Ukochany wstęp

1.2K 62 31
                                    

Krótki dzwonek do dzwi. Podniesiony głos ciotki Petuni i krzyk Dudleya. To ostatnie, co wyniósł z domu, gdy Pan Weasley po niego przyszedł.  Wsiadł do starego Fiata Anglii razem z Ronem, który również przyjechał go odebrać. To były pierwsze cztery minuty, a chłopak już zaczął rozmawiać o Quidditchu. Jak on wytrzyma z nim przez prawie dziesięć miesięcy? Jak mógł z nim wytrzymać?  Przecież on jest cholernym Wybrańcem, a nie Panią Hooch, żeby odpowiadać na pytania, czy dostanie się do drużyny, czy nie. Harry miał nadzieję, że Hermiona już będzie w Norze i powstrzyna swojego ukochanego przed zanudzeniem Pottera na śmierć.                                            

I tak, Hermiona była w Norze, niestety zakopana w książkach. Wstyd się przyznać, ale Harry dopiero w te wakacje zaczął się uczyć. Ale za to nauczył się zaklęć ponad programowych.  I tak książki były ciekawsze niż, quidditch przez wieki, więc dosiadł się do dziewczyny i rozpoczął naukę. Zaintrygowana gryfonka spojrzała na chłopaka ciekawskim wzrokiem, lecz chyba stwierdziła, że po prostu Harry wreszcie zrozumiał, że to od nauki zależy jego życie. Gdyby wiedziała dlaczego chłopak się tak zachowuje, na pewno coś by z tym zrobiła. Szkoda ,że gdy zauważy co się stało, będzie trochę za późno...

Pociąg do Hogwartu. Radosne głosy starszych uczniów i przestraszone twarze pierwszorocznych. Puste lub wypełnione po brzegi przedziały. Normalni uczniowie i on, Draco Malfoy. Naczelny prefekt, oraz obiekt westchnień wielu osób (głównie ślizgonek). Przez wielu uważanego za idealnego, ale miał pewną słabość. Potter. Wywoływał u niego sprzeczne uczucia. Nienawiść napewno, ale to drugie? Draco nie wiedział. Wiedział jednak, że ta głupia Parkinson tak go wkurwia, że chyba wyrzuci ją z przedziału. Niestety, ale na jej nieszczęście, Draco nie gustował w płci pięknej. Mimo, że patrząc na Pansy, nie wiadomo czy przypadkiem nie płci brzydkiej.

Wielka Sala. Rozgadani członkowie domów, bądź tylko wsłuchujące się w konwersację pojedyncze jednostki. Taką jednostką był Harry Potter. Wczytany w swoje myśli, jednak słuchając swoich przyjaciół.  Lecz nie tylko on zachowywał się dziwnie. Profesor McGonnagal z zaciśniętymi ustami obserwowała szesnastolatka, który nic nie jedząc i siedząc cicho odpłynął w swoje myśli. Dumbledore chyba nie myśli, że chłopak naprawdę musi przejść przez przydział jeszcze raz!

Dyrektor Dumbledore. Mównica. Tiara przydziału. Niebieskie smutne oczy spoglądające zza szkieł okularów na zimno spoglądającego na przyjaciół nastolatka. Skoncentrowany wyraz twarzy, roztrzepane kruczoczarne włosy i bądź, co bądź piękne zielone spojrzenie. I okulary, przez które świat widoczny jest z innej perspektywy. I blizna, blizna, przez którą stał się taki rozpoznawalny. Blizna przez którą się nienawidzi. Bo po co mieć sławę, jeżeli nie masz zapewnionej ochrony, rodziców i przede wszystkim miłości.

-Proszę o jeszcze chwilę uwagi- Profesor Dumbledore wstał z wymuszonym uśmiechem na twarzy.- Chciałbym powiedzieć, iż Tiara Przydziału chce przenieść pewnego ucznia do innego domu. Harry Potterze, podejdziesz?

-...Oczywiście dyryktorze- Zaskoczony chłopak wstał ze swojego dotychczasowego miejsca i podszedł do Profesor McGonnagal, która nałożyła mu Tiarę na głowę.

-Harry Potter... Chcę Cię przenieść do odpowiedniego domu. Domyślasz się pewnie, że chodzi mi o Slytherin. Zapytam tylko, czy tego chcesz?- wzięła głos Tiara.

-Wiem, że nie mam wyboru. Tak przenieś mnie, mam nadzieję, że te węże mnie nie zjedzą- odparł Potter.

-No tak, Panie Potter, nie masz wyboru. Chciałam tylko być uprzejma.- odpowiedziała Tiara w jego głowie.- SLYTHERIN!


Mam nadzieję, że nie jest najgorsze. za wszystkie błędy przepraszam i proszę o gwiazdkę lub komentarz pod rozdziałem. Jeny, ale ja się ekscytuję :) (543 słowa)

Na łasce// DrarryWhere stories live. Discover now