Rozdział 28 ~ ,,Przecież się nie rozpłynęła!"

73 5 0
                                    


Tego samego dnia, popołudniu

*Krzysiek*

Po udanym spacerze brzegiem morza, który wzbogacony był o wspólne śpiewanie radiowego hitu (który swoją drogą ma naprawdę świetny przekaz), postanowiliśmy udać się do pobliskiej knajpki? Knajpki,nie...kafejki. To określenie lepiej pasuje. Tak więc postanowiliśmy się udać do pobliskiej kafejki na lunch. Niby nie byliśmy aż tak bardzo głodni, ale później zamierzaliśmy iść do muzeum (dokładnie do muzeum ,,Chata rybacka" ), a tam pewnie trochę nam zejdzie, może nie dwie godziny, ale tak z pół, bo jest podobno jeszcze jakaś czasowa wystawa *+ jesteśmy przecież z dziećmi, więc woleliśmy się posilić przed zwiedzaniem.

-Dzieci trzymajcie się blisko nas bo teraz idziemy na lunch. Okej?-spytała przeciągle moja żona o zdanie naszych pociech. Tosiek szedł przed nami, trzymał za rączkę Gaję i po prostu nie chcieliśmy psuć tego wspaniałego widoku szczęśliwej rodzinki, ale ze względów bezpieczeństwa, wolałem wziąść Gaję na ręce. Nie tyle zbliżaliśmy się do ruchliwego molo, co po prostu to obce miasto i sami rozumiecie.

-No dobra. Mały to ja nie jestem - Tosiek powtarza nam to przy każdej podobnej okazji, chcąc zadeklarować swoją samodzielność. My doskonale o niej wiemy, ale to przecież zupełnie normalne,że chcemy dbać o jego bezpieczeństwo.

- Noo. Poczekajcie chwilkę to sprawdzę dokładną lokalizację tej kafejki - przystanęliśmy przy barierce molo i wyjąłem z kieszeni telefon. Po odblokowaniu telefonu wszedłem w ikonkę internetu i wpisałem odpowiednią frazę. Emilka w tym czasie zaczęła pokazywać naszym dzieciom, a głównie Gai, mewy szybujące nad spokojnym morzem.

-I co?-spytał syn po chwili. Miałem już potrzebne informacje i postanowiłem podzielić się nimi z rodziną. Wziąłem Gaję na ręce z powodów takich, o których mówiłem i zacząłem:

-Kafejka znajduje się na ulicy Portowej 23** Z tego co widziałem jest naprawdę bogate i obszerne menu i wydaje mi się,że każdy znajdzie tam coś wedle swojego gustu. Ceny też przystępne- przemówiłem z uśmiechem.

- To tacie należą się brawa za wynalezienie takiej oferty- zaśmiała się Emilka a my po niej na jej żartobliwy komentarz. Nie mogłem się powstrzymać żeby pocałować żonę, której widocznie też się to spodobało. Po chwili jednak oderwaliśmy się od siebie

- Wszyscy są? Wszystko mają?

-Tak!

- To idziemy.

No i tak ruszyliśmy w kierunku kafejki, w profilu szczęśliwej rodzinki, ale to nie było tylko wyobrażenie, to były realia. I bardzo się z tego faktu cieszyliśmy.

Pół godziny później

*Emilka*

Kończymy właśnie posiłek w klimatycznej nadmorskiej kafejce, wbrew naszym przypuszczeniom, ta ulica Portowa nie była wcale tak daleko od morza i molo + jedzenie było naprawdę pyszne, do tego gościnna obsługa i lokal, więc cały lunch przebiegł naprawdę w miłej atmosferze. Wszyscy zamówiliśmy naleśniki z sosem jagodowym, bo dzieciaki nie były przekonane do morskich przysmaków. No trudno. Kiedyś może spróbują, ale wiem,że jak byłam jeszcze dzieckiem, to owoce morza były dla mnie naprawdę niesmaczne i nawet za wizję kupna nowej lalki z dodatkami nie byłam w stanie ich zjeść. W sumie to dość zabawne wspomnienia z mojego dzieciństwa.

Ale może teraz zaprzestanę retrospekcjom, trzeba wracać do rzeczywistości. Po posiłku zaczęliśmy się zbierać do muzeum ,,Chata Rybacka". Chcieliśmy zobaczyć w Jastarnii też jakieś zabytki, nie tylko te nowoczesne rzeczy, a tu są tylko dwa muzea o podobnej tematyce - rybactwo i w ogóle. Wybraliśmy więc jedno również z uwagi na wystawę czasową. Krzysiek sprawdził na stronie internetowej cennik, godziny otwarcia itp. Na szczęście bilety nie były wcale drogie a wystawa na zdjęciach w Internecie zachęcała.

Życie jest pełne niespodzianek || Emilka i Krzysiek || PIPWhere stories live. Discover now