1.1

4.3K 146 111
                                    

Z niewiadomych przyczyn niektórym najpierw wyświetla się ten rozdział, dlatego od razu informuję, zaczynajcie od obsady i prologu. :)

— Dzisiaj pełnia.

Trójka nastolatków przybrała grobowe miny, spoglądając na czwartego, Remusa, który nawet nie podniósł wzroku znad miski wypełnionej płatkami z mlekiem.

Ta informacja nie robiła już na nim żadnego wrażenia. To już siódmy rok szkolny ukrywania się, na szczęście z każdym kolejnym przyzwyczajał się coraz bardziej, a im bliżej tego dnia, tym bardziej to odczuwał. Tracił apetyt, męczyła go migrena, nie mógł się na niczym skoncentrować. Nawet samotne odwiedziny w bibliotece mu nie pomagały, a cisza, którą tak zawsze uwielbiał, doprowadzała go do szału.

Przyjaciele zawsze widzieli, że szatyn chodzi rozkojarzony, ale bardziej zajmowali się wymyślaniem wymówek dla nauczycieli, gdy chłopak po raz kolejny wyszedł z impetem z sali z powodu najprostszego pytania zadanego przez profesora. Wszyscy nauczyciele, jak i podopieczni Gryffindoru, wiedzieli, że to zachowanie kompletnie nie pasuje do wiecznie cichego i opanowanego Lupina, który może i nie wychylał się na lekcjach, ale zazwyczaj umiał odpowiedzieć na każde pytania dotyczące omawianego tematu.

Jednak z biegiem czasu Remus zaczynał sobie radzić z tym, czym rozwiał wszystkie podejrzenia uczniów, jak i nauczycieli. Plotki to było ostatnie czego mu było trzeba.

— Okej, wszyscy już wiemy. Czy możemy choć na chwilę o tym zapomnieć? — Lupin westchnął, przecierając zmęczoną twarz dłonią.

Siedzący obok James Potter uśmiechnął się najbardziej pocieszająco jak tylko mógł, choć sam bywał zmęczony tą sytuacją, tak samo reszta. Poklepał przyjaciela po plecach, po czym zajął się swoimi kanapkami, podczas gdy Peter zaczął marudzić na esej z eliksirów, Slughorna i cały hogwardzki system edukacji. Krótko mówiąc wszystko wróciło do normy, a przynajmniej udawali, że tak było, bo co innego mogli zrobić? Oszukiwali samych siebie, próbując choć na chwilę udać się w zapomnienie i żyć jak inni. Bo tego właśnie każdy człowiek potrzebuje, trochę normalności. Jednakże to wciąż świat czarodziei, nic nie jest i nie będzie normalne.

— Kogo moje oczy widzą? Czyżby to krukońska królowa zmierzała w naszą stronę?

James uśmiechnął się szeroko, patrząc w stronę drzwi do Wielkiej Sali. Syriusz, wiedząc kogo przyjaciel ma na myśli, przerwał jedzenie i odwrócił się, aby spostrzec blondynkę, która stanęła nad nim z wysoką uniesioną głową.

— W czymś ci pomóc, kuzyneczko? — spytał Black, unosząc brwi z wyraźnym rozbawieniem na twarzy. Lubił Adaline, w końcu jako jedyna również uwolniła się od rodu Blacków, odmawiając podzielenia ich radykalnych poglądów na temat mugoli i czarodziejów półkrwi, a także fascynacji czarną magią. Mimo to, ciągłe przekomarzanie się i dokuczanie sobie zostało im jeszcze z dzieciństwa. Oboje mieli silne, przywódcze charaktery, co prowadziło do pewnej rywalizacji między nimi, poza tym byli w różnych domach, co tylko podkręcało wyścig.

— Chciałam tylko życzyć wam powodzenia na dzisiejszym meczu. I nie martwcie, postaramy się pokonać was bezboleśnie.

Adaline uśmiechnęła się triumfalnie, a jej kuzyn przewrócił oczami, kręcąc głową.

— Tyle lat, a ty wciąż swoje. — mruknął pod nosem znudzony zachowaniem dziewczyny.

Blondynka miała już przygotowaną ciętą odpowiedź, ale nie wykorzystała jej, bo nagle poczuła chłodną dłoń na swoim nadgarstku.

— Ada, daj spokój i chodź zjeść to śniadanie, już wystarczająco długo czekałam, aż się wyszykujesz w dormitorium.

Delikatny żeński, markotny głos zwrócił uwagę nawet zamyślonego Remusa, który podniósł wzrok znad jedzenia. Przy kuzynce Syriusza spostrzegł ciut niższą od niej brunetkę, która patrzyła na koleżankę znudzonym wzrokiem. Również miała już po dziurki w nosie tych dziecinnych wymian zdań, które miały miejsce prawie codziennie.

stone cold | remus lupinWhere stories live. Discover now