on zawsze zasypia tylko przy niej – zaśmiała się Emilka – A tak w ogóle to nie wydaje wam się, że Piotrek jest dzisiaj taki trochę markotny... ale jednocześnie też taki trochę osowiały

- Dokładnie! Mi też się tak wydaję – odpowiedziałem zmartwiony

- Może jakaś choroba się zaczyna... - powiedziała moja mama, również ze słyszalnym zmartwieniem w głosie.

- Odpukać, oby tak nie było – mówiąc to Emilka zapukała w niemalowane drewno pod naszym stołem

- No oby. A tak zmieniając temat to jak tam mamo z Ryszardem? Utrzymujecie jeszcze kontakt?

- A jakoś Wam nie mówiłam, bo byłam za bardzo zaabsorbowana Piotrusiem, ale już nie piszemy ani się nie spotykamy od jakichś dwóch miesięcy. Za duża odległość żeby się poznawać. W końcu do Poznania chwilę drogi jest.

- A na portalu randkowym ktoś interesujący na horyzoncie się pojawił?

- A wiesz, że tak – odpowiedziała ze śmiechem – właśnie chciałam wam o nim powiedzieć

- No to słuchamy

15 minut później

Wszyscy jedli nadal swój obiad (Tosiek jadł już dokładkę kurczaka). Mama opowiedziała nam o Marku z którym pisze już półtora miesiąca i planują spotkanie.

- Powiem wam, że fajny jest taki portal randkowy. Może, ja też bym sobie założyła konto na takim - powiedziała moja żona głośno się śmiejąc

- Ale uprzedź tych swoich mężczyzn, że na spotkania przychodzisz ze swoim mężem – po tym co powiedziałem wszyscy zaczęli się śmiać, łącznie z Gają. Gaja może nie śmiała się z tego co powiedzieliśmy, ale z tego że wszyscy się śmieją.

- A skąd wiesz, że to będą mężczyźni – Emilka odpowiedziała lekko uwodzicielsko po czym naszą rozmowę przerwał telefon Emilki. – Pójdę po telefon

- Chyba jest w salonie! – krzyknęła Janina kiedy Emilka odchodziła

- No jest! Ale akurat się już sygnał skończył – powiedziała jednocześnie wchodząc do kuchni

Życie jest pełne niespodzianek || Emilka i Krzysiek || PIPWhere stories live. Discover now