1.11

1.2K 86 50
                                    

Znajomy gwizd odjeżdżającego pociągu, stukot butów i tłum uczniów oraz rodziców, szukających swoich dzieci.

Peron 9 ¾.

Nadia westchnęła ciężko, rozglądając się za którymś ze swoich rodziców. Ku jej uldze, ujrzała ojca, zamiast matki, dzięki czemu zyskała jeszcze kilka minut ciszy i spokoju, zanim wejdzie wprost do paszczy lwa, inaczej mówiąc – spotka rodzicielkę. Ona, w przeciwieństwie do pana Burgess, zawsze zadawała mnóstwo pytań o szkołę i oceny. Nadia może i była dobrą uczennicą, ale dla jej matki to nie było wystarczające. Przecież dobry może być każdy, ona musiała być najlepsza.

Ku jej oraz Black zdziwieniu, pan Burgess nie stał sam. Rozmawiał z chudą, wysoką kobietą o idealnie prostych, platynowych blond włosach, które spadały swobodnie na jej smukłe ramiona. Respekt jaki wzbudzała wśród ludzi można było wyczuć nie tylko po tym jak przechodzili oni obok ze spuszczonymi głowami, ale i po mrocznej aurze, którą rozsiewała. Nadia wyczuła ją, nie zamieniając z kobietą nawet słowa.

Uśmiechali się do siebie uprzejmie, wymieniając zapewne grzecznościowe zwroty. Kiedy blondynka przesunęła oczami po zatłoczonym peronie, Ada od razu złapała z nią kontakt wzrokowy. Westchnęła ciężko i z ociąganiem ruszyła w jej stronę, a Nadia za nią.

— Witaj, córeczko. — jej wąskie usta wykrzywiły się w sympatyczny uśmiech, który wręcz zmroził krew w żyłach Nadii. Kobieta była tak opanowana i miła, że aż przerażająca. Może dlatego, że z opowieści Adaline zawsze wynikało zupełnie inaczej. — A ty musisz być Nadia. Druella Black. Miło mi cię w końcu poznać. — odparła, wyciągając bladą dłoń w stronę brunetki.

— Mi również. — bąknęła, łapiąc niepewnie jej rękę, która była tak zimna jak jej niebieskie oczy, przeszywające ją na wskroś. Nie mogąc znieść intensywnego wzroku kobiety, spojrzała na ojca, który na powitanie ledwo się do niej uśmiechnął.

— Mąż i ja niezmiernie się cieszymy, że odwiedzisz nas w przerwę świąteczną. — rzekła, wygładzając dłońmi swój czarny, długi płaszcz. Natomiast Krukonka, mimo zapewnień kobiety, miała nieodparte wrażenie, że entuzjazm państwa Black nie jest do końca szczery, a przynajmniej niebezinteresowny. — Nie będziemy was dłużej zatrzymywać. Przekaż żonie najcieplejsze życzenia, Arthurze.

— Naturalnie, Druello. Wesołych świąt.

Nadia spojrzała ostatni raz na koleżankę i zdążyła się jedynie krótko uśmiechnąć na pożegnanie, nim poczuła znajome szarpnięcie w okolicach pępka.

~*~

Wigilia w domu państwa Burgess przypominała bardziej stypę niż święto do celebrowania. Przy długim, drewnianym stole siedziało kilkanaście osób ubranych na czarno. Ich grobowe miny nie wyrażały kompletnie nic, ani radości ani znudzenia. Wszyscy byli obecni ciałem, ale nie duchem. Przez ciszę panującą przy rodzinnym stole, Nadia miała wrażenie, że każdy dokładnie słyszy dźwięk przeżuwanego przez nią kurczaka. Łącznie z ciotką Meredith, która była już lekko przygłucha przez swój podeszły wiek albo przynajmniej udawała. Dziewczyna doskonale czuła jej palący wzrok na sobie. Ona tylko czekała na jakąś jej wpadkę, aby móc zmieszać ją doszczętnie z błotem. Uwielbiała oceniać ludzi, wytykać im błędy, a już w szczególności młodym, tak jakby miała im za złe, że sama jest już tylko zgorzkniałą staruszką. Dlatego też Krukonka wraz ze swoim młodszym o dwa lata kuzynem, Alfredem, była pod ciągłym odstrzałem podczas rodzinnych spotkań.

— Jak sobie radzisz na stanowisku Prefekta, Nadia? — spytała jej matka, a ona przełknęła przeżuwany przez długi czas kęs i odchrząknęła cicho.

stone cold | remus lupinWhere stories live. Discover now