Matczyne sprawy

1.3K 42 17
                                    

Nad całym Archipelagiem zebrały się ciężkie deszczowe chmury; już od samego rana można było domyślić się, że w kolejnej części dnia wioskę nawiedzi intensywny deszcz. Słońce ledwo przebijało swoje nikłe promienie przez gęste, szare obłoki.

Valka Haddock wyjrzała przez niewielkie okno w jadalni; przez panującą wokół mgłę, ciężko jej było określić, czy jacyś wikingowie ruszyli się już z ciepłych i przytulnych chat. Jednak w oddali dostrzegła Pyskacza, który otwierał kuźnię oraz kilkoro jego młodych czeladników, którzy pomimo wczesnej pory i ponurej pogody rozpoczynali dzień.

Każda pora roku ma swoje zalety i nawet takie smutne przedzimie jest potrzebne; jesienna szaruga uspokaja, wycisza i zachwyca swoim spokojem. Valka wiedziała o tym doskonale, w końcu spędziła sam na sam w dziczy dwadzieścia lat swojego życia. Nauczyła się żyć z naturą i doceniać każdy jej aspekt – prażące skórę słońce, lodowate podmuchy wiatru i ostry mróz odznaczający się rumieńcem na policzkach.

Jednak tegoroczna jesień była inna, wyjątkowa i sprawiała, że na twarzy kobiety gościła na stałe radość. Właśnie kończyła przygotowywać niespodziankę dla swojego syna i jego żony.

Valka wstała o świcie i zabrała się chętnie do pracy, wiedząc, że spędzi dziś niemalże cały dzień u boku ulubionej i zarazem jedynej synowej. Kobieta obiecała Czkawce, że przyjdzie potowarzyszyć Astrid, gdy ten będzie na kilkugodzinnym zebraniu w Twierdzy.

Matka wodza spakowała do koszyka kilka potrzebnych rzeczy, ubrała grube futro oraz buty i wyszła ze swojej chaty w mglistą przestrzeń. Kobieta od razu poczuła, jak na jej włosach i skórze zbierają się wilgotne krople rosy. Zatrzepotała rzęsami i przetarła zziębnięte dłonie, kierując się w stronę domu jej syna.

Nowe Berk było znacznie większe niż ich poprzednia osada, co sprawiało, że chaty wikingów nie były ściśnięte obok siebie.

Valka skierowała się w stronę Kręgu Ceremonialnego, przy którym mieszkali młodzi Haddockowie. Kobieta nie narzekała na odległość, która musiała pokonać – uwielbiała bowiem poranne spacery, dzięki którym mogła rozejrzeć się po wiosce. Dziś zdecydowanie wikingowie postanowili pozostać w domach, nic nie wskazywało na to, że ktokolwiek wychyli z ciepłego kąta chociażby nos, ryzykując zmoknięciem i tym samym okrutnym przeziębieniem.

Valka wspięła się po schodach i stanęła przed drzwiami wejściowymi; zdjęła kaptur i zapukała do drzwi, które po kilku chwilach otworzyła jej Astrid.

— Dzień dobry, Valka! Wcześnie dziś do nas zawitałaś. — Blondynka wychyliła się zza drzwi i przesunęła, by wpuścić do środka teściową. Dziewczyna miała na sobie jedynie koszulę nocną i narzutkę, która zakrywała jej ciążowy brzuszek, na którym trzymała jedną dłoń, delikatnie go masując.

— Witaj, kochana. Wiem, że jest dość wcześnie, ale nie mogłam spać i czas mi tak wolno leciał. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tego, że was odwiedzam. — Starsza kobieta zamknęła drzwi, zdjęła płaszcz i spojrzała niepewnie na swoja synową.

— Nie, ależ oczywiście, że nie! U nas w domu zawsze jesteś mile widziana; niezależnie od pory dnia i nocy. — Astrid uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco, wyczuwając jej spięcie. — Po prostu nawet nie zdążyłam się ubrać i posprzątać po śniadaniu — zaśmiała się i podeszła do stołu w jadalni z zamiarem sprzątnięcia brudnych naczyń.

— Daj, pomogę ci. — Valka od razu podeszła do niej, chcąc wyręczyć ciężarną w tym obowiązku.

— Och, daj spokój, świetnie sobie radzę. — Astrid stanęła przy blacie i oparła dłonie o swój brzuszek. — Co prawda jest nam czasami niewygodnie i ciasno, ale dajemy sobie radę. Jeszcze z trzy miesiące musi tam biedactwo gnieździć. — Młoda mama zaśmiała się, patrząc na swoje ręce, które masowały delikatnie jej skórę przez materiał koszuli.

𝐨𝐧𝐞-𝐬𝐡𝐨𝐭𝐬 |𝐇𝐢𝐜𝐜𝐬𝐭𝐫𝐢𝐝|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz