prolog

2.5K 132 129
                                    

Mała brunetka siedziała na bujanej ławeczce w ogrodzie posiadłości jej rodziny, machając nóżkami, które nie sięgały do ziemi. Jej duże, brązowe oczy wpatrywały się w błękitne niebo, szukając ciekawych kształtów puszystych obłoków.

Uśmiechnęła się promiennie, widząc chmurę, która, jej zdaniem, wyglądała jak mały królik.

— Nadia.

Surowy głos matki dziewczynki rozniósł się po ogrodzie. Siedmiolatka zeskoczyła z ławki i szybko podeszła do kobiety, która stała w drzwiach tarasowych. Podniosła głowę i w rękach ojca, który stał obok, spostrzegła dużą klatkę, a w niej śnieżnobiałą, małą sowę.

Radosne iskierki błysnęły w oczach dziewczynki, a ona westchnęła z zachwytu, patrząc na piękne zwierzę. Od małego była wrażliwa na naturę, co nie do końca pasowało rodzicom, którzy uważali tę cechę za oznakę słabości.

— Jak się pewnie domyślasz, sowa jest dla ciebie, moja droga. Chcemy, żebyś ją ułożyła. Tak, aby była ci posłuszna. Będzie ci potrzebna, gdy za cztery lata dostaniesz swój list z Hogwartu. — wyjaśniła pani Burgess, choć tak naprawdę miało to być wyzwanie, dzięki któremu córka wyzbyła się wszelkich słabości, a nabyła władczych cech.

Regina Burgess wiedziała, że na tym świecie przetrwają tylko twarde charaktery, pozbawione wszelkich uczuć, które tylko zaślepiały człowieka. Ludzie są okrutni, dlatego jedynym sposobem jest być jeszcze gorszym. Tego też chciała nauczyć swojej jedynej córki.

~*~

Minął miesiąc od kiedy Nadia dostała prezent. Była zachwycona zwierzęciem i traktowała ją jak przyjaciela. Nie przejmowała się tym, że matka kazała jej ją wychować, żeby robiła to co rozkaże. Jednak Regina Burgess była inteligentną kobietą i doskonale widziała z jaką łagodnością córka podchodziła do ptaka, zupełnie jakby ta była człowiekiem.

Nadia siedziała na łóżku, a na szafce nocnej stała sowa, która gruchała zadowolona, gdy dziewczynka głaskała ją delikatnie po główce. Siedmiolatka uśmiechnęła się, karmiąc ją ziarenkami, gdy nagle z impetem do pokoju weszli jej rodzice.

— Coś ty zrobiła? Kazałam ci ją wychować.
Wściekła matka patrzyła na córkę i zwierzę, nie mogąc uwierzyć, że po tylu staraniach zrobienia z córki silnej kobiety, ta nadal była czuła i wrażliwa na wszystko, co ją otacza.

— Oswoiłam ją. Jest cudowna. — odparła brunetka, nie zdając sobie sprawy z tego jak bardzo zawiodła rodzicielkę.

— Przykro mi, Nadio, ale ten świat cię stłamsi, jeśli będziesz się przywiązywać do najmniejszej rzeczy. A zwierzę to nie człowiek, masz być jej panią, a nie przyjaciółką.

Kobieta pokręciła głową i spojrzała na męża porozumiewawczo.

Arthur Burgess zawsze zgadzał się z żoną, a raczej bał się kiedykolwiek jej sprzeciwić, dlatego też nigdy nie stanął w obronie córki.

— Nie pozostawiasz nam wyboru. — powiedział tonem, w którym nie dało się usłyszeć nawet złości, tylko zimną obojętność.

Mężczyzna podszedł do zwierzęcia, złapał je za głowę i szybkim ruchem skręcił mu kark.
Nadia wpadła w niepohamowany płacz, nie wierząc w to co się właśnie stało.

— Kiedyś to zrozumiesz.

I zrozumiała dość szybko, gdy przez kilka długich dni nie umiała się pozbierać po tej stracie. To doświadczenie nauczyło ją, że każde przywiązanie do drugiej istoty wiąże się z cierpieniem, bo przecież nic nie trwa wiecznie.
Obiecała sobie nigdy w życiu nie dopuścić nikogo do siebie na tyle, żeby jego odejście lub czyny mogły jakkolwiek ją zranić. Była obojętna na wszystko i wszystkich.

Tak jej matka dokonała swojego celu, jej córka stała się taka sama jak ona - zimna jak skała.

No i jest prolog!
Będę wdzięczna za wszystkie gwiazdki i komentarze, na pewno da mi to pozytywnego kopa do kolejnych rozdziałów, a pierwszy pojawi się na dniach. :)

PS. Zaczerpnięte z pewnego filmu, pewnie większość domyśla się z jakiego. ;)

stone cold | remus lupinWhere stories live. Discover now