7. | Czarna Kotka |

2.4K 224 115
                                    

Przez całą noc Adrien nie zmrużył oka. Sam nie wiedział, czy ma się cieszyć, czy martwić. Jeżeli dobrze zrozumiał pokrętne wskazówki Mistrza Fu, kluczem do odzyskania Marinette była Emma. Czy jego życie mogło być jeszcze bardziej tragiczne? Czy naprawdę, żeby odzyskać ukochaną żonę, musiał narażać na niebezpieczeństwo życie swojej córki? W jego głowie kotłowało się milion myśli. Najchętniej sam znalazłby jakieś inne rozwiązanie, żeby ocalić Marinette, jednak Mistrz wyraził się dostatecznie jasno. Tylko Emma mogła sprowadzić Marinette z powrotem do domu.

— Tatku? — odezwała się cichym głosem Emma, wyrywając go z rozmyślań.

— Tak, tak, słucham cię, Kocurku.

— Nie słuchasz... — westchnęła, biorąc w dłoń zapisaną koślawym pismem kartkę. Zmarszczyła brwi i wpatrywała się w nią, dokładnie analizując swoje zapiski. — Zobacz, wszystko dokładnie rozpisałam, każdy wers. "Tam gdzie w morze wbiega wiatr". Wydaje mi się, że będzie potrzebny Longg. No wiesz, on też mi się śnił. Mówiłam ci, że to dzięki niemu rzeka rozstąpiła się w moim śnie. Może trzeba wykorzystać wietrznego smoka? — zapytała, dopisując czerwonym długopisem kolejną adnotację ze strzałką. — "Czeka rzeka, niosąc brzemię lat" – to też dość oczywiste... Tam musi płynąć jakaś rzeka. Wydaje mi się, że właśnie pod tą wodą musi się kryć ta świątynia z mojego snu. Tylko co miało znaczyć "Gdy nie masz nic, już wszystko masz"? — spytała, podsuwając kartkę w stronę ojca.

Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. W ułamku sekundy, kiedy jej dłoń przesuwała kawałek papieru po blacie dębowego stołu, Adrien zauważył kątem oka błyszczący pierścień, zaraz obok złotego pierścionka ze szmaragdem, z którym, oczywiście po uprzednim powiększeniu u jubilera, nie rozstawała się nieprzerwanie od dziesięciu lat. Nie zastanawiając się nad tym co robi, chwycił gwałtownie jej dłoń i przyciągnął przed swoją twarz, by przyjrzeć się uważnie dobrze znanej biżuterii.

— Natychmiast mi to wytłumacz! — warknął tonem, jakim nigdy dotąd nie odezwał się do córki. — Jakim prawem ukradłaś pierścień?!

W oczach Emmy zabłysnęły łzy. Była w kompletnym szoku. Jej ukochany tatuś nigdy w życiu nie podniósł głosu ani na nią, ani na jej braci. Wyrwała z trudem swoją dłoń z jego żelaznego uścisku i wstała z krzesła, przewracając je.

— Tato, zrozum! Plagg to mój przyjaciel, wychowywałam się z nim! Nie mogłam pozwolić, żeby wrócił do szkatułki — również podniosła głos, wycofując się zapobiegawczo na kilka kroków.

— Oddaj mi go natychmiast. To niebezpieczne i lekkomyślne! — zagrzmiał, również wstając z impetem od stołu.

Na palcu dziewczyny, pierścień mienił się na jasno-zielony, metaliczny odcień, będąc tym samym bardzo dobrze zauważalnym, jednak w całym amoku, w jakim się znajdował, Adrien nigdy wcześniej nie zwrócił na niego uwagi. Plagg wyściubił główkę z kieszeni czarnej bluzy swojej podopiecznej i już miał się odezwać, kiedy przeszkodził mu roztrzęsiony z nadmiaru emocji głos Emmy.

— Plagg nie jest niebezpieczny. Nie oddam go — rzekła, pozbywając się ostatnich oznak strachu. Musiała być silna. Miała misję, której nie mogła zawalić. Po raz pierwszy w życiu sprawa tak wielkiej wagi spoczywała w jej dłoniach i nikt nie mógł jej w tym przeszkodzić, nawet ojciec.

— Emmo, nie zmuszaj mnie, żebym zdjął go siłą. Oddaj pierścień — stwierdził dobitnie, choć o wiele spokojniej, nie spuszczając spojrzenia z jej twarzy.

— Kocham cię tato, ale musisz zrozumieć, że nie mam już pięciu lat. Jestem odpowiedzialna za to, żeby mama mogła do nas wrócić cała i zdrowa, a nie zrobię tego bez mojego miraculum.

Trylogia szczęścia część 3: Pokaż się!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz