1.12

1.3K 96 18
                                    

Nie gniewajcie się, ale na wstępie zrobię małą reklamę mojej nowej książki, która wleciała niedawno na wattpada. Tym razem wyszłam spoza uniwersum HP, a w roli głównej występuje Timothée Chalamet. Więcej nie zdradzam, to świeżutki projekt, ale zainteresowanych zapraszam serdecznie na „Rêveur". :)

A teraz wracamy do Remka i Nadii!
Ps. Zrobiłam mały update obsady, więc zachęcam do zerknięcia.

Rezydencja Blacków nie różniła się zbyt od domu rodzinnego Nadii. Czarna, metalowa brama, otwierająca żwirową drogę, która prowadziła do ogromnej posiadłości. Niektórzy darzyli ją mianem zamczyska, co zupełnie nie zdziwiło dziewczynę.

Stojąc kilka kroków od masywnych drzwi z ciemnego drewna, Burgess ścisnęła mocniej rączkę od swojego kufra, odczuwając dziwny stres na myśl o spotkaniu z tak wielmożnym rodem. Czuła się jakby wydostała się z jednej paszczy lwa i została wrzucona do kolejnej. Pytanie tylko, która gorsza? Odpowiedź przyszła szybko. Gdy poczuła smukłe, ale silne ramiona uwieszające się na jej szyi i usłyszała radosny, dziewczęcy pisk, poczuła ulgę i delikatne ciepło w środku. Rzadko kiedy cieszyła się na czyiś widok, jednak po pięciu dniach spędzonych w rodzinnym domu, spotkanie z Adaline było jak raj na Ziemi.

— Tak strasznie się za tobą stęskniłam. — wymamrotała blondynka. — Ty chyba też. — zachichotała, czując jak przyjaciółka obejmuje ją i odwzajemnia uścisk ze swego rodzaju czułością.

Nadia odsunęła się i uśmiechnęła się delikatnie, kiwając głową. Pomijając fakt, że mogła wyrwać się z domowego piekła, to przez te kilka dni rozłąki naprawdę zaczęło jej brakować tej blond czupryny i donośnego śmiechu.

Z ciut lepszym nastawieniem przekroczyła próg domu, gdzie na wstępie powitali ją Druella oraz Cygnus Black.

— Nadia, dobrze cię widzieć. — uśmiechnięta kobieta pogłaskała brunetkę po ramieniu, a Adaline przewróciła oczami, nie kryjąc irytacji, jaką wzbudzała w niej własna matka. Jej serdeczność była tak sztuczna, że przyprawiała ją o mdłości.

— Adaline, oprowadź koleżankę. Za pół godziny obiad. — odezwał się mężczyzna, na którego Burgess dopiero wtedy zwróciła swój wzrok. Był nieco wyższy od swojej żony, jednak równie nienaturalnie chudy. Miał kręcone włosy, które zapewne odziedziczyła po nim Ada, jednak w odróżnieniu do jej, były czarne jak smoła. Jego ciemnobrązowe tęczówki ledwo wychylały się spod ciężkich powiek i kontrastowały z jego bladą cerą. Smukły, długi nos oraz zarysowana linia szczęki sprawiały wrażenie ostrych rys twarzy, które tylko podkreślały wyrafinowanie i powagę czarodzieja.

Tak jak nakazał, tak też się stało i już po chwili Krukonki ulotniły się na piętro, gdzie zmierzając do pokoju Black, mówiła ona po krótce o każdym pomieszczeniu, które mijały. Mimo, że dom był równie duży co Nadii, miała ona wrażenie, że lada moment może zgubić koleżankę w jednym z ciemnych korytarzy. Nie mógł się równać z metrażem Hogwartu, jednak gdyby miała wybierać, wolałaby zgubić się w szkole niż w rezydencji Blacków, która miejscami przypominała jej starożytny grobowiec.

Po przekroczeniu progu pokoju Adaline, wydawało się jakby znalazły się w kompletnie innym świecie. Przeważające błękitne i beżowe kolory oraz nowoczesny wystrój kontrastowały z resztą domu. Dzięki jasnym barwom pokój wydawał się być naprawdę duży, a zarazem przytulny.

— Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jesteś. — słowom blondynki towarzyszył cichy trzask drzwi. — Przez te kilka miesięcy zdążyłam zapomnieć jaka moja rodzina jest popaprana. — dodała, podchodząc do dużego, dwuosobowego łóżka i szybko znalazła się na bawełnianej, białej pościeli w niebieskie motyle. Nadii zupełnie nie zdziwił ten lekko infantylny, uroczy motyw poszewki, idealnie pasował do właścicielki.

stone cold | remus lupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz